Kto zabił właściciela kwiaciarni?
Kolejna niewyjaśniona zbrodnia. Ponad 20 lat temu w lesie pod Białymstokiem zostało znalezione ciało pana Andrzeja, znanego w mieście właściciela kwiaciarni. Został brutalnie zamordowany, a sprawcy do dzisiaj nie zostali złapani. Rodzina pana Andrzeja twierdzi, że wie, kto stoi za zbrodnią i wierzy, że sprawcy zostaną w końcu schwytani.
Pan Andrzej miał 41 lat, mieszkał w Białymstoku. Prowadził jedną z najlepiej prosperujących kwiaciarni w mieście. Miał żonę i dwoje dzieci. W połowie lat 90-tych w małżeństwie pana Andrzeja zaczęło się psuć. W grudniu 1995 roku nastąpił rozwód. Jego żona razem z dziećmi wyprowadziła się i rozpoczęła nowe życie. Krótko po tym zaczęła się walka o podział majątku.
- On chciał oddać mieszkanie. Kwiaciarnię chciał zatrzymać ze względu na to, że dawał jej cztery czy sześć tysięcy alimentów, ale jego żona chciała kwiaciarnię i koniec – mówi znajomy pana Andrzeja.
- Zdecydowanie żona pana Andrzeja korzystała ze wszelkich metod i środków, aby tę kwiaciarnię przejąć – mówi Mateusz Krasowski z portalu Zbrodnie z Archiwum X.
Jest 26 maja 1997 roku, w kwiaciarni panuje ogromny ruch. Około dwudziestej pierwszej pan Andrzej rozwozi pracownice do domów. Potem jedzie do swojego mieszkania. Parkuje w garażu. Chwilę później zaczyna się horror.
- Wjechał do garażu i tam go napadli, zanim się garaż zamknął – opowiada pani Barbara, siostra pana Andrzeja.
- Został zaatakowany przez sprawców szpadlem. Ten atak był na tyle mocny, że ten szpadel złamał się – mówi Mateusz Krasowski z portalu Zbrodnie z Archiwum X.
- Były rany w obrębie głowy, korpusu, szyi. Były to rany zadane zarówno narzędziami tępymi, tępokrawędzistymi, jak i ostrymi – mówi Łukasz Janyst z Prokuratury Okręgowej w Białymstoku.
- Miał połamaną rękę i miał złamaną nogę. Twarz miał całą posiniaczoną – mówi pani Monika, matka pana Andrzeja.
- Przyjechali samochodem nad staw. Auto po uprzednim zablokowaniu kierownicy i pedału gazu uruchomili na pych i stoczyło się ono do stawu – mówi Mateusz Krasowski z portalu Zbrodnie z Archiwum X.
- W stacyjce był kluczyk, pedał gazu był zablokowany przy użyciu drewnianego kołka, natomiast kierownica była unieruchomiona poprzez przywiązanie jej gumą do zagłówka kierowcy – mówi Łukasz Janyst z Prokuratury Okręgowej w Białymstoku.
- Latem miał być podział majątku, a w maju już on skończył swoje życie. To było zaplanowane, to morderstwo – mówi pani Monika, matka pana Andrzeja.
Ciało pana Andrzeja zostaje odnalezione następnego dnia: porzucone w lesie, kilkanaście kilometrów od domu. Jego samochód mordercy topią w pobliskiej gliniance. Śledczy gorączkowo usiłują ustalić motyw zabójstwa.
- Na śmierci syna zyskała jego żona. Od razu dostała kwiaciarnię! Mówiliśmy, że podejrzewamy, ale to tylko podejrzenia – mówi pani Monika.
- Mieli alibi. Nie było żadnych podstaw, żeby je w jakiś konkretny sposób podważyć. Przede wszystkim nie zabezpieczono ich śladów - mówi Łukasz Janyst z Prokuratury Okręgowej w Białymstoku.
- Takie rzeczy robi się na zlecenie. Wynajmuje się ludzi, którzy zajmują się tym – mówi pani Barbara, siostra pana Andrzeja.
Rok po zabójstwie śledztwo w sprawie śmierci pana Andrzeja zostało umorzone. Potem do sprawy kilkakrotnie usiłowało wrócić policyjne Archiwum X. Bez skutku. Mimo to bliscy pana Andrzeja wciąż wierzą, że jeszcze poznają prawdę.
- Ojciec przypłacił życiem, bo wyhodował sobie tętniaka z żalu i z tych nerwów, więc taką cenę zapłacił za to, że też nie mógł pogodzić się ze śmiercią syna. Z taką śmiercią – mówi pani Barbara, siostra pana Andrzeja.
- Jego życia i tak się nie wróci, ale prawdę chciałabym poznać. Chciałabym poznać prawdę, jak właściwie było, kto to zrobił – mówi pani Monika. *
*skrót materiału
Reporter: Rafał Zalewski
rzalewski@polsat.com.pl