Znów warzą i płacą pracownikom. Walka o uratowanie browaru w Połczynie-Zdroju

Jest szansa na uratowanie browaru w Połczynie-Zdroju (woj. zachodniopomorskie) i zachowanie kilkudziesięciu miejsc pracy. Gdy odwiedziliśmy zakład w grudniu 2017 r., chylił się on ku upadkowi. Produkcja stała, a ludzie bezskutecznie domagali się zaległych pensji lub odpraw. Dziś jest znacznie lepiej, choć przed zakładem trudna walka o pozycję na polskim rynku.

Sygnał buczka oznaczający początek pracy browaru w Połczynie-Zdroju znają wszyscy pracownicy.  Do dźwięku przyzwyczaili się również mieszkańcy miasta. W maju po półtorarocznej przerwie browar zaczął znowu rozlewać piwo.

- Jak browar zabuczał pierwszy raz, to ludzie byli w szoku. Tak się wszyscy cieszyli. Ten zapach, jak słód jest gotowany… my jesteśmy z tym związani. Cały Połczyn z tym się wiąże: uzdrowisko i browar – opowiada Jan Hadam, pracownik browaru.

Zbigniew Świebowski w browarze pracuje 25 lat. Jest warzelanym. Ciężko mu było znaleźć inną pracę w Połczynie-Zdroju.

- To jest specyficzna profesja, trzeba byłoby wyjechać z Połczyna za pracą. Gdyby zakład przestał istnieć, to byłby problem, bo w mieście nie ma pracy – mówi.

60-letni Jan Hadam w browarze pracował od kilkunastu lat. Wierzył, że będzie jeszcze mógł wrócić do pracy w nim.

- Ja tu o mało się nie urodziłem 60 lat temu, bo tu moja matka pracowała. A teraz i brat pracuje, z browarem jesteśmy związani, ja w oknie domu piję kawę i widzę go. Tu pracują rodziny, a w Połczynie nie ma dużo pracy. Większość z nas ma 50-60 lat i nie ma gdzie szukać, gdzie wyjechać – tłumaczy pan Jan.

O ciężkiej sytuacji browaru z Połczynie-Zdroju informowaliśmy w grudniu ubiegłego roku. Zaalarmowali nas jego pracownicy. Od miesięcy nie dostawali pensji, a browar przestał produkować piwo. Pani Irena i pan Waldemar pracowali razem w browarze prawie 30 lat.  Oboje stracili pracę. Nie mieli za co żyć.
 
- Oboje nie mamy żadnego dochodu, dzieci nam pomagają. Nie mamy też dokumentów, a przeszłabym na wcześniejszą emeryturę i nie musiałabym prosić nikogo o pieniądze na chleb – mówiła wtedy pani Irena.

- Prezes nam obiecał, że do końca listopada wypłaci nam jakieś pieniądze, na obietnicach się skończyło – opowiadał wówczas pan Waldemar, pracownik browaru. 

Pracownicy czuli się zakładnikami browaru, bo nikt ich nie chciał zwolnić. Dramat dotknął wiele rodzin.

- Inwestor nie chce już produkować, nie chce pracowników i nas zostawił. Ustami prezesa powiedział: róbcie, co chcecie – twierdził jeden z pracowników browaru.

Prezes spółki, która prowadzi browar, twierdził, że na zwolnienie pracowników zwyczajnie nie miał pieniędzy. A pracownicy mogli się zwolnić sami.

- Tej załogi nie da zwolnić bezkosztowo, przy zwolnieniach grupowych musimy mówi o 6-miesiecznych odprawach – tłumaczył Jaromir Kaczanowski, prezes zarządu Fuhrmann SA w Połczynie-Zdroju.

Mimo że sytuacja browaru była bardzo ciężka, jest szansa, że stanie on na nogi. Niedawno znalazł on partnera biznesowego, dał pracę 80 osobom i zaczął wypłacać zaległe pensje. W maju browar zaczął produkować piwo i je sprzedawać.

- Cztery wypłaty są nam winni jeszcze, do końca grudnia mają wypłacić – mówi Jan Hadam.

- Dziś za wcześnie, żeby odtrąbić wielki sukces, choć w głębi serca ja to uznaję za ogromne wydarzenie i to, że dziś spotykamy się w tym miejscu, mamy za sobą butelki, mamy za sobą już gotowe, nalane piwo, to jest potężny sukces.  Natomiast to jest początek drogi, początek budowania naszej pozycji na rynku, gdyż półtora roku spowodowało nieodwracalne zmiany – twierdzi Jaromir Kaczanowski, dyrektor handlowy browaru.*

* skrót materiału

Reporter: Aneta Krajewska

akrajewska@polsat.com.pl