Drogowcy budują obwodnicę. Przejdzie przez prywatny ogród
Przez wiele lat starali się o modernizację drogi poprowadzonej przez ich miejscowość w zamian będą mieć obwodnicę. I to w ogrodzie. Janina i Jan Krasuniowie ze Stężycy na Lubelszczyźnie są załamani decyzją urzędników, którzy za nic mają ich protest. Zapowiadają też, że najpóźniej w przyszłym roku do ogrodu małżeństwa wjadą koparki.
- Spotkała nas wielka krzywda, nie do zaakceptowania. Wybraliśmy to miejsce do końca naszych dni, a władze wojewódzkie, twierdzą, że mogą nam obwodnicę przesunąć pod sam dom. Najgorsze, że o wszystkim dowiedzieliśmy się na początku tego roku, kiedy już wszystkie prace projektowo-uzgadniające są zakończone – mówi Jan Krasuń.
Państwo Krasuniowie są rolnikami. W Stężycy mieszkają od 10 lat. Liczyli na ciszę i spokojne życie. Nawet wtedy, gdy dowiedzieli się o budowie obwodnicy w ich sąsiedztwie. Małżeństwo nie przypuszczało, że stanie się to ich przekleństwem.
- Obwodnica Stężycy była w planach od lat 60., ale ona odsuwała się od nas o 80 metrów. Jedną kreską na mapie ktoś nam chce to wszystko zabrać. Jak tłumaczyłam to w zarządzie dróg, to w ogóle nie chcieli mnie słuchać. Twierdzili, że mają specustawę i mogą z nami zrobić co zechcą, że nawet chałupę mogą rozwalić – opowiadają Krasuniowie.
- Wybiera się taki wariant, który w jak najmniejszym stopniu oddziałuje na środowisko – tłumaczy Paweł Nakonieczny z zarządu województwa lubelskiego.
Według pana Jana problem można było rozwiązać jeszcze na początku tego roku. Gdy małżeństwo dowiedziało się o wybranym przez urzędników wariancie lokalizacji obwodnicy. Wtedy mężczyzna prosił urzędników, by przesunęli drogę o 30 metrów. Urzędnicy nie przystali na kompromis. Zastosowali specustawę, bo… zależy im na czasie.
- Proponujemy inny przebieg tej trasy. Mniej kosztowny, mniej kolidujący w przyrodę i w naszą działkę. Usłyszeliśmy, że za późno, że wybory są w listopadzie – twierdzi Jan Krasuń.
- Zapewne można było zaprojektować tą drogę troszkę inaczej, ale wtedy nie uniknęlibyśmy ingerencji w inne tereny, w inne działki. Czyli coś, kosztem czegoś. Nie udało by się nam tej inwestycji zrealizować w ramach tej edycji regionalnego programu operacyjnego. Przesuwanie tego na kolejną edycję jest bardzo ryzykowne dla społeczności lokalnej i dla inwestora, jakim jest zarząd wojewódzki – mówi Paweł Nakonieczny z zarządu województwa lubelskiego.
Jan Krasuń jest zaskoczony postępowaniem urzędników. Rolnika dziwi też fakt, że obwodnica – we wszystkich czterech proponowanych wariantach - omija przedsiębiorstwo i prywatne tereny jego najbliższego sąsiada – lokalnego przedsiębiorcy. Zdaniem mężczyzny to nie przypadek.
- Kosztem jednego podmiotu gospodarczego, żeby łuki złagodzić, wchodzimy do nas. To jest następstwo pewnej ochrony innego podmiotu gospodarczego. Nie jest tajemnicą że to właśnie ten podmiot lobbował o budowę tej drogi. To nie władze gminy lobbowały, nie mieszkańcy – uważa Krasuń.
- Ja o to zadbałem – przyznaje Jarosław Ptaszek, przedsiębiorca ze Stężycy, którego obwodnica omija. - Mówiłem Jasiowi o tej obwodnicy dwa lata temu. I gdyby on się tym poważnie zainteresował, dotarł do projektanta… A on puścił jednym uchem, drugim wypuścił, a teraz robi wielkie problemy – dodaje.
Pan Jan nie zamierza odpuszczać. Zapowiada kolejne odwołania. Bo co prawda urzędnicy proponują małżeństwu odszkodowanie, ale nie umożliwi ono przeniesienia dorobku życia w inne spokojne miejsce. Krasuniowie skazani są na życie przy obwodnicy.*
* skrót materiału
Reporter: Paweł Gregorowicz
pgregorowicz@polsat.com.pl