Czekał na narodziny córki. Zaginął w drodze do domu

Mateusz Kawecki jechał do Hutkowa - małej wsi koło Zamościa - z niemieckiego Hanoweru na święta wielkanocne. Planował zostać w Polsce dłużej, by doczekać urodzin córki. Do domu jednak nigdy nie dotarł. W ostatniej rozmowie telefonicznej przekazał, że jest koło Szczecina. Zniknął Mateusz i jego samochód.

Mateusz Kawecki ma 30 lat. Pochodzi z Hutkowa – małej wsi koło Zamościa. Od 5 lat mieszka i pracuje w Hanowerze. Od miesiąca jest ojcem. Ale do dziś nie widział jeszcze swojego dziecka.
- Brat wyjechał z domu z Hanoweru o godzinie 23.30, kierował się na Szczecin – opowiada Katarzyna Piotrkowicz, siostra zaginionego pana Mateusza. - To było granatowe BMW, model 525, dość stary, z 1998 roku, na niemieckich tablicach rejestracyjnych – dodaje.

Jest 28 marca tego roku. Pan Mateusz jedzie do Polski na święta wielkanocne. Ma je spędzić ze swoją narzeczoną, a później towarzyszyć jej przy porodzie. Wyjeżdża późnym wieczorem. Nigdy jednak nie dociera na miejsce.

- Wjechał do Szczecina, gdzie mieliśmy z nim ostatni raz kontakt. Powiedział właśnie, że wyjeżdża ze Szczecina i to była 10:22- wspomina Katarzyna Piotrkowicz.

W Szczecinie w miejscu, skąd miał dzwonić pan Mateusz, jest monitoring, ale jak twierdzi siostra pana Mateusza, bliskim nie został udostępniony. - Policja ponoć go sprawdzała. Nam powiedziała, że brata w Polsce nie było – dodaje Katarzyna Piotrkowicz.

- Dzwoniliśmy po kilkadziesiąt razy na policję, każde z nas. Prosiliśmy o zabezpieczenie monitoringu i o namierzenie telefonu. Bo ten telefon cały czas był aktywny – opowiada Edyta Dąbska, kuzynka zaginionego pana Mateusza.

- Raz sygnał był, a raz sygnału nie było. Tak jakby tego telefonu nie odbierał ktoś celowo. Tak było przez kilka dni – uważa Katarzyna Piotrkowicz.

Ostatni kontakt z panem Mateuszem był 29 marca. Przez telefon powiedział swoim bliskim, że jest w okolicach Szczecina. Od tamtej pory nie ma po nim żadnego śladu. Zniknął też jego samochód. Rozpoczęły się poszukiwania.

- Policja zakwalifikowała zaginięcie pana Mateusza do drugiej kategorii. Czyli wpisuje tylko do swojej bazy: zaginieni.policja.pl, że taka osoba zaginęła. I tak naprawdę wydaje mi się, że na tym to działanie policji się kończy – twierdzi Edyta Dąbska, kuzynka zaginionego pana Mateusza.

Jak mówi Anna Kawecka w poszukiwaniach jej syna nie użyto drona. - W Zamościu powiedzieli, że oni nie mogą użyć drona, bo go nie mają. I że to są duże koszty. A w Szczecinie nie wiedzą, czy mają drona - przekonuje.

- Podejmujemy czynności, które ustalą miejsce pobytu pana Mateusza – zapewnia Dorota Krukowska-Bubiło z policji w Zamościu.

Rodzina była też u jasnowidza. Stwierdził, żeby szukać między Mirosławcem a Wałczem, na łuku drogi.

- W pewnym momencie jest most. I on jadąc tak, odbija i jest w takim zabagnionym miejscu, w wodzie. Być może cały utopiony. On jakby przed tym mostem wpada w jakiś poślizg i wpada do wody. Uważam, że jest w Polsce – powiedział jasnowidz Krzysztof Jackowski.

Sześć dni po zaginięciu panu Mateuszowi urodziła się córka. Ale z każdym kolejnym dniem szansa na odnalezienie mężczyzny żywego staje się coraz mniejsza. Mimo to jego rodzina nie ustaje w poszukiwaniach. Wszyscy wierzą w to, że córeczka pana Mateusza wreszcie pozna swojego ojca.

- Nie wyobrażam sobie, żebyśmy mogli go nie znaleźć. Nawet nie chcę o tym myśleć, bo nie wyobrażam sobie, jak można tak żyć. Co ta dziewczyna powie dziecku, jak ono podrośnie i zacznie pytać o tatę? – pyta Edyta Dąbska, kuzynka zaginionego pana Mateusza.*

* skrót materiału

Reporter: Rafał Zalewski

rzalewski@polsat.com.pl