Żyje sama z upośledzonym wnukiem. Urzędnicy odmówili świadczenia

Babcia samotnie wychowująca 9-letniego Marcela, który ma padaczkę, zaburzenia psychiczne i jest upośledzony umysłowo, nie dostanie świadczenia dla opiekuna osoby niepełnosprawnej. Wszystko przez decyzję zespołu orzekania o niepełnosprawności, który uznał, że Marcel nie wymaga stałej opieki.

Na pierwszy rzut oka dziewięcioletni Marcel niczym nie różni się od swoich rówieśników. Jest bardzo żywym, sprawnym dzieckiem. Od zawsze sama wychowuje go babcia, która od urodzenia jest jego rodziną zastępczą.

Gdy matka urodziła Marcela, była nieletnia. Później na świat przyszło jeszcze dwoje dzieci, które wychowuje, ale nigdy nie walczyła o opiekę nad najstarszym synem. Kiedy Marcel poszedł do przedszkola, okazało się, że jest chory. Chłopiec ma padaczkę, upośledzenie umysłowe i zaburzenia psychiczne.

- Najtrudniejsze zachowania są takie, że łapie za nóż, mówi, że się zabije, że wyskoczy przez okno, wali w szybę głową, w ścianę – opowiada Przemysława Mądrzyk, która jest rodziną zastępczą dla wnuka.

- Również relacje z rówieśnikami nawiązuje w taki sposób, że często uderza dzieci, łapie, czasem ta agresja przybiera formę ugryzienia. Naszym zdaniem Marcel wymaga i wsparcia, i opieki, i kontroli, i monitorowania jego zachowania cały czas – tłumaczy Elżbieta Kędzierska, pedagog w szkole Marcela.

- Rodzina jest przez mnie postrzegana pozytywnie. Pani Mądrzyk z zaangażowaniem zajmuje się Marcelem, przestrzega terminów wizyt lekarskich u specjalistów – dodaje Dagmara Korblit, młodszy koordynator rodzinnej pieczy zastępczej.

44-letnia pani Przemysława nie chciała oddać wnuka do domu dziecka. Nie żałuje swojej decyzji, ale nie ukrywa, że czasami brakuje jej sił. Przed urodzeniem chłopca pracowała jako szwaczka. Chciałaby wrócić do pracy, ale jak twierdzi, jest to niemożliwe.

- Były sytuacje, że musiałam jechać do szkoły, bo zrobił kupę w majtki, bo usnął na lekcji, bo go głowa boli, brzuch. I jeżdżę do szkoły, jak pani zadzwoni. Kupiłam mu taką bransoletkę, jak gdzieś idziemy i już widzę, że jest agresywny, to muszę mu założyć tę bransoletkę, (by go pilnować – red.) bo on sobie nie zdaje sprawy, potrafi pod samochód wybiec – opowiada pani Przemysława.

Kobieta złożyła dokumenty do łódzkiego zespołu orzekania o niepełnosprawności. Starała się o przyznanie jej punktu siódmego, czyli konieczności całodobowej opieki nad Marcelem.

- Dziecko uznano za osobę niepełnosprawną, natomiast nie zostało uznane za osobę niezdolną do samodzielnej egzystencji – mówi Agnieszka Gosławska-Żeligowska z Wojewódzkiego Zespołu do spraw Orzekania o Niepełnosprawności.

Na pytanie, czy zachowania, które zgłasza pani Przemysława, które ma nagrane, nie świadczą o tym, że dziecko jednak wymaga stałej opieki, odpowiada, że „komisja orzeka na podstawie dokumentacji zgromadzonej w kartach, kilkukrotnie analizowanej”, z której wynika, że „żaden z członków komisji nie miał zdania, że dziecko wymaga stałej opieki”.

Babcia Marcela nie rozumie takiej argumentacji. Tym bardziej, że pod jednym z orzeczeń podpisała się lekarz psychiatra, będąca lekarzem prowadzącym chłopca.

- Pani psychiatra wypisywała mi dokument potrzebny do orzeczenia i napisała w nim, że Marcel potrzebuje stałej opieki. A jak byliśmy na komisji, to była ta sama pani doktor i stwierdziła, że Marcel stałej opieki nie potrzebuje – mówi pani Przemysława.

- To moje zaświadczenie, przecież nie przeczę. Pomyliłam się. Jak najbardziej należy się niepełnosprawność, ale nie stała i długotrwała opieka w myśl przepisów – twierdzi psychiatra lecząca Marcela.

Babcia Marcela nie poddaje się. Oddała sprawę do sądu. Ma nadzieję, że tam ktoś zrozumie jej trudną sytuację. Ale bez względu na decyzję sądu wie, że dla wnuka jest całym światem.

- Jak dziecko ma zespół Downa, autyzm, czy jest na wózku, to widać, że jest chore, a u dzieci chorych psychicznie nie widać – podsumowuje pani Przemysława.*

* skrót materiału

Reporter: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl