Nielegalne składowisko niebezpiecznych odpadów. Urzędnicy bezradni
Mieszkańcy Piekar Śląskich żyją w ciągłym strachu, bo na prywatnej posesji nieopodal ich domów od prawie dwóch lat przetrzymywane są niebezpieczne odpady. Na składowisku znajduje się blisko 300 tysiąclitrowych pojemników z podejrzaną chemiczną substancją. W powietrzu unosi się zapach acetonu. Mieszkańcy protestują, a urzędnicy i prokuratorzy rozkładają bezradnie ręce.
Dawny prezes firmy – właściciela terenu, na którym składowane są odpady, po naszym telefonie zgodził się na konfrontację z mieszkańcami. To było burzliwe spotkanie.
Jerzy Goj, okoliczny mieszkanie: Jakim prawem pan tutaj składuje te materiały, jeżeli nie macie zezwolenia z miasta?
Piotr Przybecki, przedstawiciel właściciela terenu z odpadami: Ja niczego nie przywoziłem.
Proszę nie mówić, że ja to przywoziłem. Ja tego nie przywoziłem.
Przybecki utrzymuje, że teren swojej firmy wydzierżawił w sierpniu 2016 roku „znajomemu znajomego”. Jednak nieformalnie, bez umowy na papierze. Kłopoty zaczęły się po kilku miesiącach.
- To był znajomy znajomego. Firma wynajęła halę po to, żeby przerabiać przepracowany olej. Taka była ich koncepcja. To był Polak i Białorusin. Oni wozili pojemniki typu mauzer. Nie beczki i nie śmieci, jak tu są. Dopiero w ostatnich tirach, jak tu przyjeżdżały, to były właśnie te śmieci. Kiedy nie płacili za wynajem hali, nie podpisali umowy, zrezygnowałem ze współpracy. Potem okazało się, że jeden z tych, co przywozili, umarł – relacjonował Piotr Przybecki.
- W 2017 roku złożyłem zawiadomienie o przestępstwie w tej sprawie. Udałem się też do Urzędu Miasta Piekary Śląskie do wydziału ochrony środowiska w celu porozmawiania. Bo ja nie wiem, co z taką rzeczą robić, jak się to utylizuje – dodał.
- Jeżeli przywożą dwa takie mauzery, to należy się zainteresować, co oni mi wożą. A nie, że panu przywożą 300 mauzerów i nagle pan do policji się zgłosił – skomentował Jerzy Goj sąsiad skladowiska.
W sprawie odpadów interweniowaliśmy w Urzędzie Miasta w Piekarach Śląskich. Tam usłyszeliśmy, że urzędnicy mają związane ręce przepisami. Postępowanie toczy się od początku 2017 roku i jego końca nie widać. Ze sprawą nie poradziła sobie także miejscowa prokuratura, chociaż biegły stwierdził, że materiały są niebezpieczne.
- Sprawa nie jest prosta, bo ustawa o odpadach jest bardzo skomplikowana. Nakłada na prezydenta obowiązek, żeby ustalił, kto jest posiadaczem tych odpadów. Ustaliliśmy to na podstawie tych dokumentów, które nam chciano przekazać. Naszą decyzję odebrali, ale odwołali się. Samorządowe Kolegium Odwoławcze stwierdziło, że nasze dowody są słabe. Okazuje się, że nikt nie reprezentuje tej firmy i KRS wszczął postępowanie, w celu ustalenia, kto reprezentuje firmę. Bo my musimy wydać decyzję – tłumaczy Stanisław Jarząbek, szef Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Miasta Piekary Śląskie.
- Wszyscy mieszkańcy czują się zagrożeni, bo jest lato, tu są wysokie temperatury. Niech coś wybuchnie, to ja nie wiem. Wszyscy są zagrożeni, bo wydobywają się z tego toksyczne rzeczy – ocenia mieszkaniec Jerzy Bienias.
- Biegły ewidentnie wskazuje, że te odpady powinny być usunięte i co do tego nie mamy wątpliwości, ale kwestia usunięcia ich z tego miejsca czy zutylizowania ich we właściwy sposób nie jest tożsama z popełnieniem czynu zabronionego – informuje Grzegorz Kisiel, kierownik Ośrodka Zamiejscowego Prokuratury Rejonowej w Tarnowskich Górach z Siedzibą w Piekarach Śląskich.
Sprawa jest poważna, bo posesja z odpadami znajduje się zaledwie 400 metrów w linii prostej od pobliskiego osiedla.
- Polska będzie zaraz śmietniskiem. Piekary to malutkie miasto, ale co się w innych dzieje? Nie wszyscy mają odwagę mówić o tym i wzywać telewizję – uważa mieszkaniec Jerzy Goj.
- My posprzątać zawsze możemy, ale za pieniądze mieszkańców, z podatków. Czy tego typu działaniami mamy tuszować przestępstwa? Ja nie mam odwagi za kilkaset tysięcy albo nawet i milionów z podatków utylizować tych odpadów, bo mnie mieszkańcy wtedy rozliczą – stwierdził Stanisław Jarząbek, szef Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Miasta w Piekarach Śląskich.
A Piotr Przybecki przekazał, że nie ma pieniędzy, by wywieźć odpady i nawet nie próbował ustalić, ile może to kosztować.*
* skrót materiału
Reporter: Marta Terlikowska
mterlikowska@polsat.com.pl