Niebezpieczna droga w Zamościu. Mieszkańcy uciekają przed autami

Kilkanaście rodzin mieszkających przy ulicy Brzozowej w Zamościu od lat domaga się jej poszerzenia i położenia chodnika. Miasto obiecywało to już w latach 70., ale nie zrobiło nic. Część mieszkańców wychodzi ze swoich domów wprost ma ulicę. Zdarzało się, że odskakiwać przez autami. W okolicy mieszkają dzieci i osoby niepełnosprawne.

- Dwa razy ledwo uszłam z życiem. Po prostu uciekłam. A gdybym ja była bardziej niepełnosprawna? – pyta Irena Kulik, mieszkanka ulicy Brzozowej.

W podobnej sytuacji jest kilkanaście rodzin. Najstarsi mieszkańcy wprowadzili się na Brzozową jeszcze w latach 70-tych. Wówczas obiecano im szeroką drogę i chodnik prowadzący do ich posesji. Ale mimo wywłaszczenia terenu pod tę inwestycję, obietnic nie zrealizowano do dziś.

Jest za to prowizoryczna droga z dwoma ostrymi zakrętami. Pani Zofia Baj, która opiekuje się niepełnosprawnym mężem wychodzi z domu wprost na ulicę. Niedawno omal nie została potrącona przez samochód.

- Rozejrzałam się, nie było nic i wyszłam kawałek na drogę. Dobrze, że się cofnęłam, bo by na mnie najechała. Jeszcze pytała czemu chodzę ulicą – opowiada.

Jak podkreślają mieszkańcy, pierwotnej drogi nie udało się wybudować, ponieważ na wywłaszczonej działce stały budynki gospodarcze poprzedniego właściciela. Gdy te zniknęły, urzędnicy zamiast dokonać inwestycji, zwrócili działkę spadkobiercom za cenę 510 zł, a ci ogrodzili teren.

- Wychodzimy prosto na jezdnię dwukierunkową, z dwoma ostrymi zakrętami, 90 stopni, bez chodnika, bez pobocza. Przy płocie jest pas zieleni, a u nas nie ma nic. Trzeba mieć oczy z tyłu, z przodu, żeby wyjść z tej ulicy – mówi Zofia Baj.

- Tam jest też nasze przyłącze elektryczne, myśmy wcześniej mieli tam parkingi, ale zostały rozmontowane ciężkim sprzętem. Tylko nasze przyłącze elektryczne zostało. Czyli miasto sprzedało ten skrawek, to było około 60m2 włącznie z naszą infrastrukturą – dodaje Jan Lizut, mieszkaniec ulicy Brzozowej.

Początkowo przyłącze elektryczne zostało ogrodzone przez właściciela terenu, dopiero po interwencji mieszkańców udostępniono je. Ale to nie jedyny problem. W związku z tym, że droga jest wąska, odmówiono też wybudowania miejsca postojowego dla osoby niepełnosprawnej. Zdaniem zamojskiego starosty, nie było możliwości, by nie zwrócić działki lub dopuścić do przetargu mieszkańców.

- Ubiegać się o zwrot mogą jedynie właściciel, bądź jego spadkobiercy. Ustawa o gospodarce nieruchomościami nie przewiduje sąsiadów, czy innych stron w takim postępowaniu. Natomiast jeśli chodzi o bezpieczeństwo, przede wszystkim należy zwracać się do zarządcy drogi, którym jest Zarząd Dróg Grodzkich w Zamościu – informuje starosta Henryk Matej.

- Jako zarządca drogi podjęliśmy kroki, żeby to bezpieczeństwo w tym miejscu poprawić. Zdecydowaliśmy się fizycznie zmniejszyć prędkość pojazdów przejeżdżających tamtędy, poprzez montaż progu zwalniającego. Usankcjonowaliśmy poruszanie się mieszkańców po jezdni, stawiając strefę zamieszkania. To, że kierowcy jeżdżą, tak jak jeżdżą… proszę wybaczyć, nie jesteśmy w stanie stać i każdego kierowcę pouczać – tłumaczy Marcin Nowak, dyrektor Zarządu Dróg Grodzkich w Zamościu.

- Tędy jeżdżą do szkoły, do pracy, na skróty. Jadą i nie patrzą na znaki – przyznaje Zofia Baj.
W praktyce to prezydent miasta ma kompetencje, aby teren wywłaszczyć raz jeszcze i wybudować drogę. Jak dotąd zwrócono się z propozycją do właściciela, aby raz jeszcze sprzedał ziemię na rzecz miasta, ale ten odmówił. Jego zdaniem winni są mieszkańcy, którzy wcześniej zaśmiecali ten teren.

- Dookoła moja posesja jest zadbana, w pewnym momencie zaczęto mi robić tam wysypisko śmieci, więc zwróciłem się do osób, nie będę mówił nazwisk, które są najbardziej zainteresowane, żeby przestały to robić. W niewybredny sposób powiedziano mi, że ja nic do tego nie mam, ponieważ to jest państwowe. Nie jestem skłonny tego odsprzedać - mówi właściciel terenu.*

* skrót materiału

Reporter: Jakub Hnat

jhnat@polsat.com.pl