Zamienił mieszkanie w śmietnik. Sąsiedzi od lat proszą o pomoc
Nieporadny życiowo pan Zbigniew z Łodzi żyje wśród sterty śmieci. Jego lokal jest nieogrzewany, zadłużony i pozbawiony prądu. Pozostali mieszkańcy kamienicy narzekają na odór i brud. Boją się, że w budynku pojawią się robaki. Lokatorzy chcą, by ktoś pomógł panu Zbigniewowi. Problem był wielokrotnie zgłaszany administracji kamienicy oraz pomocy społecznej. Na razie bez rezultatu.
O pomoc w tej dramatycznej sytuacji poprosili naszą redakcje zdesperowani sąsiedzi pana Zbigniewa. Nie mogli już dłużej spokojnie patrzeć w jakich warunkach żyje. Najaktywniej o pomoc dla sąsiada walczy pani Izabela, która 2 lata temu zamieszkała w łódzkiej kamienicy. Boi się nie tylko o niego, ale przede wszystkim o bezpieczeństwo swoje i 4-letniego syna.
- Nie chcę być gwiazdą w telewizji, ale już nie mam sił z nimi walczyć o godne życie dla mojego syna. Nie chcę za każdym razem wracać ze sklepu i wymiotować. Nie chcę patrzeć jak mój Kuba wychodząc płacze, bo musi codziennie przechodzić koło tych drzwi. Najbardziej boją się epidemii u robactwa, że mogą zalęgnąć się karaluchy czy jakieś pluskwy – powiedziała pani Izabela.
Sąsiadka, która najdłużej walczy o zlikwidowanie problemu, tłumaczy, że śmieci do mieszkania zaczęła znosić jeszcze matka pana Zbigniewa, a mężczyzna dokładał kolejne.
- To jest człowiek niewydolny życiowo, skoro nawet nie umie poprosić o pomoc. Wychodzi o 5 rano, a przychodzi późno wieczorem. I to jest dzikus, on ucieka przed ludźmi. Ja zgłaszałam problem w administracji i MOPS-ie. Urzędnikom ciężko jest, bo nie można go dorwać. Natomiast administracja nie robi tak naprawdę nic. Jakiś pan był, który miła to wypsikać, ale powiedział, że tam nie wejdzie – relacjonowała pani Izabela.
Jeszcze tego samego dnia późnym wieczorem wróciliśmy do kamienicy. Razem z sąsiadami udało nam się porozmawiać z uciążliwym sąsiadem. Stwierdził, że całe dnie pracuje sprzątając przy kościele w zamian za jedzenie.
- Nie stać mnie, żeby iść do innego mieszkania, bo nie mam w ogóle pieniędzy – powiedział.
Reporterka: A co by pan chciał panie Zbyszku? Mam pan jakieś życzenia?
- A co ja mam chcieć w ogóle?
- No żyć chyba normalnie, nie chciałby pan?
- (milczy).
- On jest zostawiony na śmierć. W telewizji co dzień trąbią, zwracajcie uwagę na ludzi podczas mrozów. A ten człowiek tam jest – powiedziała pani Izabela. W chwili, gdy z nią rozmawialiśmy za oknami było 15 stopni mrozu, a pan Zbigniew nie ma w mieszkaniu ani ogrzewania, ani prądu.
Poprosiliśmy o interwencję straż miejską. Po naszych namowach do mieszkania pana Zbigniewa skierowano patrol, ale mężczyzna odmówił przetransportowania do ciepłego schroniska. A że jest w lokalu zameldowany, funkcjonariusze okazali się bezradni.
Następnego dnia wcześnie rano sąsiedzi poinformowali nas, że mieszkanie pana Zbigniewa właśnie jest sprzątane. Niezwłocznie pojechaliśmy na miejsce.
Reporterka: Panowie są z administracji?
Pierwszy z mężczyzn: Tak.
- A co to się stało, że dzisiaj nagle udaje się sprzątać?
- My wykonujemy polecenia szefa w tej chwili.
- Sąsiedzi mówią , że administracja tutaj lata nic nie robi.
Drugi z mężczyzn: Słyszałem, że 8 lat. Teraz jak jest zimno, to much nie ma. Ale jak będzie ciepło, to już by nam muchy zaczęły latać koło głowy, wszędzie. Nie dało by się pracować. I ten zapach by się ulatniał gorszy.
Udaliśmy się do administracji kamienicy. Jej kierowniczka zapewniła, że lokal był częściej sprzątany niż raz na 8 lat. - A dlaczego MOPS się nie włącza? My nie możemy tego człowieka np. ubezwłasnowolnić. Pisałam pisma o to, żeby się MOPS włączył, żeby był tam jakiś opiekun, który pomoże sprzątać, który miałby nadzór nad tym człowiekiem – dodała.
Po wyjaśnienia skierowaliśmy się do Moniki Pawlak, rzeczniczka Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Łodzi.
Reporterka: Dlaczego do tej pory nikt z pracowników ośrodka do tej pory, do tego pana nie dotarł, bo ja wczoraj dotarłam.
Rzeczniczka: Będę bronić pracownika, choć akurat broni się sam, ponieważ bywa tam. Ostatni raz był tam wczoraj po południu, około godz. 13, 14 i nikogo nie zastał.
- Ten człowiek tam jest, po prostu jest. Trzeba tam pójść wieczorem.
- Staramy się pomóc. Nie jest winą pracownika, że pan ma taki tryb życia, jaki ma. Pracownik ma określone godziny pracy, określone są one przepisami. Pracownik powiadomił poradnię zdrowia psychicznego. Jeśli będziemy mieli orzeczenie lekarza, to będzie powód, żeby wystąpić do sądu z wnioskiem o umieszczenie na leczeniu bez zgody pacjenta. Takie rzeczy robimy, ale to sąd wydaje takie decyzje.
Mieszkanie należy do miasta. Jest zadłużone na kilkadziesiąt tysięcy. Pan Zbigniew ma nadal tytuł prawny do lokalu, bo sprawa o eksmisję trwa.
- Administracja działała, żeby uprzątnąć mieszkanie, a MOPS działał, żeby doprowadzić do leczenia pana – przekazała Jolanta Baranowska, rzeczniczka prasowa Urzędu Miasta w Łodzi.
Reporterka: I ani jedno, ani drugie się nie udało. Trzeba zadbać, żeby sąsiadom nie stała się krzywda. Tam jest dziecko, tam są starsi ludzie.
Rzeczniczka: Dokładnie, ale pani redaktor, to nie będzie szybciej, bo nie zrobimy czegoś bezprawnie.
- Szlag mnie trafia. 20 lat nikt się nad nim nie pochylił. 20 lat ten człowiek tak żyje i nikt mu ręki nie podał. On by tu umarł i też nikt by nie przyszedł, nawet by ciała nie posprzątali – podsumowała pani Izabela.*
* skrót materiału
Reporterka: Małgorzata Frydrych
mfrydrych@polsat.com.pl