Seria oszustw Krzysztofa G. Wciąż jest na wolności
Bierze auto, za które zobowiązuje się płacić leasingowe raty i przepada wraz z samochodem. Nie wykonuje robót budowlanych, za które pobrał zaliczki. A wszystko to robi nie na siebie, ale na kobiety, które z nim są. Rozkochuje, wykorzystuje i porzuca z długami. Krzysztof G. wybrał taki sposób na życie. I póki co wodzi policję za nos, wpędzając ludzi w ogromne kłopoty.
Państwo Czerwińscy z dwojgiem małych dzieci mieszkają w Szczecinie. Przez kilka lat prowadzili firmę budowlaną, mieli auto w leasingu. Niestety w jednym momencie wszystko się zawaliło.
- Mąż remontował szkołę pod Warszawą, tam pan nie zapłacił mu za cały miesiąc pracy, mieliśmy pracowników i zaczęły się problemy finansowe – opowiada Anna Czerwińska.
- Wyjechałem do Niemiec do pracy, a ten samochód nam ciążył, więc pomyśleliśmy sobie, że wynajmiemy go i ktoś będzie nam spłacał ten leasing – dodaje Fabian Czerwiński.
Państwo Czerwińscy dali w internecie ogłoszenie o podnajęciu leasingowanego auta. Na ich drodze pojawił się wówczas Krzysztof G. z partnerką Beatą B. Ostatecznie umowę podpisała Beata B.
- Podpisaliśmy umowę, nie wyglądali na oszustów. Nic na tym nie mieliśmy zyskać, po prostu chcieliśmy odciążyć nasz budżet domowy o tę ratę leasingu w wysokości 800 zł z groszami. Dlatego też w umowie było zawarte, że oni mają przelewać te pieniądze nie na nasz rachunek, tyko na rachunek banku – opowiadają Czerwińscy.
Ich zdaniem, osobą decyzyjną u zwierających umowy był Krzysztof G., „a pani Beata tylko po prostu podpisała papierki”.
- Pierwszą ratę wpłacili nam z dużym opóźnieniem, drugiej już wcale – dodaje Anna Czerwińska.
Krzysztof G. i Beata B. zniknęli z autem, zostawiając państwa Czerwińskich z ratami leasingu do płacenia. Dziś straty małżeństwa z tego tytułu to ponad 50 000 zł. Czerwińscy skierowali sprawę do prokuratury, ale ta nie dopatrzyła się przestępstwa i sprawę umorzyła.
- Zawiadamiająca, nie będąc właścicielką samochodu, a jedynie leasingobiorcą, nie mogła być pokrzywdzona przestępstwem przywłaszczenia, gdyż nie dysponowała tytułem własności do tego pojazdu. Ten tytuł przysługiwał bankowi, który był właścicielem pojazdu – informuje Joanna Biranowska-Sochalska z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie.
Była partnerka Krzysztofa G. tylko nam opowiedziała, jakimi metodami posługuje się jej były partner.
- Działa w ten sposób, żeby oszukiwane kobiety za niego wszystko robiły. Mówi: „słuchaj kochanie, jak weźmiemy tę robotę to będziemy mieli te pieniądze, ale ponieważ ja nie mogę tego wziąć na siebie, to otworzymy firmę na ciebie. Ja będę się zajmował, a ty będziesz tylko figurowała” – opowiada.
Reporterka: Jaką ma pani pamiątkę po tym związku?
- Pamiątką zostały długi, kredyty i poszarpana opinia.
- Ile takich kredytów wzięła pani na siebie?
- Około 50 000 zł. To jest i tak mało, z tego co wiem pani B. wzięła około 100 000 zł.
Krzysztof G. słynie nie tylko z wynajmu aut, za które nie płaci. Łukaszowi Kawie z Warszawy miał wybudować płot i wykonać roboty ziemne na działce.
- Dostał zadatek 7000 zł oraz samochód, volvo s60, który miał być rozliczeniem za ten płot
Prac nie rozpoczął, tak naprawdę w momencie, kiedy podpisał umowę i wziął pieniądze, to następnego dnia już przestał odbierać telefon – mówi pan Łukasz.
Jak twierdzi, G. zdążyć już sprzedać volvo. - Z tego, co wiem od nowego właściciela, pan G. wykorzystywał ten samochód bez przerejestrowywania na wyłudzenie odszkodowań – dodaje pan Łukasz.
Za to leasingowane auto naszych bohaterów - państwa Czerwińskich - zostało odnalezione i stoi porzucone na warszawskiej Białołęce. Nie mogą go jednak odebrać na własną rękę, bo złamaliby prawo! A posiadacz - czyli Krzysztof G. - zniknął. Szukaliśmy go pod trzema adresami. Bez skutku.
- Policja ma to wszystko gdzieś, nawet była sytuacja, że zatrzymała nas. Wiedziałam, że go ścigają, ale nic mu nie zrobili. Nie zatrzymali, nic nie zrobili – mówi była partnerka Krzysztofa G.
- W materiałach pozostaje informacja, iż pod koniec 2017 roku konkretnie w listopadzie przebywał on w jednym z aresztów śledczych w Polsce, Aktualnie postępowanie jest zawieszone z uwagi na niemożność ustalenia miejsca pobytu podejrzanego – informuje Marcin Saduś z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
- Pan Krzysztof G. był zatrzymany przez policję pod zarzutem oszustwa i był na komendzie, policja wiedziała. Wszystko mieli na tego człowieka i wypuścili go – podsumowuje Fabian Czerwiński.
- Jest to oszust na potęgę, z podobnym to tylko na filmach można się spotkać. Nie myślałem, że w życiu kiedyś mnie to spotka – mówi Łukasz Kawa.*
* skrót materiału
Reporter: Irmina Brachacz-Przesmycka
ibrachacz@polsat.com.pl