Policja potwierdza, że nie spowodował kolizji, a PZU obciąża jego polisę
Chociaż nawet policja potwierdza, że to nie on brał udział w kolizji, od trzech miesięcy Piotr Jędrkowiak z Jutrosina niedaleko Rawicza toczy nierówną walkę z ubezpieczycielem o to, by z jego polisy nie wypłacano odszkodowania komuś, kogo na oczy nie widział. Po interwencjach mężczyzny PZU usuwa jego dane z systemu, ale po jakimś czasie znów wracają.
Piotr Jędrkowiak jest informatykiem. Wiedzie spokojne życie z rodziną w niewielkim Jutrosinie. 3 stycznia z listu z PZU dowiedział się nagle, że dwa tygodnie wcześniej swoim cinquecento spowodował kolizję.
– Zatelefonowałem do PZU i dowiedziałem się, że rzeczywiście taka szkoda miała miejsce i nawet przyjąłem mandat oraz podpisałem oświadczenie jako sprawca – opowiada.
Zszokowany pan Piotr od razu wszedł na swój profil w Ubezpieczeniowym Funduszu Gwarancyjnym, gdzie sprawdzić można swoją historię OC. I tu przeżył jeszcze większe zaskoczenie.
- Już w dniu, kiedy przyszło do mnie pismo, że miałem spowodować wypadek, Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny wskazywał, że dla tej szkody, która została zgłoszona przed okresem świątecznym, nastąpiła wypłata w kwocie 956 zł i 62 gr. De facto bez pytania mnie, czy w ogóle brałem w tym udział – opowiada pan Piotr.
Mężczyzna pojechał na policję, aby tam spróbować się czegoś dowiedzieć. Dowiedział się, że kolizja była, ale… nic więcej wiedzieć nie może, bo nie jest jej uczestnikiem.
- W miejscowości Jutrosin na rynku doszło do uszkodzenia zaparkowanego pojazdu. Sprawca odjechał z miejsca zdarzenia. Z relacji świadków nie wynika, żeby pan Piotr w ogóle znajdował się na tym miejscu zdarzenia i jego pojazd również. W naszej sprawie nie ma żadnego śladu w dokumentacji o istnieniu pana Piotra – informuje Beata Jarczewska z Komendy Powiatowej Policji w Rawiczu.
- Tego dnia o godzinie 11:00 pan Piotr, co poświadczyłem swoim podpisem na zaświadczeniu, znajdował się we Wrocławiu, w siedzibie naszej firmy – mówi Krzysztof Kozłowski, szef działu, w którym pracuje pan Piotr.
Utwierdzony w przekonaniu, że padł ofiarą błędu, pan Piotr usiłował sprawę wyjaśnić w PZU. To obiecało, że usunie szkodę z jego konta. 9 lutego szkoda zniknęła. Ale radość nie trwała długo.
- Coś mnie tknęło, żeby ponownie to sprawdzić i 20 lutego ponownie w Ubezpieczeniowym Funduszu Gwarancyjnym odkryłem, że pod tym samym cinquecento znowu jest szkoda. Daty się zgadzają, kwota identyczna, czyli pojawiła się ponownie ta sama szkoda, która była w styczniu – opowiada pan Piotr.
Mężczyzna ponownie interweniował w PZU. Napisał reklamację. I znowu teoretycznie z sukcesem.
- Znów zniknęło, ale dwa dni później się pojawiło, na ten moment jest tak, że dalej jesteśmy sprawcami – tłumaczy Aleksandra Jędrkowiak, żona pana Piotra.
Pan Piotr za nie swoją szkodę płacić nie chce. Nie poddaje się. Razem z nami kolejny raz usiłuje sprawę wyjaśnić. Najpierw zatelefonował do Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego.
- Myśmy już to przekazali do PZU, żeby zweryfikowali, co tam wyczyniają na pana koncie. Tylko nie ma odpowiedzi. Wszystkie dane wprowadzają do bazy ubezpieczyciele i tylko oni mogą je usunąć. Nie jest to kwestia błędu technicznego komputera, tylko ktoś raportował szkkodę z PZU, po czym ją usuwał, po czym znowu ją raportował - usłyszał.
Mężczyzna udał się do więc PZU.
Pracownik: Może to pojawia się w Ubezpieczeniowym Funduszu Gwarancyjnym automatycznie?
Pan Piotr: Fundusz dzisiaj powiedział, że to się nie pojawia automatycznie, tylko za każdym razem musi być to wysłane od państwa, żeby oni takie coś wprowadzili…
- Aha, rozumiem.
- To wychodzi z PZU.
- No, nie wiem, ze swej strony tylko mogę tutaj zaproponować to, żeby pan po prostu poczekał na odpowiedź.
- Ja już czekam trzeci miesiąc. Już mnie nerwica bierze, naprawdę bierze mnie nerwica.
- Pomyłki oczywiście wszystkim nam mogą się przydarzyć, także w takich wielkich przedsiębiorstwach jakim jest PZU, natomiast problemem jest uparte trwanie w tym błędzie i brak jakiejkolwiek refleksji – zauważa adwokat Piotr Kaszewiak.
Zapytaliśmy PZU, w jaki sposób ustaliło, że sprawcą kolizji jest pan Piotr i dlaczego się tej wersji trzyma. Ubezpieczyciel rozmowy przed kamerą odmówił.
"Uprzejmie informujemy, że przepisy prawa obligują nas do zachowania tajemnicy ubezpieczeniowej. Jednocześnie informujemy, że skontaktowaliśmy się z klientem i bezpośrednio z nim wyjaśniliśmy tę sprawę" – głosi treść oświadczenia.
- Zbliża się kwestia zapłacenia OC jednego auta, drugiego auta i przyjdzie moment, że będziemy musieli 10 000 zł zapłacić za auto. Za coś, czego żadne z nas w życiu nie zrobiło – podsumowuje Aleksandra Jędrkowiak, żona pana Piotra.*
* skrót materiału
** Już po realizacji reportażu biuro prasowe przekazało sprawę pana Piotra Rzecznikowi Klienta PZU, który osobiście dzwonił do mężczyzny z zapewnieniem, że usunięto go z bazy i już do niej nie wróci. Pan Piotr z pewnością będzie to sprawdzał.
Reporterka: Irmina Brachacz-Przesmycka
ibrachacz@polsat.com.pl