Dostał żeliwnym krzesłem w głowę. Sprawcy do dziś są na wolności
Marcin Dąbrowski został brutalnie pobity w jednym z barów w Oławie. Został uderzony ciężkim, żeliwnym krzesłem w głowę, a następnie skopany. Napastników uchwycił pobliski monitoring, którego jednak policja nie zabezpieczyła, podobnie jak odcisków palców z krzesła. - Oni tego nie zrobili celowo, chronili sprawców – uważa pan Marcin.
Marcin Dąbrowski ma 35 lat. Mieszka we Wrocławiu. Jest kierownikiem w firmie ochroniarskiej. Nie ma wrogów. Nigdy nie miał problemów z prawem. Aż do 6 maja zeszłego roku.
- To jest to miejsce, gdzie rok temu skończyło się moje stare życie, a zaczęło się… nowe. Nie da się przejść obok niego obojętnie – mówi pan Marcin będąc w barze w Oławie, gdzie został pobity.
- Byłem tu umówiony ze swoim znajomym. To było około godz. 18-19. Maj, piękna słoneczna pogoda. Pięciu mężczyzn siedziało po lewej stronie, mieliśmy ich za plecami. Jeden z nich chciał złożyć zamówienie poza kolejką, stwierdziłem, że w normalnym kraju trzeba poczekać na swoją kolej. Powiedział, żebym się nie wp… w nieswoje sprawy, było coś typu gówniarzu, itd. W pewnym momencie obróciłem się i zobaczyłem żeliwne krzesło w ręku największego faceta z tej całej piątki. Po chwili padłem na ziemię – dodaje pan Marcin.
- On wziął zamach, a Marcin na szczęście się odwrócił się i już reszta sytuacji się potoczyła, jak się potoczyła. Uderzył Marcina w lewą stronę twarzy. Jak upadł, bez żadnych skrupułów kopali leżącego człowieka – opowiada znajomy pobitego.
- W efekcie uderzenia gałka oczna uległa pęknięciu, dodatkowo została rozwarstwiona siatkówka… Jestem po trzech operacjach, nie wiadomo, ile ich jeszcze przede mną - tłumaczy pan Marcin.
Napastnicy nie uciekli z lokalu, lecz opuścili go, jak gdyby nic się nie stało. Kolega pana Marcina zrobił im zdjęcie, które później trafiło na policję.
Kilka minut po zdarzeniu w barze pojawia się pogotowie ratunkowe oraz policja. Sanitariusze udzielają panu Marcinowi pierwszej pomocy. Policjanci rozpoczynają (pseudo) obławę na sprawców.
Popełnione przez nich błędy są karygodne. Choć monitoring straży miejskiej zarejestrował wizerunek sprawców i policjanci widzieli nagrania, co potwierdza ich służbowa notatka, to zapisów nie zabezpieczyli i przepadły one bezpowrotnie. Funkcjonariusze nie zdjęli również odcisków palców z krzesła, którym uderzono ofiarę.
Hanna Wojciechowska z Prokuratury Rejonowej w Oławie przyznaje, że nie zabezpieczono żadnych śladów kryminalistycznych, mogących doprowadzić do sprawców.
- Nie powiedziałbym, że tego im się nie chciało. Oni tego nie zrobili celowo, po prostu. Takie jest moje prywatne zdanie, że chronili sprawców – komentuje pan Marcin.
- Przełożeni widząc, że to postępowanie nie jest do końca prowadzone dobrze odsunęli policjanta od prowadzonych postępowań. Został przeniesiony do innej komórki – informuje Alicja Jędo z Komendy Powiatowej Policji w Oławie.
Pan Marcin trafia do szpitala z rozległymi obrażeniami głowy. Ma pękniętą gałkę oczną i roztrzaskany oczodół. Hospitalizacja trwa niemal miesiąc. Oko cudem udaje się uratować.
- Masakra. Połowa twarzy to wyglądała gorzej niż bokser po najgorszej walce, jaką odbył w życiu – wspomina znajomy pana Marcina.
Policjanci prowadzili „intensywne czynności dochodzeniowe”. Przesłuchali właściciela lokalu, który wyjaśnił, że nic nie widział, bo był na zapleczu.
Reporter: Tam podobno była też jakaś barmanka. Czy właściciel wskazał wam ją? Podał jej personalia? Przecież ona też mogła widzieć to wszystko…
Alicja Jędo, policja w Oławie: Właściciel się tłumaczył, że on nie zna tych osób. Ponoć, pracują tam czasowo, że nawet z tą osobą rzekomo nie zdążył podpisać umowy, bo ona się sama zwolniła. Tak się tłumaczył. Ocenę tego tłumaczenia, to już pozostawiam panu redaktorowi.
- Niewiele mogę powiedzieć. Byłem w tym czasie zajęty swoja robotą, bo chyba nawet mi się zalewała wtedy półka za barem. Proszę na komendę iść, oni tam wyjaśniają, albo na prokuraturę. Nie pomogę – mówi właściciel baru.
Marcin Dąbrowski postanowił odszukać sprawców sam.
- Zaczęliśmy drążyć. Była obawa, co stanie się jak ich spotkamy, ale człowiek ma coś takiego, jak honor. I dojście do tego wydawało mi się ważne. Paradoks jest taki, że Oława to nie jest duże miasto. Prawie każdy wiedział o kim jest mowa - mówi znajomy pana Marcina.
- Jeździłem po Oławie, martwiąc się, co będzie, jeśli któryś z nich zauważy mnie szybciej, niż ja jego. Ludzie ich rozpoznają, nie wiem z czego są znani, ale wiem, że budzą powszechny lęk – dodaje Marcin Dąbrowski.
Mężczyzna w ciągu kilku dni ustalił, jak mu się wydawało, personalia dwóch potencjalnych sprawców. W internecie odnalazł także ich zdjęcia. - Ten, który uderzył mnie krzesłem jest osobą pochodzącą z Oławy, która od wielu lat mieszka i pracuje w Niemczech – mówi.
Ojciec mężczyzny wskazanego przez pana Marcina, zapewnia, że syn jest niewinny.
- On w tym samym dniu był w Niemczech 900 km stąd, całe szczęście, że sędziował zawody, bo jest sędzią też w podnoszeniu ciężarów – tłumaczy.
- Okazało się, że nie pomyliłem się dużo. Ustaliłem, że osobą, która zadała mi uderzenie krzesłem był jego starszy brat. Notabene, bardzo do niego podobny – mówi pan Marcin.
To fragment rozmowy ze wskazanym mężczyzną:
Reporter: Był pan w tym lokalu tego dnia?
Grzegorz Z.: Nie mam pojęcia.
- Nie wie pan, czy pan był?
- Mógłbym być, bo chodzę.
- Jeżeli pan tam był tego dnia, to na pewno pan to widział.
- Ja nic nie widziałem, nikomu krzywdy żadnej nie zrobiłem.
W trakcie naszej wizyty w Oławie pan Marcin został wezwany na policję. Na komendę dowieziony został też Grzegorz Z. Doszło do okazania. Podczas konfrontacji, mężczyzna rozpoznał się na zdjęciu zrobionym przed barem w dniu zajścia. Prokuratura postawiła mu zarzut pobicia.
Do czasu wyjaśnienia sprawy Grzegorz Z. nie może opuszczać kraju. Otrzymał też dozór policyjny. Wciąż trwają poszukiwania drugiego ze wskazanych przez pana Marcina sprawców. Nie wiadomo jednak, czy komukolwiek uda się coś udowodnić, bo policja nie zabezpieczyła kluczowych dowodów.*
* skrót materiału
Reporter: Rafał Zalewski
rzalewski@polsat.com.pl