Autostrada bez ekranów. Ludzie nie słyszą się w domach
Mieszkańcy miejscowości położonych przy odcinku autostrady A4 koło Rzeszowa od dwóch lat żyją w hałasie, nerwach i kurzu. Wszystko przez to, że ich domostwa nie są osłonięte przed szkodliwym hałasem z nowo oddanej drogi. Plany budowy ekranów dźwiękochłonnych były i nadal są, ale trwa urzędnicza przepychanka na pisma. - Przy otwartych oknach, to my się nie słyszymy w domu – alarmują mieszkańcy.
Dla pana Stanisława i jego żony ten dom to całe życie. Małżeństwo z miejscowości Terliczka pod Rzeszowem budowało go siłą własnych rąk. Dziś mieszkają tu z synem synową i wnukami. Spokój i spełnienie marzeń zmieniła autostrada A4.
Byliśmy już bardzo szczęśliwi, w tej chwili doczekaliśmy już emerytury, i sobie życzymy, żeby tak wyciąć ten temat autostrady – mówi Stanisław Sierżęga.
- Człowiek się zrobił taki nerwowy, rozdrażniony przez to wszystko, ja na przykład to tak odczuwam teraz, jakbym miała problemy ze słuchem – opowiada Maria Sierżęga
Ewelina Mach mieszka w Woli Małej, także położonej przy autostradzie. Kobieta dwa lata temu urodziła syna. Niestety, mimo że mieszka w pięknym domu, nie może wychowywać syna w spokoju.
- Chciałam pokazać ludziom, którzy tak zmienili prawo, jak my tu mieszkamy i czy da się spać przy otwartym oknie. Czy moje dziecko jest w stanie zasnąć przy otwartym oknie. Przyjdzie piątek, przyjdzie poniedziałek, przyjdzie sobota, niedziela, to jest ciężko – mówi pani Ewelina.
Na problemy z autostradą w Terliczce narzeka nie tylko małżeństwo Sierżęgów, niezadowolonych jest więcej. To ludzie, których domy znajdują się tuż przy nowo oddanej autostradzie. Od dwóch lat walczą oni o dokończenie budowy specjalnych ekranów dźwiękochłonnych.
- To są różne natężenia hałasu, to zależy też od dnia. Czasami to nawet nie można rozmawiać przez telefon, bo nic nie słychać – opowiada Danuta Bereś, sołtys Terliczki.
- Proszę tu przyjechać o szóstej rano albo w sobotę, czy w niedzielę. To już jedzie jeden za drugim. Na odpoczynek to jeździmy do parków do miasta, do Rzeszowa, żeby odpocząć od huku – dodaje Maria Jaworska, która mieszka przy autostradzie
Wiadomość o tym, że spotkaliśmy się z mieszkańcami Terliczki, szybko dotarła także do mieszkańców innych miejscowości. Na spotkanie z nami przyszło kilkadziesiąt osób. Zebranie tak dużej grupy zabrało im zaledwie kilkanaście minut.
- Mój dom stoi tam, gdzie się „urywa” ekran. Ja myślałam, że będzie jeszcze trochę tych ekranów. A nie ma – mówi jeden z mieszkańców.
- Dyrektor z urzędu marszałkowskiego powiedział, że być może nasadzenia rośliny są w stanie uchronić nas przed hałasem, ale proszę spojrzeć, one od dwóch lat nie mogą wyrosnąć, bo na rośliny to też oddziałuje. Niesie się tutaj pył i kurz – dodaje Beata Bujak, która mieszka przy autostradzie.
Okazuje się, że mieszkańcy mieli po prostu pecha. Odcinek autostrady A4 biegnący koło ich domów oddano z czteroletnim opóźnieniem. W trakcie trwania budowy zmieniono przepisy. Budowę ekranów wstrzymano.
- Na tym odcinku mieliśmy problem z generalnym wykonawcą, musieliśmy odstąpić od umowy. Tutaj chodziło między innymi o niewypłacalność i o nierealizowanie terminowe kontraktu – mówi Bartosz Wysocki z rzeszowskiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad.
Urzędnik przyznaje, że gdyby autostrada została zbudowana na czas, ekrany by były.
- To nie nasza wina To my nadzorujemy budowę, więc tutaj wykonawca sobie nie poradził z budową autostrady – dodaje
- Mój dom znajduje się przy pasie autostrady, czyli mam dwa metry do pasa. Przy otwartych oknach to my się nie słyszymy w domu – twierdzi jedna z mieszkających przy autostradzie kobiet.
Jednak po oddaniu autostrady do użytku i sporządzeniu przez Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad tak zwanej analizy porealizacyjnej, okazało się, że hałas przekracza także nowe normy, podwyższone aż o sześć decybeli. Mimo to na dokończenie budowy ekranów trzeba poczekać. Ich budowa wymaga nowych decyzji urzędników.
- W tej chwili prowadzimy analizę, owszem, na podstawie analizy, którą nam dostarczono i która jest niekompletna. Ona nie nadaje się, by na jej podstawie wydać jakąkolwiek decyzję – tłumaczy Andrzej Kulig z Departamentu Środowiska Podkarpackiego Urzędu Marszałkowskiego.
Reporterka: Generalna dyrekcja dostarczyła wam niekompletne dokumenty?
Andrzej Kulig: Dokładnie, one formalnie spełniają wymogi, natomiast sposób prowadzenia tych obliczeń… No, już po raz trzeci wzywamy Generalną Dyrekcję do uzupełnienia analizy porealizacyjnej.
- Już raz urząd marszałkowski wystąpił o takie uzupełnienie, było to w lutym. Oczywiście to uzupełniliśmy i od tego czasu nie otrzymaliśmy od urzędu żadnego wezwania do uzupełnienia tej analizy – odpowiada Bartosz Wysocki z rzeszowskiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad.
Co ważne, kiedy wywłaszczano mieszkańców z ich ziemi pod budowę autostrady, obiecywano budowę ekranów. Zapewnienia dostali także na piśmie. Dlatego dziś czują, że prawo z nich zadrwiło.*
* skrót materiału
Reporter: Marta Terlikowska
mterlikowska@polsat.com.pl