Pieniądze na czarną godzinę zniknęły z konta

86-letnia, schorowana kobieta czeka na zwrot 22,5 tys. zł, które zniknęły z jej konta w banku. Pani Sabina odkładała je na czas, gdy przestanie być samodzielna. Sąd pierwszej instancji uznał, że pieniądze zabrała pracownica banku. Ta jednak odwołała się od wyroku i nie wiadomo, kiedy zapadnie prawomocne rozstrzygnięcie. Do tego czasu pieniądze do pani Sabiny nie wrócą, bo bank za swojego pracownika odpowiadać nie zamierza.

Sławoborze to mała miejscowość w województwie zachodniopomorskim. Od kilkudziesięciu lat mieszka tam pani Sabina Szewczyk. 86-letnia kobieta przez całe życie ciężko pracowała.

- Dwie rodziny pochowałam, męża pochowałam i dziecko z wodogłowiem. Można sobie wyobrazić, jakie było moje życie. 70 lat przepracowałam na roli - opowiada.

Wszystkie swoje oszczędności seniorka miała zdeponowane w banku. Skrupulatnie zapisywała wszystkie wypłaty z konta. Rok temu zorientowała się, że brakuje jej ponad 20 tysięcy złotych. Poprosiła o pomoc swoją bratanicę.

- Przyjechaliśmy z mężem do siedziby banku, wzięliśmy sobie wydruki i okazało się, że są kwoty po 5 tysięcy, których na blankietach wypłat ciocia nie ma – wspomina Beata Kwiatkowska, bratanica pani Sabiny.

Pani Beata w pierwszej kolejności napisała pismo do banku. Prosiła o wyjaśnienie sprawy, a następnie o zwrot zaginionych pieniędzy. Odpowiedź ją zaskoczyła.

- Bank odpisał, że wszystko jest w porządku, że na pewno ciocia jest osobą starszą, wyciągnęła pieniądze i zapomniała. A ostatnio dostałam dokumenty, gdzie bank stwierdza, że nie podejmuje odpowiedzialności za pracownika, za to co robi w godzinach pracy – mówi Beata Kwiatkowska.

- Przecież pani Sabinka nie deponowała pieniędzy u tej pani, tylko w banku, który jest gwarantem opieki nad tymi pieniędzmi – zauważa Władysław Demko, sąsiad pani Sabiny.

Poprosiliśmy zarząd banku o komentarz. W oświadczeniu stwierdzono: „Zapewniamy, że będziemy wykorzystywali wszelkie, określone w prawie, środki niezbędne do znalezienia satysfakcjonującego dla Klientki rozwiązania zaistniałej sytuacji”.

- Jakby bank chciał zachować twarz, to moim zdaniem powinien te pieniądze zwrócić cioci, a dopiero się rozliczać z pracownikiem – komentuje Beata Kwiatkowska, bratanica pani Sabiny.

- A ta kobieta nadal pracuje i ma szansę czynić to dalej. W naszej okolicy jest wielu starszych ludzi – dodaje Władysław Demko, sąsiad pani Sabiny.

Sprawa trafiła do sądu, który wydał wyrok na korzyść pani Sabiny. To jednak nie koniec. Jolanta Ł. odwołała się od wyroku. Kobieta nie przyznaje się do winy.

- Wyrokiem skazano oskarżoną na 1 rok i 4 miesiące ograniczenia wolności. Polega to na potrącaniu z jej wynagrodzenia 10 proc. i pieniądze będą przekazywane na rzecz fundacji. Dodatkowo pokrzywdzona otrzyma od oskarżonej zwrot wszystkich zabranych pieniędzy po uprawomocnieniu się wyroku – informuje Magdalena Brudniak z Sądu Rejonowego w Białogardzie, oddział zamiejscowy w Świdwinie.

- Nie wzięłam pieniędzy i nic nie oddam. Sąd mi nic nie udowodnił, sąd wydał wyrok. Ja się z nim nie zgadzam – przekazała pracownica banku.

- Może jeszcze rok, dwa, czy miesiąc, nie wiem, ile tego życia zostało, ale niech te pieniądze wrócą, bo to jest moja ciężka praca – apeluje pani Sabina.

Schorowana 86-latka oczekuje sprawiedliwości. Chce odzyskać pieniądze, na które ciężko pracowała. Boi się jednak, że nie doczeka zwrotu ponad 22,5 tys. zł.

- Ta pani na pewno się nie wzbogaciła, ale rodzinie kupiła wstyd – ocenia Beata Kwiatkowska, bratanica pani Sabiny.

- Ja te pieniądze uzbierałam, żebym miała zapłacić za opiekunkę. A jak ja nie będę mogła chodzić? Ja muszę wziąć kogoś na całą dobę, a to kosztuje 2 tys. zł – podsumowuje Sabina Szewczyk. *

* skrót materiału

Reporter: Angelika Trela

atrela@polsat.com.pl