Twierdzą, że w szkole nauki jazdy nie mogli… jeździć

Do naszej redakcji zgłosiły się osoby, które zapłaciły za kurs prawa jazdy na samochody ciężarowe w jednej ze szkół jazdy w Kielcach i - jak twierdzą - nie miały możliwości go ukończyć. - Były wymówki, że a to nie działa rozrusznik, albo że plac jest nieodśnieżony, albo że przyczepa nie ma homologacji – opowiada Oskar Fert. Mężczyźnie udało się „wyjeździć” zaledwie 2 godziny, dlatego zrezygnował z kursu.

Oskar Fert pochodzi z Kielc i jest zawodowym kierowcą. Mężczyzna chciał podnieść swoje kwalifikacje i zrobić dodatkową kategorię do prawa jazdy. Na kurs zdecydował się w jednej z kieleckich szkół jazdy, gdzie z góry zapłacił 1500 złotych za naukę.

- Chciałem zapisać się na prawo jazdy kategorii E, żebym mógł pojechać w trasę gdzieś międzynarodową, zarabiać normalne pieniądze. Zadzwoniłem do pani, dowiedziałem się dokładnie, jaka jest kwota. Powiedziała mi jeszcze, że jak zapłacę z góry gotówką to będzie taniej – opowiadał.

Tak jak pan Oskar na podniesienie swoich kwalifikacji zdecydował się pan Piotr. Mężczyzna za kurs prawa jazdy na samochody ciężarowe z naczepą zapłacił ponad 4 tysiące złotych. Obaj panowie twierdzą, że po zapłaceniu kwoty za kurs nie mieli możliwości go ukończyć.

- Było dużo taniej, z tego co pani mówiła to była noworoczna promocja, która miała trwać do końca stycznia. Ja pieniądze przelałem dopiero w lutym. Umówiliśmy się na jazdy, ale odbyłem tylko niecałe dwie godziny, ponieważ dużo rzeczy zaczęło mi tam nie pasować. Podczas szkolenia teoretycznego zaczęli przychodzić ludzie i wypytywać, co ich jazdą, kiedy będą mogli się umówić - wspominał Piotr Skorosz.

- Instruktor po rozmowie ze mną pierwsze, co wymyślił, że 27 ma pierwszy termin, czyli po 17 dniach dopiero od tego momentu, jak ja do niego zadzwoniłem. Później za każdym razem była jakaś inna wymówka, że a to nie działa rozrusznik, albo że plac jest nieodśnieżony, albo że przyczepa nie ma homologacji – mówił Oskar Fert.

Pan Piotr i pan Oskar z powodu niewywiązywania się z umowy firmy chcieli zrezygnować z nauki i wycofać pieniądze. Niestety, do dziś nie otrzymali ani gotówki, ani dokumentów od Agaty J. prowadzącej szkołę nauki jazdy.

- Nie mam ani dokumentów, ani pieniędzy. Byłem kilka razy u tej pani. Twierdziła np., że jest okres przedświąteczny, że księgowa wyjechała do Anglii. Jesteśmy po prostu zawieszeni, nie możemy się nawet zapisać do innej szkoły, bo wszystkie dokumenty są zablokowane – relacjonował Piotr Skorosz.

Obaj panowie w naszej obecności poszli złożyć zawiadomienie na policję. Okazało się, że nie są jedynymi, którzy udali się na komisariat. W toku jest również prowadzone inne śledztwo w stosunku do szkoły.
 
- Obecnie prowadzimy śledztwo pod nadzorem prokuratury ws. złożenia dokumentów poświadczających nieprawdę. Dokumenty, które budzą wątpliwości to między innymi listy obecności na takich kursach, jak również dzienniki zajęć. Prowadzimy jakby odrębny wątek tej sprawy, ponieważ zgłaszają się do nas osoby, które czują się poszkodowane, oszukane przez ten ośrodek nauki jazdy. Mamy informację o 5 osobach, które w ten sposób czują się oszukane – poinformował Kamil Tokarski z Komendy Wojewódzkiej Policji w Kielcach.

- Nie wiem, kto inny zgłaszał sprawę na policję. Pan Fert i pan ten drugi są to pierwsze osoby, które w jakiś sposób są niezadowolone – powiedziała nam Agata J.*

* skrót materiału

Reporter: Klaudia Szumielewicz-Szklarska

kszumielewicz@polsat.com.pl