„Żałuję, że pozbawiłam go życia”. Ofiara czy kat?

24-letnia Małgorzata Stryżyk z Witoszowa Górnego koło Świdnicy dwa lata temu zabiła nożem partnera i ojca dwojga jej dzieci. Twierdzi, że działała w obronie własnej, bo mężczyzna był pijany i próbował ją udusić. Sąd pierwszej instancji uniewinnił kobietę twierdząc, że działała w obronie koniecznej. Prokuratura wniosła apelację i na początku marca proces ruszył od nowa. Kobiecie grozi dożywocie.

Sprawa 24-letniej Małgorzaty Stryżyk toczy się od 2016 roku. To już drugi proces w tej sprawie.

Jest 10 kwietnia 2016 roku, przed godziną 20. Jan S., partner pani Małgorzaty, wraca ze sklepu do domu. Jest pijany, we krwi ma aż trzy promile alkoholu. Kobieta twierdzi, że po powrocie zaczął ją dusić. Wzięła nóż, żeby się bronić.

- Od słowa do słowa zaczęły się kłótnie, zaczął mnie wyzywać. Złapał mnie za gardło i zaczął dusić. Chwyciłam za ten nóż, a on dusił mnie dalej, prowadząc na łóżko. Powiedziałam tylko, że cieknie z niego, że krwawi. Wyszedł na korytarz, a ja zadzwoniłam na pogotowie. On mi zmarł na kolanach – wspomina Małgorzata Stryżyk.

Pani Małgorzata zaraz po zabójstwie trafiła do aresztu, a potem na salę rozpraw. Sąd pierwszej instancji nie dopatrzył się jej winy. Stwierdził, że była to obrona konieczna i wypuścił kobietę. Jednak przy okazji wyszły na jaw tajemnice tej rodziny: alkohol i wieloletnia przemoc wobec pani Małgorzaty.

- Pierwszy raz podniósł na mnie rękę, gdy byłam w ciąży z pierwszym dzieckiem. Nie chciałam od niego odejść, to jest inna sprawa, bo go kochałam. Coraz częściej na mnie podnosił rękę, ale za każdym razem mówił: przepraszam – opowiada Małgorzata Stryżyk.

- On jakiś taki walnięty był. Specjalnie nikt nie chciał się z nim kolegować. Niby miły, ale jakiś taki nienormalny – ocenia sąsiad pani Małgorzaty.

- Moja klienta wychowywała się w rodzinie rozbitej w sposób emocjonalny.  Tam cała rodzina nadużywała alkoholu, w rodzinie była przemoc. W związku z tym te zdarzenia z dzieciństwa miały konsekwencje w jej dalszym losie – uważa adwokat Paweł Zawadzki.

Pani Małgorzata wciąż mieszka z matką  w domu, w którym wydarzyła się tragedia. Ograniczono jej prawa do opieki nad dwojgiem dzieci, które ma z Janem S. Widziały one tragedię.

Kobieta nie wypiera się nadużywania alkoholu. Dlatego po zdarzeniu poszła na odwyk. Twierdzi, że chce nauczyć się normalnego życia, bo tego nie potrafi. W trakcie kuracji po raz kolejny zaszła jednak w ciążę. Ojciec dziecka ją porzucił.

- Człowiek stara się im pomagać, a tu można się wypowiedzieć negatywnie. Była na tym leczeniu, to zaszła w ciążę i znowu dziecko ma. Pojechała się leczyć, a już myślała o głupotach – ocenia sąsiad pani Małgorzaty.

Tymczasem z wyrokiem sądu pierwszej instancji nie zgodził się prokurator, który wniósł apelację. Ta została uwzględniona i sprawa wróciła do ponownego rozpatrzenia.  Drugi proces Małgorzaty Stryżyk może zakończyć się jeszcze w tym roku. Kobiecie grozi dożywocie.

- Oskarżona naszym zdaniem  jest niewiarygodna. Dlatego, że od momentu, kiedy pokrzywdzonego ugodziła nożem do rozprawy sądowej, przedstawiła co najmniej cztery czy pięć wersji zdarzenia – informuje Marek Rusin, szef Prokuratury Rejonowej w Świdnicy.

- Nie wiedziałam tak naprawdę, co się stało. Dopiero przy przesłuchaniu przez policję do mnie doszło, jak to było po kolei. Żałuję, że pozbawiłam go życia, bo mogłam wcześniej jakoś zareagować. Odejść od niego - mówi pani Małgorzata.*

* skrót materiału

Reporter: Marta Terlikowska

mterlikowska@polsat.com.pl