Fetor, robactwo i uciążliwi lokatorzy
Smród, robaki, koszmarne warunki mieszkaniowe i walka o zdrowie. Tak o swoim codziennym życiu mówią lokatorzy dwóch kamienic przy ulicy Kresowej w Warszawie. Mieszkanie pani Patrycji było notorycznie zalewane przez nadużywającego alkoholu sąsiada w góry. Z innego mieszkania wydobywał się fetor, bo gdy zmarł jego lokator, służby nie uprzątnęły lokalu.
- To jest brud, smród i mogiła, zostaliśmy sami na takim odludziu. My to nazywamy gettem XXI wieku. W pewnym momencie zainteresują się tym instytucje i będzie pretekst, by zabrać nam dzieci – mówi pani Agnieszka.
- U mnie się podłoga zapada, niedługo wpadnę do sąsiadki do domu – dodaje pani Zofia.
W najtrudniejszej sytuacji znalazła się 27-letnia pani Patrycja. Kobieta sama wychowuje dwoje dzieci. Natan ma 5 lat, a Nel 3 lata. Pani Patrycja nie ma rodziców. Kilka miesięcy temu zamieszkała w lokalu komunalnym. Wyremontowała go. Marzyła o spokojnym życiu.
- Pani Patrycja ma swój plan na życie, swój cel, jest osobą zdeterminowaną – tłumaczy Katarzyna Idryjan z Ośrodka Pomocy Społecznej dzielnicy Wawer.
Niestety, marzenia pani Patrycji zakłócili sąsiedzi. Nad kobietą mieszka mężczyzna nadużywający alkoholu. Z jego mieszkania notorycznie lała się woda. Zalewał mieszkanie pani Patrycji, aż zaczął odpadać sufit.
- Tynk mi spada na stół, do jedzenia. Powiedzieć, że tu jest niebezpieczne, to mało, przecież tu stropy widać, drewno, tynk sypie się. Jak tak można mieszkać? On nie otwiera okien i to wszystko się tam kisi. Jak tam poszłam, to było wody po kostki. Non stop jestem stratna, bo co nowego kupię, to muszę to wyrzucić, bo nie przetrwa tutaj - mówi pani Patrycja.
- Ja jej nie zalewam. A alkohol piję po prostu z nudów, bo się nudzę. Miałem radyjko, to mi ukradli - twierdzi uciążliwy sąsiad.
W grudniu ubiegłego roku w jednym z lokali zmarł mężczyzna. Nikt do jego mieszkania od miesięcy nie wchodził. W bloku oraz mieszkaniu pani Patrycji pojawiły się insekty, rozchodził się smród.
- Te jego wszystkie rzeczy powinny zostać popakowane: albo do wyrzucenia, albo do dezynfekcji, do czegokolwiek. Stąd pluskwy wychodziły, chodziły po mnie, po moich dzieciach i gryzły – wspomina pani Patrycja.
- Niektórzy nie powinni tu mieszkać. Chyba jest od tego jakaś pomoc, jakieś instytucje. Ludzie, którzy tu normalnie mieszkają, wkładają cały swój dorobek życia w te mieszkania i co teraz mają zrobić? Kto mi za to odda? – pyta pani Patrycja.
Samotna matka miała już dość. Wyrzuciła większość rzeczy z mieszkania. Opuściła z dziećmi lokal i tułała się. Z pomocą przyszedł jej Ośrodek Pomocy Społecznej, który zapewnił jej tymczasowy nocleg w hotelu.
- Mieszkanie było wyremontowane, dzieci miały swoją przestrzeń, a osoba dorosła swoją, co jest bardzo ważne. Niestety stało się, jak się stało. Lokali zastępczych w takich przypadkach nie ma, bo w umowie jest napisane, że należy się po huraganach, pożarach lub powodzi – tłumaczy pani Patrycja.
Ona oraz mieszkańcy byli bezradni do czasu naszej interwencji. Wtedy zarządca budynków zaczął wielkie sprzątanie. W pokoju po zmarłym mężczyźnie, w którym na podłodze leżały ludzkie odchody, zaczął się remont.
- Dzisiaj normalnie rewolucja, wszyscy w oknach patrzyliśmy i nie wierzyliśmy. Zjawiły się porządkowe panie, które posprzątały klatki płynem z zapachem, nie samą wodą, a koparka uprzątnęła te kontenery – opowiada pani Agnieszka, mieszkanka bloku.
Krzysztof Jonczyk, dyrektor Zakładu Gospodarowania Nieruchomościami w Warszawie tłumaczy, że miasto nie mogło wcześniej posprzątać lokalu po zmarłym ze względu na procedury. - Czasem zajmuje to tyle czasu. Klucze do lokalu, gdzie zmarła osoba, ma prokurator, jak skończy się postępowanie, oddaje nam klucze i wchodzimy – informuje Krzysztof Jonczyk.
Jak obiecał dyrektor Zakładu Gospodarowania Nieruchomościami w Warszawie, mieszkanie pani Patrycji będzie całkowicie wyremontowane. Uciążliwy sąsiad wkrótce trafi do Domu Pomocy Społecznej. Kobieta będzie mogła z dziećmi wrócić.*
* skrót materiału
Reporter: Żanetta Kołodziejczyk-Tymochowicz
interwencja@polsat.com.pl