Wybijają w sklepie szyby, oblewają farbą, niszczą zamki. Policja bezradna, mimo kamer monitoringu

Pochodząca z Ukrainy Wiktorija Rostkowska pada ofiarą ataków wandali, którym przeszkadza jej sklep z ukraińską żywnością. Od czerwca ubiegłego roku jej sklep został wielokrotnie oblany farbą, Kilka razy wybito w nim szyby, zapchano zamki, a jej samej przebito opony w samochodzie. Nie pomogło nawet przeniesienie sklepu poza Warszawę.

Kiedy 18 lat temu pani Wiktorija przyjechała na zaproszenie swoich znajomych do Polski, była zachwycona serdecznością ludzi w naszym kraju. Pochodzi z Doniecka na Ukrainie. W Polsce znalazła miłość swojego życia i wyszła za mąż. Żyła spokojnie i pracowała jako fryzjerka.

- Polska to jednak jest bardzo fajny kraj w porównaniu z Ukrainą. Języki też mamy podobne, więc nie miałam z tym problemu. Wyszłam za mąż za Polaka, byliśmy małżeństwem dosyć długo i w tym czasie dostałam obywatelstwo – opowiada Wiktorija Rostkowska.

Małżeństwo pani Wiktoriji rozpadło się. Kobieta została sama. Żeby móc się utrzymać, 6 lat temu otworzyła sklep z ukraińskimi produktami w Warszawie. Przez kilka lat z sukcesem rozwijała swój biznes. Niestety szczęście pani Wiktoriji trwało do czerwca ubiegłego roku.

- Byłam zadowolona, wszystko dobrze szło. Nawet dzwonili do mnie ludzie i dziękowali, że otworzyłam taki sklep. Bo przecież ja sprzedaję też przez internet, na całą Polskę wysyłam – opowiada pani Wiktorija.

Wszystko układało się dobrze do czerwca ubiegłego roku.

- Najpierw przebijano mi niemal dzień w dzień opony na parkingu, kiedy byłam w pracy. Później zepsuto mi zamki w sklepie, a później stłuczono szybę i kolejną. A następnie zalano sklep farbą czerwono-żółtą i jeszcze białą. Zdążyłam wstawić jedną szybę, to wybili drugą, zdążyłam wstawić drugą, to wybito kolejne – opowiada pani Wiktorija Rostkowska.

Ukrainka jest przekonana, że to celowe działanie, ale nie ma pojęcia, kto za tym stoi. Kobieta nie wytrzymała psychicznie tego, co działo się z jej sklepem. W grudniu ubiegłego roku postanowiła go zamknąć.

- Kamery były tam na jedną i drugą stronę. Można zobaczyć, skąd ci ludzie przychodzili, nawet gdzie stali i co robili. Kamery należą do spółdzielni, ale nie chciała mi udostępnić tych wszystkich nagrań, były tylko dla policji – tłumaczy.

Policja sprawy jednak umorzyła, bo jak tłumaczy rzecznik stołecznej policji dla Mokotowa, Ursynowa, Wilanowa Robert Koniuszy: nie udało się sprecyzować, kto stoi za tymi uszkodzeniami mienia. - Zarejestrowany zostały tylko zarys tych postaci. Osoby ubrane na ciemno, w kapturach, czapkach, nie widać było dokładnie nawet tych sylwetek, ponieważ ten zapis był słabej jakości. A już w ogóle nie można mówić o tym, że widać twarz – dodaje.

Pani Wiktorija pokazała nam jednak zarejestrowane przez monitoring wyraźne ujęcie twarzy sprawcy w czapce bejsbolówce. Niestety nie widać na nim oczu mężczyzny.

- Jakby policja trochę się tym zajęła, to na pewno by tam również znalazła ujęcie, gdzie możnaby wyłapać całą twarz. Chociaż dla mnie już z tego ujęcia można dużo powiedzieć. Facet ma duże uszy i nietypowy nos – mówi pani Wiktorija.

- Oczywiście, że dysponujemy takimi zdjęciami, tylko proszę pamiętać o jednym: monitoring nie jest skorelowany z peselem. To nie jest tak, że podpinamy od razu zdjęcie i z tego zdjęcia wiemy, że jest to Jan Kowalski – ripostuje oficer Koniuszy.

- Policja nic nie zrobiła w tym kierunku nic a nic. Bo moim zdaniem jest niemożliwe, by nie wykryć sprawców, kiedy coś się 7 razy powtarza – twierdzi pani Wiktorija.

Załamana kobieta w styczniu tego roku  przeniosła swój sklep do podwarszawskiego Piaseczna. Była przekonana, że to już koniec jej problemów. Niestety już kilka dni później jej sklep został dwukrotnie oblany farbą.

- Ciężko dostać się pod sam sklep, więc postanowił rzucać słoikami z farbą ze środka ulicy. Pierwszy rzut był w kamerę. Przede wszystkim chcę mieć spokój, prowadzić biznes i czuć się dobrze, a nie tak jak teraz. Rano się budzę i nie wiem, co mnie czeka – komentuje pani Wiktorija.

- Zabezpieczyliśmy to nagranie, jednak nie pozwala ono na ustalenie tożsamości, a nawet płci tego człowieka – informuje Jarosław Sawicki z Komendy Powiatowej Policji w Piasecznie.*

* skrót materiału 

Reporter: Małgorzata Frydrych

mfrydrych@polsat.com.pl