Poszkodowani dwa razy. 30 tys. zł za niepochlebną opinię w internecie
Państwo Krwawnikowscy zgodzili się na darmową rehabilitację dla osób starszych, podczas której namówiono ich na kupno urządzenia za 5,5 tys. zł. Małżeństwo po kilku dniach odstąpiło od umowy, ale pieniędzy nie odzyskało. Przełom nastąpił, gdy zainteresowaliśmy się sprawą. Krwawnikowscy mieli też problem z kancelarią odzyskującą wierzytelności, którą wynajęli. Okazuje się, że nie tylko oni czują się poszkodowani jej działaniami.
W 2016 roku u państwa Krwawnikowskich spod Pułtuska pojawił się przedstawiciel firmy z Opalenicy i zaproponował bezpłatną rehabilitację. Starsi ludzie zdecydowali się na zakup urządzenia za pięć i pół tysiąca złotych. Po kilku dniach jednak rozmyślili się.
- Po pięciu dniach wysłaliśmy z małżonką pismo do Opalenicy, że rezygnujemy z tego zakupu i cisza – opowiadał pan Zbigniew, gdy w kwietniu nagłośniliśmy jego historię.
W sprawie interweniowała Longina Liszewska
- Powiatowy Rzecznik Konsumentów w Pułtusku.
- W odpowiedzi na wystąpienie rzecznika, firma potwierdziła skuteczność odstąpienia od umowy konsumentki i poinformowała, że ze względu na kłopoty finansowe zwrot środków nastąpi w najszybszym możliwym terminie – poinformowała Liszewska.
Ale przez dwa i pół roku firma nie oddała państwu Krwawnikowskim ani złotówki. Po naszym materiale z redakcją skontaktował się prezes firmy sprzedającej urządzenia masujące i zobowiązał się do zwrotu pieniędzy.
- Bardzo jestem zaskoczona, w pierwszy przelew to nie mogłam uwierzyć. To idzie ratami, alle może być, do zimy jakoś uskładamy na ten olej, bo to jest nasza bolączka. Jesteśmy bardzo wdzięczni, że nawet po trochu, ale przesyła i Telewizji Polsat, Interwencji jesteśmy bardzo wdzięczni, bo bez tego by nie było żadnych pieniążków – mówi Krystyna Krwawnikowska.
Ona i jej mąż próbując odzyskać swoje pieniądze natrafili w internecie na kolejną nieuczciwą firmę - kancelarię odzyskiwania wierzytelności z Warszawy. Po podpisaniu umowy i wpłacie 1400 zł na koszty prowadzenia sprawy, kontakt z kancelarią się urwał.
- Moja opinia jest do dzisiaj na ich stronie, napisałem, że jest to firma nieuczciwa, nie wykonuje swoich zadań prawidłowo i adres który podają: Marszałkowska 100/102, to jest adres Rotundy, która jest teraz w odnowieniu – opowiada Zbigniew Krwawnikowski.
Kancelaria jest zarejestrowana w Wielkiej Brytanii. Podawany przez nią adres do korespondencji to prywatna willa w podwarszawskiej Podkowie Leśnej, gdzie nikogo nie zastajemy. Kolejny podawany adres również jest fikcyjny.
Kiedy pan Zbigniew napisał w internecie niepochlebną opinię na temat kancelarii, natychmiast dostał wezwanie do zapłaty 30 tysięcy złotych pod groźbą wpisania do BIG-u i na portal dlugi.info. Również nasza reporterka po wyemitowaniu materiału na temat działalności kancelarii otrzymała takie pismo.
- W naszej ocenie wysyłanie takich pism nie jest zgodne z prawem, ponieważ wysyłkę pism z naszym logotypem gwarantujemy tylko naszym klientom. Z tego, co udało nam się ustalić, ta kancelaria naszym klientem nie jest – mówi Grzegorz Pietraszkiewicz z Biura Informacji Gospodarczej.
Nie udało nam się namówić na rozmowę przed kamerą przedstawiciela kancelarii odzyskującej należności.
Po emisji naszego materiału do redakcji zgłosili się kolejni klienci kancelarii z Warszawy. Wśród nich pan Łukasz Wiśniewicz. Mężczyzna mieszka przy niemieckiej granicy. Chciał odzyskać 11 tysięcy złotych z tytułu wykonanych robót budowlanych na umowę o dzieło.
- Coś mnie tknęło i skontaktowalem się z komornikiem. Okazało się, że pieniądze trafiają tylko na moje rzekome konto. Było na nim moje imię, nazwisko i numer konta, którego nigdy nie posiadalem. Okazało się, że pieniądze trafiały na konto kancelarii – opowiada Łukasz Wiśniewicz.
Mężczyzna wypowiedział kancelarii pełnomocnictwo. Dzięki temu udało mu się odzyskac część pieniędzy. Ale ponad 5 tys. zł, które trafiły na konto kancelarii, nie odzyskał do dziś. Zawiadomił prokuraturę.
- Przyszło do mnie pismo z żadaniem 30 tys. zł zadośćuczynienia, gdzie nie było żądnego wyroku ani nic, że rzekomo pomówiłem tę kancelarię do prokuratury. Nie wiem jak można pomówić kogoś do państwowego organu – komentuje pan Łukasz.
- Nie ma mowy o wypełnieniu znamion przestępstwa w tej sprawie. Prokuratura ustaliła, że strony pozostają w sporze w tej sprawie co do wysokości wynagrodzenia, więc powinny rozstrzygnąć to na drodze postępowania cywilnego – informuje Tomasz Człuchowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze.
- Prokuratura przychyliła się do stanowiska kancelarii, że była między nami umowa ustna. Mam z nimi umowę pisemną, która została podważona, bo pan zeznał, że były ustne ustalenia, których nie było – tłumaczy pan Łukasz.*
* skrót materiału
Reporter: Paulina Bąk
pbak@polsat.com.pl