Bankrutują przez dobre serce. Wzięli kredyt dla „koleżanki”

Historia 51-letniej pani Urszuli z Częstochowy powinna być przestrogą dla wszystkich, którzy chcą wziąć kredyt, aby pomóc rodzinie czy znajomym. Przez jedną nieodpowiedzialną decyzję, kobieta i jej mąż są bankrutami. W kilku bankach pożyczyli w sumie 100 tys. zł, by pomóc znajomej. Kiedy koleżanka dostała pieniądze, przyjaźń się skończyła, a pani Urszula została z ratą wyższą niż jej zarobki.

- Ona bardzo często przychodziła do biblioteki, przychodziła jej matka. Spotykałyśmy się na kawie, herbacie. Znałyśmy się z 20 lat – opowiada pani Urszula.

37-letnia koleżanka pani Urszuli poprosiła ją o pomoc i wzięcie kredytu na 100 tys. zł w kilku bankach za pośrednictwem firmy kredytowej. Koleżanka kredyt miała spłacać, ale nie spłaca. A przyjaźń się skończyła. Miesięczna rata to prawie 3 tys. zł.

- Przekonywała mnie tak, że dziecko ma chore, potrzeba rehabilitacji, potrzeba lekarzy, szukania kontaktów. Do wzięcia pożyczki namawiała mnie jej mama, przychodziła do mnie do pracy, nagabywała, więc się zgodziłam, skoro oni mieli to spłacać. To mama pani Katarzyny znalazła tę firmę pośredniczącą w udzielaniu kredytów, to ona ze mną tam poszła – wspomina pani Urszula.

Jak twierdzi kobieta, kredyt udało się zaciągnąć w ciągu tygodnia.

- To było na zasadzie: spotykamy się, pani sobie poczyta, pani podpisze, a my sprawdzimy pani zdolność kredytową. A to nie było sprawdzenie zdolności  finansowej, tylko automatyczne wzięcie kredytu. To było w ciągu tygodnia, banki nie miały możliwości sprawdzenia, że ja wcześniej zaciągnęłam kredyt. Nikt mi nie powiedział, że ja podpisuję umowę. Czytałam, ile mogłam, ale jesteśmy tylko ludźmi. Wiem, że to moja wina – dodaje pani Urszula.

To nie koniec kłopotów małżeństwa. Pani Urszula została oskarżona o wyłudzenie kredytów na szkodę banków, a jej mąż skazany przez częstochowski sąd za nachodzenie byłej koleżanki, która nawet podpisała oświadczenie, że kredyty będzie spłacać.  Ale nie spłaca, bo nie ma z czego.

- Zostałem skazany za nękanie, próbując się dodzwonić do kogoś kilkanaście razy. Naruszyłem prywatność, chodząc do kogoś, pytając się o swoje pieniądze – komentuje pan Leszek.

Sprawa kredytów pani Urszuli trafiła do Prokuratury Regionalnej we Wrocławiu, która prowadzi śledztwo w sprawie grupy finansowej pośredniczącej w udzielaniu kredytów. A to właśnie w jednej z firm należących do grupy kredyty wzięła pani Urszula. Poszkodowanych są tysiące osób, a podejrzanych aż 80.

- W tej chwili poszkodowanych jest 4 tysiące osób, ta liczba cały czas powiększa się. Kwota, którą ustaliliśmy na niekorzyść osób poszkodowanych, które brały pożyczki w firmach, to 51 mln zł. Oprócz osób fizycznych mamy pokrzywdzone banki – informuje Piotr Kowalczyk z Prokuratury Regionalnej we Wrocławiu.

- Oni biorą taką prowizję, że to nie jest 1 000 zł, tylko około 20, 30 tys. zł w zależności od tego, jaki kredyt się bierze – mówi pani Urszula.

Małżeństwo chce walczyć o sprawiedliwość. Dziś ma do spłaty razem z odsetkami 300 tys. zł. By spłacać dług, sprzedało swoje kosztowności, nawet obrączki ślubne. Nie jest bowiem w stanie na bieżąco regulować rat.

- Uważam, że to jest osoba, która zawodowo trudni się wyłudzaniem kredytów – mówi pan Leszek, mąż pani Urszuli.

Ani koleżanki pani Urszuli, ani jej matki nie udało się namówić na oficjalną rozmowę przed kamerą.*

* skrót materiału

Reporter: Aneta Krajewska

akrajewska@polsat.com.pl