Ukradli busa, kierowcy strzelili w tył głowy

Maciej Knitter z Malborka w listopadzie 1995 roku wyjechał w swój drugi kurs busem do przewozu osób. Jego ciało znaleziono 300 km dalej. Został zastrzelony ze sportowego pistoletu Margolin. Jak się okazuje, nie była to pierwsza osoba, która zginęła z tej charakterystycznej broni. W dodatku skradziony bus pana Macieja znalazł się w Rosji, ale prokuratura nie podjęła tropu.

Maciej Knitter miał 21 lat, mieszkał w Malborku. Ukończył technikum elektryczne, ale od zawsze marzył, aby być zawodowym kierowcą. W październiku 1995 roku rodzice kupili mu pierwszy samochód – białego busa. Miał przewozić nim ludzi na zlecenie lokalnych firm transportowych.

- On się tak bardzo z tego samochodu cieszył, aż całował nas.  Może by żył, żeby nie to auto – mówi Alina Kamińska, matka zamordowanego pana Macieja.

- Wówczas mnóstwo samochodów kradzionych w Warszawie, ale i w całej Europie lądowało za wschodnią granicą. W bardzo prosty sposób można było taki samochód przerzucić na drugą stronę granicy i tam go sprzedać za bardzo konkretne pieniądze. A tam jak już trafił, to właściwie ślad po nim zaginął – opowiada Robert Duchnowski, były policjant, ekspert kryminalistyczny.

Jest 28 listopada 1995 roku. Do firmy, dla której jeździ Maciej dzwoni nieznany mężczyzna. Zleca przewóz ośmiu rolników.
Maciej ma ich odebrać z dworca PKP w Stargardzie Szczecińskim. Stamtąd wszyscy mają pojechać do Warszawy. Maciej rusza w swój drugi w życiu kurs. Potem po prostu znika.

- U nas było tak w domu, że zawsze się meldowaliśmy. Zawsze był telefon, że jestem na miejscu. Tu nie było tego telefonu i to było dziwne – tłumaczy siostra pana Macieja.

Zwłoki Macieja odnajdują się 1 grudnia. W miejscowości Ginawa – prawie 300 kilometrów od domu. Ciało porzucone jest przy brzegu jeziora. Na głowie widać dwie rany postrzałowe. Nigdzie nie ma śladu po samochodzie.

- Ciało chcieli ukryć, ale się nie udało. Łomem próbowali podważyć lód na jeziorze, ale dość gruba była tafla i zostawili - opowiada siostra zamordowanego Macieja.

- Samochodem na pewno nikt by nie wjechał tam. Musiał być ciągnięty za ręce, bo miał całe buty w trawie – mówi jeden z mieszkańców Ginawy.

- Zginął z broni Margolin, kaliber 5;6 mm. To pistolet sportowy – informuje Mateusz Krasowski z portalu Zbrodnie z Archiwum X.

Jak tłumaczy Robert Duchnowski, były policjant, ekspert kryminalistyczny pociski tej broni mają małą energię. Ich mankamentem jest, że są całkowicie ołowiane i rozpłaszczają się na pierwszej napotkanej przeszkodzie.

- Trafienie bezpośrednie nie powoduje śmierci natychmiast. Na czaszce ten pocisk się rozpłaszczył i tylko zrobił pobieżne spustoszenie i spowodował wykrwawienie – mówi  Duchnowski.

W trakcie śledztwa okazało się, że pół roku wcześniej z tej samej broni zastrzelony został inny mężczyzna – 42-letni Jan W. Właściciel firmy transportowej. Jemu też morderca ukradł samochód. Jego ciało znaleziono w lesie w pobliżu poligonu wojskowego w Drawsku Pomorskim. Kilkanaście kilometrów od miejsca, w którym zginął Maciej.

- Na miejscu śledczych przyjąłbym taką tezę, żeby przeanalizować wszystkie przypadki, gdzie zidentyfikowano Margolin, jako broń użytą do przestępstwa. Bo co prawda cechy mogły być inne, ale już sam fakt użycia takiej broni świadczy, że może być to powiązane z jednym sprawcą, czy sprawcami. To nie była wówczas popularna broń – tłumaczy Robert Duchnowski, były policjant.

Dziesięć miesięcy po Maćku ginie kolejna osoba – tym razem w Białymstoku. To 33-letni instruktor strzelectwa - Wojciech K. Do zabójstwa użyty zostaje taki sam model broni, ale inny egzemplarz. Cała reszta wydaje się identyczna.

- Zginął w identyczny sposób: dwie rany postrzałowe w okolice potylicy. Jemu również skradziono auto, poza tym została skradziona również broń Te sprawy są identyczne – przekonuje Mateusz Krasowski z portalu Zbrodnie z Archiwum X.

Z trzech skradzionych przez morderców aut, dwóch nigdy nie odnaleziono. W 1999 roku Interpol zdołał jednak namierzyć samochód Macieja Knittera. Był w Rosji, w miejscowości Briańsk, 1000 kilometrów od Malborka. W pobliżu granicy z Białorusią i Ukrainą.

- Powiedzieli, że nie będą się zajmowali tymi rzeczami, że to się nie opłaca, bo to Rosja, itd. – wspomina Alina Kamińska, matka pana Macieja.

- Dla spokoju sumienia, dla czystości sumienia należało tę czynność przeprowadzić, żeby nikt później nie zarzucił jakiegokolwiek zaniechania śledczym – ocenia Robert Duchnowski, były policjant.

W czerwcu 1996 roku sprawa zabójstwa Macieja Knittera została umorzona. Prokuratorzy i policjanci nie chcą rozmawiać dziś o szczegółach tamtego śledztwa. Na schwytanie morderców mają jeszcze 17 lat. Potem, sprawa ulegnie przedawnieniu.*

* skrót materiału

Reporter: Rafał Zalewski

rzalewski@polsat.com.pl