Chcą budowy chodnika, wodociągu i kanalizacji. Inwestycję blokuje sąsiad
Do naszej redakcji dotarły dwa maile z prośbami o pomoc. Oba pochodzą od mieszkańców ul. Moździerzy w Warszawie. Pierwszy napisali mieszkańcy lewej strony ulicy. Kilkanaście rodzin chce budowy nowej ulicy, chodnika, wodociągu i kanalizacji. Jednak rodzina mieszkająca po prawej stronie ulicy przeciw tej budowie protestuje.
- Droga jest, jaka jest. Nie ma wody, kanalizacji, chodnika, niczego, a od ponad 30 lat prosimy o bieżącą wodę. Każdy nasz monit jest oprotestowywany przez sąsiada. Jedna rodzina blokuje nam media, kanalizację, wszystko i jedynym jej wytłumaczeniem jest, że droga ma iść pod oknami. I w takich warunkach ci państwo nie mogą mieszkać – tłumaczą mieszkańcy lewej strony ul. Moździerzy.
- Ja nie blokuje tego. Walczę o dobro swojej rodziny i kawałek zieleni. Do przeprowadzenia tej inwestycji urzędnicy użyli specustawy, która była wymyślona do budowy autostrad, dróg krajowych, Jest stosowana maczuga w stosunku do małych ludzi, szaraczków. Inwestycję trzeba przeprowadzić, ale nie zabierając tyle gruntu – uważa Krzysztof Piotrowski, który nie chce oddać ziemi pod inwestycję.
Pan Piotrowski ma stracić część ogrodu. Na mocy specustrawy drogowej formalnie urzędnicy już ten grunt wywłaszczyli. Mieszkańcy lewej strony drogi już wcześniej swoje działki oddali. Wtedy chodziło o budowę gazociągu.
- Ziemia została zabrana po wybudowaniu w 1996 r. gazociągu, który również my, jako mieszkańcy, wybudowaliśmy z własnych pieniędzy. Zrobiliśmy w czynie społecznym tę paskudną drogę i została ona za darmo przekazana gminie, jak również gazowni, bo takie są przepisy – opowiadają mieszkańcy.
Krzysztof Piotrowski postanowił walczyć o kawałek swojego ogrodu przed sądem. Jednak sądy wszystkich instancji uznały, że wywłaszczenie z gruntu przebiegło zgodnie z prawem.
To fragment uzasadnienia wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego:
Sąd wyjaśnił w uzasadnieniu zaskarżonego wyroku, że działania Prezydenta Miasta Stołecznego Warszawy i Wojewody Mazowieckiego były legalne i znajdowały oparcie normatywne w przepisach powołanej ustawy o szczególnych zasadach przygotowania i realizacji inwestycji drogowych.
- Sprawę przegraliśmy, sędzia powiedział mi dobitnym głosem, że święte prawo własności nie jest w tym kraju najwyższym nakazem – skomentował Krzysztof Piotrowski.
Burmistrz dzielnicy Bemowo, mocno spóźniony, ale jednak na spotkanie z mieszkańcami dotarł. I po jego przybyciu okazało się, że po latach konfliktu jest szansa na budowę drogi.
- Jest przygotowane pismo do Ministerstwa Infrastruktury o to, żeby pozwoliło na odstępstwo, żeby nie poszerzać tej drogi za bardzo. Jeśli dostaniemy odstępstwo, to wyznaczymy takie warunki, aby ta droga była jak najwęższa – przekazał Michał Grodzki, burmistrz dzielnicy Bemowo w Warszawie.*
* skrót materiału
Reporter: Michał Bebło
mbeblo@polsat.com.pl