Kosztowna miłość przez internet - plaga miłosnych oszustw

Po reportażu o pani Iwonie, która zakochała się przez internet w rzekomym amerykańskim inżynierze na kontrakcie w Dubaju i straciła pieniądze, w naszej redakcji rozdzwoniły się telefony. Okazało się, że oszukanych w ten sposób kobiet jest znacznie więcej. Scenariusz jest zawsze podobny: oszuści podają się za kontraktowych pracowników lub pracowników organizacji humanitarnych, rozkochują w sobie kobiety i namawiają do wysyłania pieniędzy.

Kiedy odwiedziliśmy 54-letnią, samotną panią Urszulę z Radomia, kobieta od wielu godzin była w swoim pokoju sama. Nie miała z kim porozmawiać ani kogo się poradzić. Jej internetowa miłość, Francuz Emille B. twierdził, że trafił do więzienia w Burkina Faso i potrzebuje 2000 euro. Choć rzekomo był w więzieniu, miał tam dostęp do telefonu, ale w pani Urszuli nie wzbudziło to podejrzeń. Nabrała je dopiero po rozmowie z nami.

58-letnia, także samotna pani Katarzyna ze Szczecina, druga bohaterka reportażu, nie zdobyła się na pokazanie twarzy. Twierdzi, że wstydzi się przed rodziną i znajomymi, bo straciła 8000 zł. Pieniądze pożyczyła z banku. Przekazała je w dobrej wierze, padając ofiarą internetowego naciągacza.

- Mam komunikator i tak to się zaczęło. Przedstawił się, że jest w Syrii jako pracownik medyczny. Oczywiście opowiadał o wojnie. Nawet przysyłał zdjęcia, tak okrutne, że aż mi było niedobrze – wspomina pani Katarzyna.

Za to historię pani Iwony z Warszawy pokazywaliśmy kilka tygodni temu. Od wdowy samotnie wychowującej nastoletnią córkę Mark A., rzekomy amerykański inżynier na kontrakcie w Dubaju, wyłudził znaczne kwoty. 
 
- To się zaczęło dwa miesiące po tym, jak się poznaliśmy. On przez te dwa miesiące nade mną pracował.  Pierwszy raz potrzebował 400 dolarów tygodniowo za hotel – opowiadała nam wówczas pani Iwona.

Reportaż o kobiecie odbił się szerokim echem. Po jego emisji dostaliśmy alarmujące telefony i maile. Między innymi od pani Urszuli i pani Katarzyny. Pani Urszula poznała w sieci Emila B. na początku kwietnia tego roku. Podawał się za francuskiego biznesmena, który poleciał do Afryki pochować brata.

- Rano miał wylot do Afryki. Pisał, że zablokowali mu kartę i nie mógł za nic płacić, a później, że pracuje na kuchni i odrabia to wszystko, ale oni chcą zapłaty – mówi pani Urszula.
Reporterka: A on nie chciał odezwać się do ambasady, rodziny nie ma?
Pani Urszula: No nie, wszyscy mu zginęli w wypadku samochodowym.

Kobieta pokazała nam SMS-y od rzekomego biznesmena: „Jeżeli naprawdę chciałabyś mi pomóc nad tym, to nie byłbym w tym g... Jestem bardzo rozczarowany, nigdy ci tego nie wybaczę. Za późno już, jestem w więzieniu”.

- Na początku chciał 5 000 zł, a potem kwota wzrosła do 2800 euro za hotel – dodaje pani Urszula.

Dopiero w trakcie naszej wizyty i w asyście naszej kamery kobieta zdecydowała, że nie wyśle pieniędzy człowiekowi poznanemu w internecie. Postanowiła zgłosić sprawę na policję.

Mniej szczęścia miała pani Katarzyna. - Podał się za Johna, F., mieszkającego w Nowym Jorku. Zaczął mnie przekonywać, że to pożyczka i on jak przyjedzie do Polski na urlop, to mi wszystko zwróci – zaczyna opowieść.
 
- Chciałam najzwyczajniej w świecie pomóc osobie, która nie daje rady w trudnych, wojennych warunkach. Mówił, że podpisał kontrakt na dwa lata, ale że psychicznie tam nie wytrzyma. Poprosił, żebym napisała do tej organizacji maila, podała się za jego żonę. Ta organizacja odezwała się do mnie, że nie będzie problemu, ale muszę wpłacić 1290 dolarów – dodaje.

Pani Katarzyna wysyłała pieniądze do Dubaju, Kuala Lumpur i Nigerii, straciła 8 000 euro.*

* skrót materiału

Reporter: Marta Terlikowska

mterlikowska@polsat.com.pl