Walczą z dekarzem o zwrot pieniędzy. Dach trzeba kłaść na nowo!
Małżeństwo spod Cieszyna wynajęło firmę budowlano-dekarską, aby wymieniło im poszycie dachu. Efekt prac jest taki, że nadzór budowlany zakazał użytkowania poddasza ze względu na bezpieczeństwo domowników. Dach, zdaniem państwa Franczaków, już na pierwszy rzut oka wyglądał na źle wykonany. Kiedy jednak zgłosili reklamację, właściciel firmy odjechał, nie zwracając wcześniej pobranych 14 tys. zł.
Pani Iwona wraz z mężem i dwoma synami mieszka w Dębowcu koło Cieszyna. 10 kwietnia wynajęła firmę Macieja K. specjalizującą się w budowach dachów. Mąż kobiety był wówczas w Holandi, gdzie pracuje. Kiedy pan Henryk wrócił do domu, przecierał oczy ze zdumienia.
- Wzięliśmy wykonawcę, żeby nam poszycie dachu zmienił. Na każdym kroku był błąd, ja w budownictwie pracowałem 35 lat, więc znam się na tym. Powycinane są krokwie, czego nie było wolno ruszać. Okazało się, że też brakuje 30 cm dachu, więc coś nie tak – mówi Henryk Franczak.
- Cały remont miał kosztować około 22 tys. zł, do tej pory wziął 14 tys. zł – dodaje Iwona Franczak.
Według pana Henryka dekarze zburzyli jeden z kominów, bo nie pasował im do koncepcji nowego dachu. Mężczyzna twierdzi, że prosił Macieja K., aby ten poprawił nieprawidłowości. Niestety bezskutecznie. Wówczas wynajął inżyniera budowlanego. Ten stwierdził, że jest problem z geometrią dachu.
- Inspektor zalecił skorygowanie łat i położenie prosto dachówki. Tego wykonawca nie wykonał. Powiedział, że dla niego to nie jest poprawka, tylko przeróbka i chciał dodatkowe wynagrodzenie – wspomina Iwona Franczak.
Kobieta miała pisemne zapewnienie od Macieja K., że remont dachu skończy do 25 maja. Kiedy wykonawca odmówił naprawienia błędów wskazanych przez inżyniera budowlanego, 22 maja pani Iwona rozwiązała z nim umowę. Chciała, aby wykonawca zabrał sprzęt i pokwitował jego odbiór.
- Ten pan w agresywny sposób wydarł mi dwa dokumenty. Więc ja poszłam zamknąć bramę i dzwoniłam na policję. Ten pan zaczął się ze mną szarpać. Jednak nikt nie przyjechał – opowiada Iwona Franczak.
- W chwili przyjmowania zgłoszenia dyżurny nie dysponował patrolem, ten chwilę wcześniej został wysłany na zagrożenie zdrowia i życia. Inne patrole również były rozdysponowane, nie mogły pojechać – informuje Krzysztof Pawlik z policji Cieszynie.
- Więźba dachowa nie ma się na czym trzymać. To grozi zawaleniem. Moim zdaniem to katastrofa budowlana. Tu powinna przyjechać ekipa nadzoru i coś z tym zrobić – mówi o swoim dachu Henryk Franczak.
Postanawiamy interweniować. Prosimy o pilny przyjazd na miejsce urzędników z Nadzoru Budowlanego w Cieszynie. Ci reagowali błyskawicznie. Na miejscu bardzo wnikliwie sprawdzają stan dachu jak i budynku.
- Nieprawidłowości polegają na tym, że zostały wykonane roboty budowlane związane z ingerencją w konstrukcje nośną budynku – więźby dachowej, bez obliczeń konstrukcyjnych i nie są one zgodne ze sztuką budowlaną. Nastąpiła ingerencja w ściany szczytowe. Wydamy właścicielowi decyzję o zakazie użytkowania części budynku - poddasza.
Istnieje na nim zagrożenie dla życia i zdrowia – tłumaczy Tomasz Karakuła z Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego w Cieszynie.
Wykonawca Maciej K. twierdzi, że pani Iwona chce wyłudzić odszkodowanie.
- Robiliśmy dach, przepędziła nas, straszyła nas policją – opowiada.
Reporter: Nie naruszył pan konstrukcji dachu?
Maciej K.: Nie, jest zgodna z umową.
Reporter: Dziś był nadzór budowlany, powiedział, że samowole budowlane wyglądają lepiej
niż to, co pan zrobił.
Maciej K.: Skąd ma pan taka informację, był pan tam?
Reporter: Oczywiście, mamy to nagrane, ta konstrukcja zagraża bezpieczeństwu.
Maciej K.: Pan wyraża swoją opinię?
Reporter: Nie, urzędników z nadzoru.
Maciej K.: Nie wyrażam zgody, aby publikować ją w telewizji.
Reporter: To nie jest koncert życzeń.
Maciej K.: Nie wyrażam zgody na nagrywanie.
- Mamy do czynienia z różnymi budowlami, także samowolami, a tutaj widać na pierwszy rzut oka: nie jest to fachowe, bez pomysłu, bez odpowiedzialności – ocenia Tomasz Karakuła z Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego w Cieszynie.
Okazuje się, że poszkodowanych osób przez firmę Macieja K. jest więcej. Dotarliśmy do kobiety spod Tychów. Chcąca zachować anonimowość klientka także ma duże zastrzeżenia do przeprowadzonego remontu dachu w jej rodzinnym domu.
- Miał wyrównać dach, ale nie wyrównał i będzie nam się lało po elewacji. Dach jest cały krzywy, on to powinien wyrównać, a pozbierał się i nie dokończył prac. Ma niepodpisany protokół odbioru od września zeszłego roku. Jak ściągnął dach, zostawił niezabezpieczony, przyszła ulewa w nocy i zalała całe poddasze – mówi dawna klientka Macieja K.
Małżeństwo Franczaków w remont dachu, jak i materiały, zainwestowało wieloletnie oszczędności. Nie stać ich teraz na wynajem kolejnej ekipy dekarzy. Rodzina czuje się oszukana przez Macieja K. Na dodatek uważa, że wykonawca naraził ją na niebezpieczeństwo. Sprawę bada już prokuratura.
- Muszę wydać następne pieniądze na sądy, adwokatów, a on czuje się nadal bezkarny. Nie uważam, że on powinien mi oddać tylko pieniądze – zaliczkę. W tym momencie powinien zapłacić kolejnej ekipie, która wykona za niego remont. Do tego trzeba policzyć nowe drzewo, nowa membranę i dachówkę. Nasz remont zaczyna się od nowa – podsumowuje pani Iwona. *
* skrót materiału
Reporter: Artur Borzęcki
aborzecki@polsat.com.pl