Zagrażały mu olbrzymie odleżyny. Po naszej interwencji szpital wreszcie pomógł

Chociaż stan pana Józefa był krytyczny i rodzina przygotowana była na najgorsze, 81-letni mężczyzna wygrał walkę z olbrzymimi odleżynami, których nabawił się w szpitalu i wraca do zdrowia. Jego bliscy twierdzą, że po naszej interwencji stał się cud i personel konińskiego szpitala w końcu zrobił wszystko, by uratować pacjenta. Chcą jednak, by szpital poniósł konsekwencje zaniedbań.

Dziś pan Józef nie jest już więźniem szpitalnego łóżka, ale kiedy odwiedziliśmy go pierwszy raz, cztery miesiące temu, było dramatycznie.

- To nie są rany powierzchowne, tylko dziury w ciele się zrobiły – opowiadała nam wówczas Marta Kaźmierczak, wnuczka pana Józefa.

Historię pana Józefa pokazaliśmy w grudniu. Trzy miesiące wcześniej 80-letni mężczyzna doznał udaru. O własnych siłach wsiadł do karetki i trafił do konińskiego szpitala. Miał wyjść po około 9 dniach. Ale chociaż lekarze udar opanowali, po kilku dniach pobytu na ciele mężczyzny pojawiły się koszmarne odleżyny.

- Jak ja tam nieraz siedziałam 5-6 godzin, to tam w ogóle nikt się nie interesował. Pampersa sami żeśmy przewijali. Nikt nam nie powiedział, by przewracać tatę z boku na bok, tylko ja sama o ten materac poprosiłam. Gdybym wiedziała, jak będzie, to bym w pierwszym dniu kupiła nawet materac – opowiadała Iwona Jąkalska, córka pana Józefa.

Rodzinie pana Józefa udało się nagrać rozmowę z jedną z tamtejszych pielęgniarek.

- To już są od dawna te odleżyny, na neurologii zapaprali sprawę, a u nas środki opatrunkowe są, jakie są, innych nie mamy.
- A jak oni to zapaprali? Tym, że go nie przewracali? Bo oni się tłumaczą udarem.
Tym, że go nie przewracali, bo mamy niejednego takiego pacjenta. Mamy pacjenta z Hiszpanii, który ma taką dziurę, że można pięść włożyć.
- Tutaj też.

Sprawę wyjaśnialiśmy wówczas m.in. ze Zbigniewem Pęczakiem, ordynatorem Oddziału Zakaźnego szpitala w Koninie.
Ordynator: Przyszedł z takimi odleżynami i my je leczymy.
Reporterka: A co robicie? Konkretnie, żeby to dalej nie szło?
- Leczymy.
- Jakieś specjalistyczne opatrunki?
- Tak. Granuflex.
- Bo dzisiaj to taki zwykły wacik był na tej ranie.
- Opatrunki specjalistyczne Granuflex.
- I to wygląda jak wacik? Bo jak byliśmy u tego pana…
- Być może jak pielęgniarki teraz zmieniały, to… w tej chwili nie widziałem.
- To pójdziemy teraz z panem sprawdzić odleżyny. Jakie są opatrunki, przed chwilą byliśmy i nagrywaliśmy…

Ostatecznie ordynator wszedł na salę w towarzystwie rodziny pana Józefa, która nagrała rozmowę.
Ordynator: Akurat teraz rzeczywiście nie ma tego Granuflexu, natomiast ma opatrunki, które się też stosuje na odleżyny z octaniseptem i jałowym gazikiem.
Wnuczka pana Józefa: Gdzie to stosują?
- Stosuje się.
- Na takich głębokich, piątego stopnia, odleżynach? Ja na to w życiu nie pozwolę, żeby on umarł na sepsę!

Bliscy pana Józefa bali się, że to jego ostatnie chwile. Ale po naszej interwencji sytuacja całkowicie się zmieniła.

- Po waszej interwencji znalazły się wszystkie środki do opatrunków, nie brakowało wtedy już niczego. Powiększyła się ilość personelu, przyjęli takie młode dziewczyny do pomocy, do wymienienia pampersów. Także i personelowi się chyba polepszyło, bo jest go więcej – opowiada Iwona Jąkała, córka pana Józefa.

- Były opatrunki, było wszystko. Nic nie brakowało na tym oddziale, nawet pamiętam, że były chusteczki nawilżające z jodyną – mówi Marta Kaźmierczak, wnuczka pana Józefa.

9 lutego pan Józef wrócił do domu. Dziś mężczyzna pod opieką najbliższych dochodzi do siebie. Ma codzienną rehabilitację. Zaczął nawet już mówić.

Bliscy pana Józefa nie składają jednak broni. Chcą walczyć o sprawiedliwość. Złożyli do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez personel szpitala.

- Zostało wszczęte śledztwo ws. narażenia pacjenta na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia bądź ciężkiego uszczerbku na zdrowiu przez zaniedbania personelu medycznego szpitala, który był zobowiązany do szczególnej opieki nad pacjentem – informuje Marek Kasprzak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Koninie.

- Zależy nam, żeby ktoś prowadzący oddział udarowy poniósł tego konsekwencje, żeby wyciągnęli wnioski na przyszłość, że osoba leżąca też chce żyć – tłumaczy Marta Kaźmierczak, wnuczka pana Józefa.*

* skrót materiału

Reporter: Irmina Brachacz-Przesmycka

ibrachacz@polsat.com.pl