„Jak ona mogła porzucić dziecko”. Babcia chce wychowywać Dominika

Porzucony w Wielką Sobotę w Katowicach 4-letni Dominik wciąż przebywa w placówce opiekuńczej. Chęć przejęcia opieki nad chłopcem zgłosiła m.in. jego babcia. - Ostatni raz wiedziałam go 13 marca. Był brudny, wyglądał niechlujnie. Córka oddała mi go na dwie czy trzy godziny i pojechała do przedszkola do Starachowic, wymeldowała go – opowiada pani Maryla.

31 marca, jeden z bloków na katowickim Zawodziu. Marlena L. razem z niedawno poznanym partnerem, Grzegorzem P. porzucają dziecko kobiety. To 4-letni chłopiec ze spektrum autyzmu - Dominik.

- Zauważyłam małego chłopczyka biegającego po parterze. Wybiegła też moja córka, zaczęła go tam troszeczkę zabawiać, ale z nim nie było w ogóle kontaktu.  Klęknął w pewnym momencie na dywaniku i uderzył głową o ziemię - opowiada Ewa Kowalska, która znalazła porzuconego Dominika.

Matka chłopca została zatrzymana już dwa dni po porzuceniu Dominika. Jej partner, który pomagał w pozbyciu się dziecka, trafił w ręce policji dzień później.

- Zarówno matce, jak i jej partnerowi postawiono zarzuty z art. 160 KK, czyli mówimy tutaj o bezpośrednim narażeniu na utratę życia, bądź ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Chłopiec nadal pozostaje w placówce opiekuńczej. O jego dalszych losach zadecyduje Sąd Rodzinny i tutaj czekamy na odpowiednie dyspozycje tej instytucji - informuje Paweł Warchoł z Komendy Miejskiej Policji w Katowicach.

- Chciałem jak najlepiej dla niego, ino że nie wyszło. Chciałem go oddać do domu dziecka, ale nie wyszło – mówi dziennikarzom Grzegorz P.

Marlena L. pochodziła z okolic Wąchocka. Mieszkała razem z matką 59-letnią Marylą. Jak twierdzą sąsiedzi, w domu było spokojnie, a kobiety dobrze zajmowały się chłopcem. Jednak w połowie marca, gdy Dominik zachorował, Marlena L. nagle wypisała go ze szpitala i wyjechała do Katowic. Miała zamieszkać z Grzegorzem P., którego poznała przez internet. Do powrotu próbowali namówić ją pracownicy ośrodka pomocy społecznej.

- Ona była atakowana tymi telefonami przez nas wszystkich. Nie wiem - kilkadziesiąt tych telefonów dziennie było wykonywanych. I w końcu nie wiem, po kilku dniach przyszedł jakiś taki zwrotny, ale nie telefon, tylko SMS z innego numeru, żeby jej nie nękać tymi ciągłymi telefonami, bo ona układa sobie życie na nowo, ona poznała chłopaka, jest wszystko w porządku – opowiada Jarosław Michalski, dyrektor MGOPS w Wąchocku

Gdy o porzuconym Dominiku zaczęły informować media w całej Polsce, to pracownica ośrodka rozpoznała chłopca i zadzwoniła na policję.

- Wieczorem w pierwszy dzień świąt dostałam informację. Okazało się, że to jest Dominik. Były tam podane numery na policję do Katowic i zadzwoniłam – wspomina Gabriela Trzos z Miejsko-Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Wąchocku

- To pokój dziecięcy. Wszystko na niego czeka, wszystkie maskotki poprane. Słoń jest ulubiony – opowiada Maryla Lipiec, babcia chłopca.

Pani Maryla ma ogromny żal do córki, nie wie dlaczego wyjechała, od wyjazdu nie może się z nią skontaktować.

- Ostatni raz wiedziałam go 13 marca. Dziecko było brudne, wyglądało niechlujnie, ona tak samo. Smalec, mydło i powidło na głowie miała. Oddała mi Dominika na na dwie czy trzy godziny i pojechała do przedszkola do Starachowic, wymeldowała go. Jak ona mogła zrobić mi to, że ona dziecko porzuciła? – mówi pani Maryla.

Naszej redakcji udało się dotrzeć do informacji o miejscu pobytu pary. Po złożeniu zeznań oboje wyszli na wolność. Widywani są na Dąbrówce Małej w Katowicach.

- Był u mnie, kupował pączki po przecenie dzisiaj – mówi nam ekspedientka jednego ze sklepów, gdy pytamy o Grzegorza P.

- Dwie godziny temu przechodził przez ulicę, ale gdzie on mieszka… On po klatkach mieszka, wszędzie – opowiada jeden z okolicznych mieszkańców.

- On na początku spał po samochodach. Nie wiem, jak to teraz jest, czy ma jakieś mieszkanie, czy z tą dziewczyną mieszka – dodaje inna osoba.

Dokładnego miejsca zamieszkania pary nie udało nam się ustalić. W tej chwili Dominik przebywa w placówce opiekuńczej. Chęć przejęcia opieki zgłosiła babcia chłopca i dziadek.

- Gdybym mogła, powiedziałabym córce, żeby wróciła do domu, ale ja nie mam kontaktu z nią, w ogóle. Grozi jej do pięciu lat więzienia, a jemu trzy. Nie wiem, co w nią wstąpiło – mówi Maryla Lipiec, babcia Dominika.*

* skrót materiału

Reporter: Jakub Hnat

jhnat@polsat.com.pl