Spłacają kredyty, a domów nie ma. Nie ma też dewelopera

16 rodzin z Zielonej Góry walczy o dokończenie budowy domów, za które zapłaciły deweloperowi po 250 – 290 tys. zł. Ten najpierw stwierdził, że ma problemy finansowe i zażądał dopłat nieujętych w umowie, a później zamknął swoje biuro i według nieoficjalnych informacji pracuje w Niemczech. Poszkodowane rodziny od ponad roku spłacają kredyty.

To miało być ich wymarzone miejsce na Ziemi. 16 rodzin z Zielonej Góry na początku roku miało zamieszkać w swoich domach na osiedlu w Drzonkowie. Ludzie podpisali umowy deweloperskie z Ryszardem G.

- Sprawdziłem pokrótce, jakie inwestycje on zrealizował. Wybudował dwa osiedla w Zielonej Górze, wszystko było ok – opowiada Krzysztof Biel, jeden z kupców domu.

Budowa domów miała przebiegać w pięciu etapach. Przyszli właściciele wpłacali pieniądze na konta powiernicze i stamtąd deweloper wypłacał kolejne transze. Domy miały mieć powierzchnię od 70 do 90 metrów i kosztować od 250 do 290 tysięcy złotych. Problemy zaczęły się we wrześniu 2017 roku.

- Wcześniej tu pracowało sześć ekip, jak na dużym osiedlu. Potem to było mniej osób niż budujących jeden domek, pytaliśmy dewelopera, co się dzieje. Powiedział, że ma chwilowe problemy. Taka sytuacja trwała trzy, cztery miesiące aż do grudnia, kiedy nas poinformował, że spółka jest zadłużona i będzie musiał ogłosić upadłość – opowiada Maciej Budzyński.

- Deweloper stwierdził, że ma długi u firm budujących i one nie będą kończyły tej budowy, bo za poprzednie faktury nie zapłacił. Proponował, żeby każdy z nas dopłacił (po ok. 40, 50 tys. zł), a on z tych pieniędzy zapłaci długi i wykończy nasze domy – twierdzi pani Ewa.  

Klienci nie chcieli dopłacać deweloperowi, bo nie mieli żadnej pewności, że ten dokończy budowę. Tym bardziej, że do czasu zakończenia prac właścicielem domów jest spółka Ryszarda G. Budowa stanęła.

- Nie tak to miało być. Niedługo bierzemy z narzeczonym ślub, mieliśmy zaprosić gości do swojego nowego domu, a nie mamy nic. Płacimy kredyt, a nic nie mamy – mówi Joanna Edelman.

- Dom miał kosztować w pierwszej wersji 250 tysięcy złotych, jak większość musieliśmy się kredytować. Płacę kredyt już ponad rok i nie mam gdzie mieszkać – dodaje pan Hubert.

Deweloper zamknął biuro i według nieoficjalnych informacji pracuje w Niemczech. Z danych dostępnych w KRS-ie wynika, że prezesem zarządu firmy Ryszarda G. jest… jego matka.
Reporterka:  Dlaczego pana mama była prezesem zarządu firmy, skoro nie ma z tym nic wspólnego?
Ryszard G.: A dlaczego ktoś jest prezydentem Polski, a nie ktoś inny? To są takie śmieszne pytania. (…) Przyjęty plan zbudowania domów dobrej jakości w taniej cenie przy eksplozji (cen) materiałów i robocizny spalił na panewce, taka jest prawda.

- Mówi jakieś bzdury, że materiały budowlane poszły do góry o 30 proc., a wystarczy wykonać parę telefonów do firm budowlanych i się przekonać. Jedno poszło w górę o 10 proc., a drugie 15 proc. w dół bilans jest na zero – mówi Krzysztof Biel, który kupił dom od dewelopera.

Zdesperowani klienci Ryszarda G. złożyli wniosek o upadłość firmy deweloperskiej. Mają nadzieję, że jednak uda im się zamieszkać w wymarzonych domach.

- Od 2016 roku mamy przepisy, które regulują te kwestie inaczej niż wcześniej i wyłączają te domki z masy upadłościowej, co oznacza, że moi klienci mają pierwszeństwo przejęcia tych domków lub dokończenie ich za dopłatami w ramach postępowania upadłościowego. To i tak jest lepsze niż rozmowa z deweloperem, bo takiej rozmowy nie ma – mówi Marcin Pucek, pełnomocnik poszkodowanych przez dewelopera.

- Ja takie rzeczy oglądałem w telewizji, a nie żeby w Zielonej Górze się działy – komentuje poszkodowany Krzysztof Biel.

Reporter: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl