Ma wózek inwalidzki za 40 000 tys. zł. I boi się z niego korzystać
49-letnia Donata Niezgoda od urodzenia choruje na dystrofię mięśniową. Od 18 lat porusza się na wózku inwalidzkim. Od siedmiu - tylko na elektrycznym, bo choroba systematycznie odbiera jej sprawność kolejnych części ciała. Niedawno kobieta poczuła, że spełniło się jej marzenie. Dostała dofinansowanie na nowy wózek. Niestety, produkt za 40 000 zł tylko ją rozczarował.
- Moja choroba postępuje. Nie wiem, ile lat będę żyła. Dużo osób w moim wieku jest już w fatalnym stanie, pod respiratorami, czekają już tylko na śmierć. A ja walczę i chcę walczyć – mówi pani Donata.
Do tej pory kobieta poruszała się na starym wózku elektrycznym. Marzyła o nowoczesnym sprzęcie. Ale nigdy nie było jej na niego stać. Wiosną tego roku los nieoczekiwanie się do pani Donaty uśmiechnął: jedna z fundacji zaoferowała zasponsorowanie nowoczesnego wózka.
- To było takie szczęście, że takie motyle się ma w żołądku – wspomina pani Donata.
- Żona zaczęła szukać w internecie, jaki by tu wózek gdzie zdobyć. Zgłosiła się do firmy od lat istniejącej w Gdyni. Dostała ofertę na maila, jakie wózki mają w ofercie - dodaje Krzysztof Niezgoda.
Do pani Donaty przyjechał przedstawiciel firmy na prezentację wózka.
- Pytałam też o to, czy będę mogła zbierać grzyby, bo mam taką specjalną łapkę, którą mogę sobie samodzielnie zbierać. Powiedział, że jak najbardziej, że to będzie dla mnie super wózek – wspomina.
Pani Donata zamówiła prezentowany wózek. Wraz z wybranymi przez kobietę funkcjami kosztował on ponad 40 000 zł. Kobieta twierdzi, że jej radość z wózka trwała jednak krótko.
- Od razu chciałam tym wózkiem wrócić, bo nie mogłam się doczekać. Zeskok był na chodniku i niestety zaczął się dziwnie zachowywać, zaczęły kółka przednie wpadać w wibracje – opowiada pani Donata.
- Wózek od razu trafił do reklamacji. W serwisie w Gorzowie naprawiono te wibracje, wymieniono tylnie amortyzatory, ale co z tego, jeśli konstrukcja jest taka, że one są po prostu sztywne – mówi pan Krzysztof.
Pani Donata próbowała jeździć wózkiem, ale twierdzi, że jest to ryzykowne, bo cały czas boi się, że wypadnie, nawet na lekkiej nierówności. Pokazała nam filmiki dokumentujące problem.
- Są tak sztywne sprężyny, że naprawdę trzeba siły, żeby chociaż trochę się ugięły. Ja całym ciężarem staję na końcówce i widać, ile to się ugina – prezentuje pan Krzysztof.
Państwo Niezgodowie udowadniają, że stary wózek – mimo wieku – radził sobie z tymi samymi przeszkodami. Dlatego nowy, na którym kobieta boi się jeździć, chcieli zwrócić do sklepu.
- Odpowiedź sklepu była taka, że nie wymienia się go, bo jest na specjalne zamówienie, że taki wózek żona wybrała i tyle, taki wózek musi mieć – mówi pan Krzysztof.
To fragment rozmowy w sklepie:
Reporter: To chyba niepokojące, że ktoś kupuje wózek za 40 000 zł, z którego nie może korzystać.
Pracownik: Ale to nie jest tak, że nie może korzystać, bo on nie zagraża życiu.
Pan Krzysztof: Zagraża.
Pracownik: Dlaczego?
Pan Krzysztof: Były dwie takie sytuacje, że żona omal z niego nie spadła, ponieważ ściągnęło, stracił przyczepność z jednej strony.
Pracownik: Ale to jest słowo przeciwko słowu.
Pan Krzysztof: On pojechał w drugą stronę, akurat był zjazd do garażu i ona mało co tam nie zjechała. Mogła się przewrócić, mogła skręcić kark. On waży 160 kg, a gdyby na nią spadł?
To fragment oświadczenia centrali sklepu:
„Roszczenia Pani Donaty nie mogą zostać uwzględnione. Złożone przez Panią Donatę odstąpienie od umowy uznaliśmy za niewywierające skutków prawnych, gdyż w świetle oceny stanu faktycznego i prawnego sprawy jest ono nieuzasadnione”
By nie być więźniem mieszkania pani Donata tymczasowo porusza się na wózku, który jej mąż złożył z dwóch starych. O wymianę wózka lub zwrot zgłaszała się też do producenta. Ten skarg kobiety także uznać nie chce.
„Klientka sama wybrała produkt, widziała wózek, który następnie zamówiła, na prezentacji, podczas której omówiono możliwe warianty. Uznać więc należy, iż Klientka świadomie podpisała indywidualne zamówienie ze spersonalizowaną konfiguracją” – brzmi oświadczenia producenta wózka.
- To jest zupełnie pomylone pojęcie, ponieważ nie wybraliśmy wózka, właściwie w pewnym sensie to ten wózek został nam jakby narzucony. Gdyby na żywo nam zademonstrowano dwa, trzy modele, można byłoby coś wybrać, a tutaj nie było możliwości – odpowiada pan Krzysztof.
- Nie odpuszczę bo, to są moje nogi, to jest mój kręgosłup, moje całe ciało – dodaje pani Donata.*
* skrót materiału
Reporter: Irmina Brachacz-Przesmycka
ibrachacz@polsat.com.pl