Chcesz wynająć samochód? Możesz stracić pieniądze
Pan Piotr jest drobnym przedsiębiorcą z Mławy. Chciał wynająć na rok samochód. Ogłoszenie znalazł w Internecie. Już następnego dnia po odbiorze samochodu zaczęła świecić się kontrolka, a samochód został zabrany przez właściciela do naprawy. Pan Piotr więcej go nie zobaczył, ale nadal można go wypożyczyć. Nasza ekipa przeprowadziła prowokację.
Pan Piotr z Mławy prowadzi małą firmę. Postanowił wynająć samochód – mercedesa. Ogłoszenie znalazł w Internecie. Auto chciał wynająć na rok.
- Umowę podpisaliśmy, sprawdziłem wszystko, co mogłem sprawdzić: numery VIN, dowód rejestracyjny dostałem, polisę sprawdziłem, czy jest ważna i odwiozłem pana na pociąg. Auto zostało u mnie – mówi pan Piotr, który czuje się oszukany.
Niestety pan Piotr miał samochód tylko przez jeden dzień. Nazajutrz po podpisaniu umowy i zapłaceniu 11 tysięcy złotych zaczęły się problemy.
- Na drugi dzień po powrocie z pracy zapaliła się kontrolka silnika. Wynajmujący powiedział, żeby podjechać gdzieś do mechanika sprawdzić, na co mam SMS-a potwierdzającego. Auto już nie odpaliło w ogóle, dzwonię do pana, pan mówi, że nie ma problemu, że auto zabiorą do serwisu, że laweta przywiezie mi samochód zastępczy, a zabiorą to auto, które ja wynająłem – mówi pan Piotr.
Laweta mercedesa zabrała, a pan Piotr został bez wynajętego auta, bez samochodu zastępczego i bez swoich pieniędzy. Postanowiliśmy umówić się na kolejne wynajęcie mercedesa. Organizujemy prowokację dziennikarską i idziemy na spotkanie z jego właścicielem.
Reporterka: Rozumiem, że w razie problemów to dzwonię do pana?
- Tak. Najlepiej. Ma pani też holowanie auta do 650 kilometrów. Gdyby coś się w innym mieście wydarzyło, to nie musi pani do mnie dzwonić, dzwoni pani do ubezpieczyciela – mówi właściciel samochodu.
- Świeciły się kontrolki i pytaliśmy się, jak je zlikwidować. Powiedział, że nie ma problemu, że ma taki sprzęt ze sobą, który wyciągnął z torby, taki kabelek i mówi: ja tym prztyczkiem wszystko likwiduję – mówi pani Renata, matka pana Piotra.
Policjantka: Kto przyjechał tym samochodem?
- Ten pan, bo on chce następnym osobom wynająć. Daje samochód, a na drugi dzień pod pretekstem awarii zabiera na lawecie i pieniędzy nie ma. Mamy umowę z tym panem. Nawet 24 godziny nie minęły, jak został zabrany na lawecie – mówi pani Renata.
- My daliśmy 11 tysięcy złotych. A tu państwo przyjechało nam pomóc – mówi pan Piotr.
Reporterka: My jesteśmy z telewizji.
Policja: A państwo zrobiliście prowokację, tak?
Reporterka: Tak.
Policja: Musicie to zgłosić na policję.
Reporterka: Rozumiem, że takim dowodem rejestracyjnym – kserokopią - nie można się posługiwać?
Policja: To nie jest dowód.
- Nie chcę się wypowiadać przed kamerą, to naprawdę nie ma sensu – mówi właściciel samochodu.
Reporterka: Czyli nie namówię pana na wypowiedź przed kamerą?
- Nie, nie ma sensu – mówi właściciel samochodu.
Reporterka: Dlaczego? Jest sens.
- Państwu wyślę oświadczenie, po co robić takie rzeczy? – mówi właściciel samochodu.
Reporterka: Po to, żeby pan miał możliwość wypowiedzenia się.
- Jest pani dobry negocjatorem, ale nic z tego – mówi właściciel samochodu.
Sprawa wynajmu samochodu trafiła na policję. Pan Piotr będzie walczył o zwrot pieniędzy. Szanse na to są jednak niewielkie.
- Myślę, że nie odzyskam tych pieniędzy. Ten pan dobrowolnie pieniędzy nie odda. Gdyby miał to zrobić, to już by zrobił. Zdaję sobie sprawę, że będzie to trwało, rok, dwa, pięć, może nawet i 10, biorę to na klatę, ale nie można takich rzeczy zostawiać – mówi pan Piotr. *
*skrót materiału
Reporterka: Aneta Krajewska
akrajewska@polsat.com.pl