Zamiast mebli, puste portfele

Do naszej redakcji zgłosili się klienci jednej z sieci sklepów meblowych. Twierdzą, że zamówili meble, najczęściej kanapy, ale towaru nie otrzymali. Poszkodowani wpłacili zaliczki lub wzięli towar na raty. Kiedy próbowali zerwać umowę i odzyskać pieniądze, okazało się, że część sklepów została zamknięta, a część przejęła inna firma. W nowych sklepach nie zmienił się asortyment, nie zmienili się pracownicy. Zmieniła się nazwa.

Pani Izabela i pan Robert mieszkają w Szczecinie. Po remoncie mieszkania, chcieli je umeblować. W kwietniu kupili kanapę w jednej z sieci sklepów meblowych.

- Ciężko było kupić sofę mniejszą niż 2 metry i z dobrego materiału, dlatego skusiliśmy się na duże salony. Zamówiliśmy w kolorach takich jak nam pasowały, czyli czarno-białe, jeszcze tkaniny na krzesła, żeby już wszystko było pod kolor – opowiadają.

- Chciałem zapłacić za całość, ale coś żonę tknęło, że podpiszemy umowę i zaliczkę zapłacimy – wspomina pan Robert.  

- Jak przyszedł termin dostarczenia mebli, pani przez telefon mi wyjaśniła, że ona nie wie, czy te meble będą. Napisałam maila o odstąpieniu od umowy, dostałam odpowiedź od firmy R***, że w paragrafie pierwszym umowy jest, że mogą dostarczyć meble w terminie późniejszym. Dlatego mi zaliczki nie zwrócą. Co niestety nie jest zgodne z prawem – mówi dodaje Izabela.

Pani Renata z Gdańska i jej mąż w sklepie tej samej sieci kupili kanapę za 1800 zł. Wybrali umowę ratalną.

- Zadowolona wyszłam ze sklepu, wierząc, że nic złego mi się nie przydarzy, ponieważ jest to duże centrum handlowe, duży sklep. Wierzyłam, że w takim sklepie będzie dobry zakup. Jedną ratę już zapłaciłam, w sierpniu kolejną, a mebli jak nie było, tak nie ma – tłumaczy panie Renata.

Klienci otrzymali informacje, że będą opóźnienia. Kiedy poszli do sklepu wyjaśnić sprawę, okazało się, że już go nie ma. Na jego miejscu pojawił się inny sklep meblowy.

- Dostałam pierwszego smsa, który mówił, że jest likwidacja salonu, ale realizacja będzie zgodnie z terminem lub trochę po terminie. Następnie dostałam drugiego smsa w odległości tygodnia, że był pożar hali. Zaczęłam dzwonić, telefon milczał – opowiada pani Renata.

- Ten sklep dalej jest, tylko nie wiemy, czy pod tą sama nazwą. Na pewno ta sama pani sprzedaje, ten sam asortyment, tylko przeniesiony z narożnika na środek sklepu – twierdzi pani Izabela.

Pani Jola ze Słupska kupiła na raty komplet wypoczynkowy za 11 tysięcy złotych. Nie otrzymała towaru. Kobieta razem z innymi poszkodowanymi poszła do galerii handlowej, w której znajdował się sklep meblowy.
- Pani powiedziała, że mój zestaw jest i otrzymam go w ciągu dwóch tygodni.
- Proszę się z nimi kontaktować.
- Ale to pani mi powiedziała.
- To już jest inna firma, to jest firma z siedzibą w Warszawie.
- Jeżeli ktoś nie chce się zgodzić na wydłużony termin, może napisać do nich maila.
- Nie odpisują, nie odpowiadają, nie oddzwaniają.
- Nasza wersalka stoi tu…
- A moja tam, możemy ją wziąć ze sklepu?
- To nie jest już własność R***

Próbujemy porozmawiać z przedstawicielami znikającej sieci sklepów meblowych. Okazuje się, że pod adresem podanym w KRS już ich nie ma. Pod kolejnym adresem udaje nam się porozmawiać z pracownikiem sklepu meblowego.

- Ja właścicielem firmy nie jestem, proszę kontaktować się telefonicznie z właścicielami bądź drogą mailową. Z tego, co wiem, nikt nie chce tu nikogo oszukać, meble są wydawane w miarę możliwości – mówi.  

Klienci czują się oszukani, myślą o założeniu pozwu zbiorowego. Kontaktują się ze sobą w internecie. Chcą odzyskać swoje pieniądze.

- Tu wszystko dalej działa w internecie, ale myślę, że to jest zwykłe naciąganie ludzi – komentuje pani Izabela.*

* skrót materiału

Reporter: Angelika Trela

atrela@polsat.com.pl