Rolnicy tracą krowy. Złodzieje kradną je z pastwisk

W okolicach Bielska Podlaskiego i Białowieży grasuje gang kradnący rolnikom krowy z pastwisk. Złodzieje działają po zmroku, najczęściej w strugach deszczu, by pozostać niezauważonymi. Krowy kosztują po kilka tysięcy złotych. Choć skradziono już kilkanaście krów, to prokuratura umorzyła śledztwo w tej sprawie. Zdaniem rolników śledczy powinni zdziałać zdecydowanie więcej.

Na początku listopada zeszłego roku ofiarą złodziei stał się pan Grzegorz Łapiński z miejscowości Niewino Stare.

- 3 listopada zostały skradzione mi 3 sztuki bydła. Były to dwie jałówki zacielone i jedna krowa. Straciłem około 13 tys. zł – mówi pan Grzegorz.

Kilka dni później bydło zniknęło kolejnym hodowcom. W miejscowości Koćmiery skradziono z pastwiska dwie krowy. A rolnikowi z miejscowości Hodyszewo porwano kolejne sztuki bydła.

- Z 12 na 13 listopada zginęły dwie sztuki z łąki. Krowy były uczepione niedaleko drogi asfaltowej. To było miejsce około 300 metrów od zabudowań gospodarczych. Krowy były wysokocielne, brakowało około 2 tygodni do wycielenia. Taka krowa kosztuje około 4 tys. zł, ale wartość krowy, cielaka i mleka wzrasta do minimum 8 tys. zł – opowiada rolnik Sławomir Zdrojkowski.

- Zginęła jałówka wysokocielna i byk.  Rano wyjeżdżam doić krowy i tych zwierzaków nie ma. Jałówka warta była 5 tys. zł, a byk 3-4 tys. zł – wylicza rolnik Henryk Mazur.

Skradzione krowy nie były ubezpieczone. Rolnicy twierdzą, że objęcie taką ochroną jednej sztuki bydła, to koszt w zależności od rasy od 300 do 400 zł. Hodowców na to nie stać.

Tymczasem policja ustaliła, że kradzieży było dużo więcej. Zniknęło 12 krów. Mimo to prokurator zdecydował się umorzyć wszystkie postępowania w tej sprawie.

- Sprawcy działali głównie w nocy. Dosyć wcześnie zapada zmrok, co ułatwia ich działania. Działali też w czasie opadów, a warunki atmosferyczne zmniejszają możliwość zabezpieczenia śladów – mówi Agnieszka Dąbrowska z Komendy Powiatowej policji w Bielsku Podlaskim.

- Policja ustaliła, że użyto samochodu z przyczepką do przewozu koni, do której zapakowano krowy. Jedna osoba nie byłaby tego w stanie zrobić – ocenia rolnik Grzegorz Łapiński.

O działania prokuratury pytamy Adama Naumczuka z Prokuratury Rejonowej w Bielsku Podlaskim:

Reporter: Czy został sprawdzony monitoring przy okolicznych sklepach, wioskach czy u prywatnych mieszkańców, którzy mają kamery przy domach?
Prokurator: Nie mam wiedzy, czy była taka czynność.
- Ale przecież państwo nadzorowaliście to postępowanie?
- Owszem.
- Takie auto z przyczepą musiało być odnotowane przez system Viatol. Założę się, że nie został sprawdzony, a warto było sprawdzić?
- Pewnie warto było.

Każda z krów posiada kolczyk z numerem i specjalny dokument identyfikacyjny nazywany paszportem. To powinno dawać gwarancję, że bez zgody właściciela bydło nigdy nie trafi w niepowołane ręce.

- Moje krowy posiadały kolczyki, a ja posiadałem paszporty. Jaki ma sens kolczykowanie bydła? Ten system nie jest skuteczny, skoro można ukraść krowę z kolczykami i ją sprzedać – mówi Sławomir Zdrojkowski.

- Nie ma możliwości sprzedaży kradzionych zwierząt, które są oznakowane i mają paszporty – twierdzi Stanisław Śliwiński z Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w Bielsku Podlaskim. Na uwagę, że jednak złodzieje to robią, odpowiada, że „muszą fałszować dokumenty”.

- Wystarczy zabrać krowę z pola, załadować na samochód, uciąć kolczyk i wyrzucić do rowu. Wystarczy założyć inny kolczyk i krowa staje się „innym” zwierzęciem, z innymi papierami – tłumaczy Sławomir Zdrojkowski.

Zdaniem Powiatowego Lekarza Weterynarii w paszportach krowich zawartych jest niewiele informacji, które mogą identyfikować skradzione bydło. Są to: indywidualny numer oraz data urodzenie, rasa i płeć.

- Powinno być inne znakowanie bydła. Do paszportu powinny być dołączone zdjęcia krowy, albo jej części ciała, aby ją zidentyfikować – mówi Sławomir Zdrojkowski.*

* skrót materiału

Reporter: Artur Borzęcki

aborzecki@polsat.com.pl