Pojechał lawetą do wypadku, dziś za niego odpowiada

Piotr Sobiechowski z Wąbrzeźna pojechał lawetą ściągnąć rozbitą Toyotą Yaris, a dziś odpowiada za kolizję z jej udziałem. Choć Warta wie, kto spowodował wypadek, to obciążyła polisę pana Piotra. Wszystko dlatego, że mężczyzna w dniu zdarzenia zdecydował się odkupić rozbity samochód.

Piotr Sobiechowski z Wąbrzeźna prowadzi własną firmę. Zajmuje się między innymi holowaniem aut. 17 września ubiegłego roku dostał wezwanie do wypadku w miejscowości Czaple.

Tam 62-letnia kierująca Toyotą Yaris nie ustąpiła pierwszeństwa przejazdu na skrzyżowaniu i zderzyła się z Oplem Astra.
Pan Piotr wpadł na pomysł, by rozbite auto odkupić. Początkowo chciał je naprawiać, ale okazało się to nieopłacalne, więc wrak wkrótce sprzedał. I pewnie zapomniałby o sprawie, gdyby nie fakt, że kupił następną lawetę i próbując przepisać jej OC, udał się do ubezpieczalni. 

- Tam powiedziano mi, że miałem kolizję i zabrano mi 30 procent ulg. Z początku myślałem, że to jest jakiś prima aprilis, że ktoś sobie żarty robi – opowiada Piotr Sobiechowski.

Okazało się, że konto pana Piotra obciąża kolizja Toyoty Yaris! Państwo Sobiechowscy próbowali sprawę odkręcić. Bez skutku.

- Mamy dowody kupna-sprzedaży samochodu, udało nam się zdobyć zaświadczenie z policji, że ta pani była sprawcą wypadku – wylicza Małgorzata Sobiechowska, żona pana Piotra.
Również Warta i to dwukrotnie pytała policję o sprawcę wypadku, a ta wskazała na 62-letnią kobietę.

- Pojechałem do tego pana do Chełmży. Dowiedziałem się, że ta pani jednak miesiąc po wypadku zmarła. Poprosiłem go, żeby mi napisał, że jego świętej pamięci żona kierowała tym samochodem, a nie ja. Wysłałem tę notatkę do Warty, a ta mi odpisała, że ona ich nie zobowiązuje, bo byłem w tym dniu już właścicielem tego auta i za wszystko muszę ponieść konsekwencje – mówi pan Piotr.

Poszliśmy z mężczyzną do agenta Warty, u którego mężczyzna już wcześniej szukał pomocy. Ten nie zgodził się na oficjalną rozmowę przed kamerą odsyłając nas do głównej siedziby Warty.

Ubezpieczyciel również odmówił rozmowy, zasłaniając się tajemnicą ubezpieczeniową. Pan Piotr musiał zawiesić swoją działalność. Nie stać go na tak wysokie OC lawet.

- Za tę lawetę płaciłem do tej pory 900 zł, dziś muszę zapłacić 2400 zł. Za busa płaciłem 800 zł, a muszę zapłacić coś koło 2500 zł. Dziś do pracy jeżdżę rowerem – mówi Piotr Sobiechowski.

- To są kolosalne sumy dla nas. Może im się nie chce sięgać, szperać w tych papierach, a cierpi niewinny człowiek – opowiada Małgorzata Sobiechowska.*

* skrót materiału

** Odmawiając wypowiedzi ubezpieczyciel zapewnił nas, że status sprawy uległ zmianie, została ona zweryfikowana, a wszystkie dane w Ubezpieczeniowym Funduszu Gwarancyjnym poprawione. Pan Piotr będzie sprawdzał, czy na pewno tak jest.

Reporter: Irmina Brachacz-Przesmycka

ibrachacz@polsat.com.pl