Pogrążą go obce długi? Może stracić całą firmę

Prowadzący firmę transportową w Białymstoku Tomasz Kobyliński kupił z ogłoszenia w 2013 r. ciągnik siodłowy bez naczepy za 230 tys. zł. Teraz, czyli pięć lat później, okazuje się, że może auto stracić, a także wpłacone pieniądze. Wszystko przez to, że sprzedający miał długi.

To, z czym teraz musi się zmagać 38-letni Tomasz Kobyliński z Białegostoku, przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Do tej pory spokojnie rozwijał swoją firmę transportową, którą w 2000 roku przejął po ojcu. 

- Obecnie dysponuję 12 składami. Mam taki system, że kupuję nowe naczepy z fabryki, natomiast ciągniki siodłowe kupuję 3-letnie, by nie pożyczać pieniędzy w banku lub u leasingodawców – opowiada.

W czerwcu 2013 roku pan Tomasz na jednym z portali internetowych znalazł ofertę sprzedaży ciągnika siodłowego za 230 tys. zł. Samochód na sprzedaż wystawiał pan Karol - przedsiębiorca z Kalisza, który również miał firmę transportową.

- Wskazał trzy auta, które mógł w tym czasie sprzedać. Na placu znajdowało się jeszcze kilkanaście innych aut i naczep. Pokazał również kilkudniowe Volvo i wskazał, że na taki tabor będzie wymieniał te trzy auta, ponieważ kończy mu się leasing i musi odmładzać tabor – opowiada pan Tomasz.

- Kilka dni później dysponowałem już autem. Po dwóch miesiącach sprzedający skontaktował się ze mną, że jest już pełnym właścicielem, że skończył mu się leasing. Wystawił mi fakturę, w tym samym dniu przelałem mu pozostałą kwotę - ponad 173 tys. zł – dodaje pan Tomasz.

Mężczyzna samochód zarejestrował na własną firmę. Przeżył szok, kiedy w 2017 roku  otrzymał pozew od firmy z Zabrza. Okazało się, że sprzedający auto - pan Karol - ma zadłużenie wobec właścicieli firmy ze Śląska i to właśnie oni domagają się spłaty długu. Właściciele firmy nie zgodzili się na podanie nazwy.
Reporter: Czy pan Tomasz mógł mieć jakąkolwiek świadomość, że pan ma problemy finansowe?
Pan Karol: Nie. Chciałem ratować to, co mogłem wyprzedać, żeby zaległości spłacać. Ja z tych pieniędzy nie wziąłem nawet  złotówki dla siebie. Te pieniądze były zapłacone i poszły na zobowiązania.

- W ramach sprawy o wyjawienie majątku, ustaliliśmy, że dłużnik wyzbył się znacznej części swojego majątku i właśnie te transakcje wzbudziły wątpliwość przede wszystkim co do rzetelności kontrahentów. W związku z tą sytuacją skierowaliśmy do sądu pozew o ubezskutecznienie umowy sprzedaży istotnego w sprawie składnika majątkowego – mówi Wiktor Warniełło, adwokat reprezentujący firmę z Zabrza.

- Po 3 latach dostaję właśnie zawiadomienie z sądu w Białymstoku z powództwa firmy ze Śląska o uznanie czynności prawnej za bezskuteczną wobec sprzedaży auta przez pana Karola– mówi Tomasz Kobyliński.

Pan Tomasz spokojnie czekał na postanowienie sądu. W marcu 2018 roku sprawę przegrał, bo Sąd Okręgowy w Białymstoku uznał za bezskuteczną umowę sprzedaży. Stwierdził, że pan Tomasz nie dochował należytej staranności przy zakupie samochodu i nie sprawdził sytuacji finansowej firmy pana Karola.
- Naprawdę nie jest trudnością choćby zażądanie informacji z Urzędu Skarbowego czy
z ZUS-u, więc powinien dołożyć staranności nabywca, żeby mieć pewność, że później nie nastąpi właśnie taka sytuacja jak w tej sprawie – tłumaczy Joanna Dorota Toczydłowska z Sądu Okręgowego w Białymstoku.
- Wyrok sądu w tej sprawie budzi duże wątpliwości. W mojej ocenie jest to sytuacja absurdalna, ponieważ nie sposób w takiej standardowej transakcji handlowej, jak zakup pojazdu, wymagać od swojego kontrahenta szeregu dokumentów potwierdzających jego sytuację materialną – ocenia radca prawny Krzysztof Pociecha.

- Nieprawdą jest to, co sąd pisze w uzasadnieniu, że dłużnik nie przeznaczył uzyskanych środków przynajmniej w części na spłatę, gdzie w dniu 8 lipca otrzymał ode mnie 50 tys. zł tytułem zadatku do umowy sprzedaży. W tym samym dniu firma z Zabrza dostała 150 tys. zł. 29 sierpnia 2013 roku, gdy pan Karol dostał ode mnie ponad 175 tys. zł, w tym samym dniu przelał do Zabrza 20 tys. zł, a dzień później dostał 20 tys. zł – wylicza Kobyliński.

Reporterka: Panie mecenasie, ja widzę przelewy bankowe, z których to przelewów bankowych jasno wynika, że pieniądze, które zapłacił pan Tomasz panu Karolowi, były przelane i to duża część na konto pana klienta w ramach spłaty długu.

Wiktor Warniełło, adwokat reprezentujący firmę z Zabrza: Takie stanowisko w mojej ocenie strony pozwanej jest nieprawdziwe, sąd ocenił okoliczności stanu faktycznego w sposób kompletny. Mając na uwadze tajemnice adwokacką, która mnie wiąże, nie mam kompetencji do wypowiadania się publicznie na temat szczegółów stanu faktycznego. Wskazuję wyłącznie, że fakt z którego rachunku przelewane są ewentualne środki, nie wskazuje ich pochodzenia.

- Ja tych pieniędzy nawet nie wyciągnąłem z konta, tylko przelałem dalej. Te pieniądze ani w złotówce nie zostały spożytkowane w innym trybie, tylko wszystko poszło na zobowiązania. Wszystko jest na wyciągach z banku. I sąd miał tego świadomość, bo ja to zeznawałem przed sądem – zapewnia pan Karol.*

* skrót materiału

Reporterki: Małgorzata Frydrych, Aneta Kaziuk

mfrydrych@polsat.com.pl