Urodzili się i zginęli razem. Tajemnicza zbrodnia na bliźniakach
Krakowska policja próbuje ustalić, kto zamordował braci bliźniaków w Marcinkowicach, małej wsi w Małopolsce. Stanisław i Zdzisław M. prowadzili gospodarstwo rolne. Dosyć często awanturowali się, więc mogli mieć wroga. Ale też po wsi krążyły plotki, że są zamożni. Być może właśnie to sprawiło, że w ich domu w 2005 r. pojawił się morderca. Policja nie wyklucza, że w tej sprawie panuje zmowa milczenia.
Stanisław i Zdzisław M. mieli 66 lat, żyli samotnie. Wspólnie prowadzili gospodarstwo rolne. Tak było do października 2005 roku.
- Prowadzili gospodarkę rolną i hodowali trzodę chlewną, ale wiedli dosyć oszczędny tryb życia – opowiada Sebastian Gleń z Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie.
- Zero alkoholu. Niedziela - kościół, od rana do wieczora praca. Lubili mówić, że mają pieniądze. Ciągnik sobie mieli kupować podobno. Był mleczarz - jeden tutaj ze wsi, który woził i zbierał bańki. To jak mieli słaby tłuszcz w mleku, to potrafili go ściągnąć z ciągnika i tam mu… no... Bardzo konfliktowi ludzie – mówią mieszkańcy Marcinkowic.
Jest 24 października 2005 roku. Późnym wieczorem bracia kończą pracę w gospodarstwie. Jeden jest w domu. Drugi jeszcze doi krowy. Chwilę później na posesję wkracza morderca.
- Nie wiem, który leżał w domu, a który w chlewie. To były ciała tak zmasakrowane na twarzy, że nie szło ich odróżnić - wspomina mieszkaniec Marcinkowic.
- Zgon tych osób nastąpił w wyniku uderzenia narzędziem tępokrawędzistym… Młotek raczej to nie był, ale jakiś kij, jakaś deska, coś takiego – informuje Janusz Hnatko z Prokuratury Okręgowej w Krakowie.
- Na miejscu nie znaleziono narzędzia zbrodni. Sprawca zabrał je ze sobą. Świadczy to o tym, że trochę myślał, robiąc to, co zrobił – dodaje Mateusz Krasowski z portalu Zbrodnie z Archiwum X.
Okoliczni mieszkańcy twierdzą, że na nic podejrzanego w dniu zbrodni nie zwrócili uwagi, poza faktem, że pies braci nie szczekał widząc zagrożenie. Ich zdaniem może to świadczyć o tym, że znał zabójcę.
Na miejscu zbrodni śledczy zabezpieczyli szereg śladów. Ich badania wykazały, że morderca był jeden. Rozpoczęły się gorączkowe poszukiwania motywu zabójstwa. Bez skutku. Do dziś nie wiadomo, dlaczego bracia M. musieli zginąć.
- Problem jest taki, że nikt ich nie odwiedzał, nie przyjmowali gości, stąd rozpytując, przesłuchując świadków, nie mogliśmy ustalić, co tak naprawdę zginęło z ich domu – tłumaczy Sebastian Gleń z Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie.
- Tam był syf, kiła i mogiła. Kury po domu chodziły. Nie wiadomo, czy tam było splądrowane, czy po prostu był w domu taki syf - mówi mieszkaniec Marcinkowic.
Być może sprawca nie zabił dla pieniędzy, lecz z innego powodu.
- Podczas przeszukania znaleziono ponad 800 dolarów, które były schowane w słoiku. Tylko że tutaj działają emocje, stres, więc sprawca nie myślał na pewno racjonalnie i mógł tego nie znaleźć. Ale wygląda to tak, jakby to było na zasadzie takiej egzekucji. I w tym momencie to pasuje też do tego motywu emocjonalnego – argumentuje Mateusz Krasowski z portalu Zbrodnie z Archiwum X.
- W tej sprawie może panować jakaś zmowa milczenia. Ludzie mogą bać się zemsty bądź wpływania przez sprawcę na to, żeby właśnie nie zeznawali w tej sprawie. Być może po emisji tego programu pojawi się jakaś nowa informacja, morderca zostanie ujawniony i ukarany. Wierzę, że odnajdziemy mordercę – mówi Sebastian Gleń z policji w Krakowie.*
* skrót materiału
Reporter: Rafał Zalewski
rzalewski@polsat.com.pl