Po pożarze śmieci nie zniknęły. Plaga much, szczurów, robactwa

Gigantyczny problem ze składowiskiem odpadów w miejscowości Klucze w powiecie olkuskim. Trzy firmy przez lata zbierały śmieci w hali, nie utylizując ich. Kiedy urzędnicy cofnęli im zgodę na zbieranie odpadów, na składowisku wybuchł pożar. Po jego ugaszeniu śmieci zostały, a mieszkańcy borykają się plagą szczurów, much i prusaków. Zutylizować śmieci nie ma komu.

Od paru miesięcy obserwujemy w Polsce płonące składowiska odpadów. Największy pożar hali w Zgierzu strażacy gasili przez kilka dni. Ale co dzieje się ze składowiskami, gdy już zostaną ugaszone? W miejscowości Klucze w maju 2017 roku płonęło kilkadziesiąt tysięcy ton odpadów. Śmieci zalegają tam do dziś.

- Mieliśmy pierwsze sygnały, że powstaje sortownia śmieci. Myśleliśmy, że to w nowej technologii, że nie będzie to tak uciążliwe, jak się później okazało. To zaczęło nas przerażać: smród wysypiska, coraz większa uciążliwość much, coraz większa uciążliwość szczurów, które się zaczęły pokazywać grupowo, a wcześniej nie mieliśmy z tym w ogóle do czynienia – opowiada Sebastian Sierka, mieszkaniec Kluczy.

- W zeszłym roku to się wymknęło spod kontroli. Nastąpiły opady, to zaczęło kisnąć. Zaczęliśmy nękać urzędy, żeby nam pomogły. Pojawiło się różnego rodzaju robactwo. Począwszy od much, prusaków i wielkich szczurów, które tutaj biegały samopas i nie bały się ludzi – dodaje Adrian Milczarek, mieszkaniec Kluczy.

Trzy firmy otrzymały zgodę na składowanie odpadów w tym miejscu. Śmieci miały być trzymane w hali, ale ich ilość była tak duża, że zaczęto wysypywać je na zewnątrz. Dopiero po licznych pro-testach mieszkańców, Starostwo Powiatowe w Olkuszu cofnęło pozwolenie na wwożenie odpadów. Firmy zniknęły, a kilka tygodni później na składowisku wybuchł pożar.

- Główny pożar trwał około trzech dni. Jak pan spojrzał za okno, nie było nic widać, nawet domu sąsiada, który jest 15 metrów od nas – wspomina Adrian Milczarek, mieszkaniec Kluczy.

- Wiem, że jeszcze toczy się prokuratorskie postępowanie w tej sprawie, ale z wypowiedzi strażaków jednoznacznie wynikało, że to było podpalenie – mówi Norbert Bień, wójt Gminy Klucze.

Do dziś nie wiadomo, kto podpalił składowisko. Wójt gminy od lat walczy z plagą insektów i szczurów, na które cały czas skarżą się mieszkańcy, ale jak sam podkreśla, jest to wyłącznie ograniczanie skutków - nie rozwiązanie problemu.

- Uciążliwości było bardzo dużo, bo państwo sobie nie wyobrażają, jak prusaki wędrowały w ciągu dnia po asfalcie, a tam w niedalekiej odległości mieszka około 270 osób. Much było bardzo dużo. My w tamtym roku wydaliśmy na utylizację, czyli na łapanie much, prusaków, szczurów, ponad 40 tysięcy złotych – informuje Norbert Bień.

Adrian Milczarek pokazuje nam sporej wielkości worek, wypełniony muchami.

- To jest afrykański wynalazek, który ratuje nam sytuację w danej chwili. Kilkadziesiąt tych work-ów wisi w najbliższej okolicy wysypiska. Muchy są wabione jakimś dziwnym zapachem do środka i nie mają jak uciec z tego.Gdyby tego nie było, na pewno byśmy tutaj nie stali. Nie dałoby się usiąść, postać, porozmawiać, czy tak jak tutaj mieszkańcy na ogrodzie, posiedzieć. Nie byłoby to możliwe w żadnym wypadku – wyjaśnia Adrian Milczarek.

- Uważam, że w naszym kraju przepisy były zbyt liberalne, jeśli chodzi o składowiska odpadów. I z uwagi na to, że one takie są, starosta, wydając decyzję na składowanie odpadów, powinien to kontrolować, bo istniało ogromne ryzyko, że będzie zagrożenie życia i zdrowia ludzi. I ryzyko drugie, że powiat za pieniądze nas wszystkich, będzie musiał to kiedyś uprzątnąć – tłumaczy Sławomir Sztaba, radny powiatu olkuskiego.

Paweł Piasny - starosta w Olkuszu odpiera zarzuty, bo o każdej kontroli musiał informować firmy, które składowały odpady. Teraz to Starostwo może wywieźć śmieci, ale na to brakuje pieniędzy.

- Powiat olkuski wyłożył już milion złotych na wywóz części odpadów. Wywieźliśmy ich około 2700 ton w ubiegłym roku. Nie dostaliśmy ani złotówki pomocy na ten cel. Ten milion złotych, mogę teraz powiedzieć z przekonaniem, jest nie do odzyskania, ponieważ prowadziliśmy egzekucję, by odzyskać te środki. Ale wiadomo, jak konstruowane są te podmioty gospodarcze … - mówi starosta Paweł Piasny.

Pieniędzy nie da się odzyskać, bo zgodnie z obowiązującym do niedawna prawem, firmy odpadowe nie musiały zabezpieczać się finansowo. A to właśnie te pieniądze mogłyby posłużyć do sfinansowania wywozu odpadów. Będąc w okolicy wysypiska udało nam się za to zarejestrować pracowników jednej z firm, którzy zamiast sprzątać swoje składowisko, wybierają z niego złom.*

* skrót materiału

Reporter: Jakub Hnat

jhnat@polsat.com.pl