Były żołnierz stracił nogi i rękę. Marzy o nowoczesnych protezach

Radości życia od Andrzeja Lackowskiego mogłaby się uczyć większość z nas. Jest to o tyle niezwykłe, że mężczyzna nie ma dłoni i obu nóg. Jego dramat zaczął się w wojsku, gdzie uległ wypadkowi przy ładowaniu rakiety. Historia pana Andrzeja poruszyła sąsiadów, którzy zbierają pieniądza na protezy. Niestety, bez pomocy widzów „Interwencji” celu nie uda się osiągnąć.

W 1991 roku Andrzej Lackowski był młodym, zdrowym mężczyzną. Miał wiele planów i marzeń, ale wypadek w wojsku zmienił wszystko.

- Przy rakietach ziemia-powietrze mi szarpnęło i zahaczyło. Trzeba było to odblokować i w tym momencie nastąpił niekontrolowany wystrzał – opowiada pan Andrzej.
Maszyna pociągnęła pana Andrzeja za mankiet z taką siłą, że doszło do wyrwania barku. Od tego czasu ręka była bezwładna, rehabilitacja nie przynosiła skutku, po dwóch latach doszło do amputacji dłoni.

Jak się okazało, dla pana Andrzeja i jego rodziny to był dopiero początek kłopotów. Problemy z krzepliwością krwi spowodowały, że po dziesięciu latach od amputacji ręki trzeba było amputować lewą nogę, a po następnych sześciu - prawą.

- Już sobie przyswoiłem, że mam tylko tę prawą rękę i muszę nią wszystko wykonywać, przesiadać się, ubierać, myć się. Wszystkie czynności wykonuję. Jak chcę coś sięgnąć z niższych pólek, to zejdę i z powrotem siadam na wózek – mówi pan Andrzej.

- Potrafi sam się umyć, oskrobać ziemniaki, posprzątać, pościerać kurze. Dla taty nie ma rzeczy niemożliwych – dodaje Karolina Lackowska.

Pan Andrzej nie narzeka na swój los. Jest na rencie, ale chce pracować, żeby pomagać rodzinie. Dorabia na pobliskim parkingu.

- Za każdym razem były to umowy śmieciowe, nie wyższe niż 900 zł. Czy deszcz, śnieg, wiatr, zimno zawsze pan Andrzej na tym parkingu jest. Bardzo chce tę pracę mieć. To niesamowite, bo jest wielu zdrowych ludzi, którzy za najniższą krajową nie pójdą do pracy – mówi Sebastian Skaja, który pomaga panu Andrzejowi.

- Żołnierz nigdy się nie poddaje i tego się trzymam - komentuje Andrzej Lackowski.
Największym marzeniem pana Andrzeja są protezy. Te, które miał z NFZ, szybko się połamały. Te, o których marzy, kosztują dla niego fortunę – po 150 tysięcy złotych za każdą. NFZ może dołożyć do każdej jedynie kilka tysięcy złotych.

- Jak byłem u tego pana, co robi protezy, to kazał mi pomyśleć i tą ręką trzymałem, otwierałem - super. Każdy palec rusza się osobno. Można złapać talerz, można złapać kartkę papieru, czy na przykład klucz do drzwi – opowiada pan Krzysztof.

O nowoczesnej protezie nogi opowiada Mariusz Andrzejewski z firmy Orto Partner. - Kolano ma to do siebie że sczytuje położenie stopy i ono wie, kiedy pan Andrzej będzie chciał wykonać krok do przodu. Utrzyma go też przy siadaniu – tłumaczy.

Historia pana Andrzeja poruszyła serca jego sąsiadów, znajomych, mieszkańców okolicznych miejscowości. Wszyscy zbierają dla niego nakrętki i baterie.

- Ale nie jesteśmy w stanie sami uzbierać tych pieniędzy, on by musiał pożyć ponad sto lat, żeby się udało – mówi Sebastian Skaja.

- To nie jest jakaś wielka prośba, człowiek zasługuje na to, żeby mieć podstawowe prawo do poruszania się. Gdyby np. 400 tysięcy osób oglądających program Interwencja wysłało złotówkę to te protezy byłyby bez problemu dla Andrzeja gotowe - dodaje Kamil Puszcz, który również pomaga panu Andrzejowi.*

* skrót materiału

** Jeżeli chcą Państwo pomóc panu Andrzejowi, prosimy o kontakt z autorką reportażu pbak@polsat.com.pl lub naszą redakcją: intetwencja@polsat.com.pl tel: 22 514 41 26

Reporterka: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl