Rodzina w potrzebie. Wszyscy walczą z chorobami
41-letnia pani Joanna z małej wsi niedaleko Lęborka prosi o pomoc dla siebie i czterech córek. Sytuacja jest dramatyczna, bo brakuje nawet na jedzenie. Do czasu choroby pani Joanna utrzymywała rodzinę pracując na stacji benzynowej. Teraz bywa, że przez kilka dni nie może wstać z łóżka. Córki również wymagają leczenia, to jednak schodzi na dalszy plan, gdy nie ma za co kupić zimą opału lub jedzenia.
Pani Joanna jest matką samotnie wychowującą czworo dzieci. Marta ma 21 lat, Olga 19, Karolina 15, a najmłodsza Wiktoria ma 13. Od kilku lat rodzina walczy o przetrwanie.
- Naprawdę nie mam siły… Szkoła, praca, to mnie wszystko już męczy. Jeszcze muszę przy mamie chodzić. Boję się, że mama przejdzie na inny świat i wszystko zostanie na moich barkach – rozpacza Marta.
Pani Joanna i jej dzieci nigdy nie miały łatwego życia. Małżeństwo pani Joanny z Piotrem W. już po kilku latach okazało się koszmarem. Przemoc i alkohol stawały się w domu codziennością. Niestety ich dzieci były świadkami tych koszmarnych zdarzeń.
- Na początku byłam z nim szczęśliwa, ale później już nie. Kiedy wkradł się alkohol, chorobliwa zazdrość, to już nie było tak, jak powinno być. W domu urządzał horror – opowiada pani Joanna.
- Ojciec przyszedł z pracy i pierwsze co, to siadał do butelki. Zdarzało się, że podnosił rękę na mamę – dodaje 21-letnia Marta.
Pani Joanna miała już dość strachu o życie dzieci. Cztery lata temu rozwiodła się. Piotr W. wyprowadził się z domu. Przestał płacić alimenty i ślad po nim zaginął.
Pani Joanna walczyła o córki. Pracowała na stacji benzynowej, o pomoc nie prosiła. Robiła wszystko, by leczyć trzy chore dziewczynki. By zapewnić im byt.
- Mam uraz kręgosłupa lędźwiowego, mam przepuklinę międzykręgową. Prawdopodobnie mam jeszcze rwę kulszową, dyskopatię. To nie jest takie proste, ciągle jestem na lekach przeciwbólowych – opowiada Marta.
- Wiktoria jest po toksokarozie ocznej, miała tasiemca odzwierzęcego w krwi i widzi tylko jednym oczkiem. Karolinka ma niedoczynność tarczycy i musi stosować dietę glikemiczną – wylicza pani Joanna.
Walkę o dzieci przerwała choroba pani Joanny. Najpierw zaatakował ją rak. Kilka miesięcy temu kobieta przestała pracować, bo nie może chodzić. Porusza się o kulach.
- Neurolog stwierdził uszkodzenie nerwów obwodowych. Rano wstaję, jak mam siłę, bo są okresy, że leżę przez dwa, trzy dni – opowiada pani Joanna.
Pomimo przeciwności losu dziewczynki uczą się. Olga przebywa poza domem w szkole z internatem. Najstarsza córka Marta zaczęła dodatkowo dorabiać, by wspomóc mamę i siostry. Niestety, brakuje im pieniędzy. Alimenty na troje dzieci z funduszu alimentacyjnego oraz 500+ na dwoje dzieci nie wystarcza na leczenie.
- Każda pomoc by nam się przydała, cokolwiek. Zdarza się tak, że potrafię nie jeść cały dzień, żeby tylko moje siostry mogły zjeść. Jestem na samej bułce od rana - mówi 21-letnia Marta.
- Kupiłam opał, to nie było co jeść. Najgorsze są te wybory, co jest lepsze, a co gorsze: marznąć albo jeść – opowiada pani Joanna.*
* skrót materiału
Jeżeli chcą Państwo pomóc, prosimy o kontakt z redakcją: 22 514 41 26 lub interwencja@polsat.com.pl
Reporter: Żanetta Kołodziejczyk-Tymochowicz