91-latek miał pożyczyć pieniądze, a sprzedał dom!
91-letni pan Ryszard twierdzi, że nieświadomie sprzedał swój dom w Policach i to za kwotę kilka razy mniejszą, niż jest wart. Obwinia opiekunów, którzy mieli namówić go na wzięcie 20 tys. zł prywatnej pożyczki na remont. Po wyjściu od notariusza pan Ryszard został z tą kwotą, ale bez domu. Okazało się, że podpisał akt notarialny sprzedaży domu.
Dwa lata temu 91-letni pan Ryszard za sto tysięcy złotych kupił w Policach niewielki domek z działką. Mężczyzna jest samotny i ze względu na swój wiek wymaga opieki. Zdecydował się zatrudnić opiekunów.
- Zgłosiło się przez internet takie małżeństwo. Dwa miesiące tu byli, podobali mi się, byli tacy uczynni. W domu trzeba pomóc: pranie i różne inne rzeczy, jak to w domu – opowiada Ryszard Biegasiewicz.
Po dwóch miesiącach relacje między panem Ryszardem a opiekunami pogorszyły się. Opiekunowie powiedzieli mężczyźnie, że znaleźli ludzi, którzy pożyczą mu pieniądze na remont. W istocie byli to jednak chętni na kupno jego domu.
- Nie miałem zamiaru pożyczać od ludzi pieniędzy, ale pewnego dnia opiekun podbiegł do mnie i mówi: dziadziuś, ty musisz ładnie pachnąć. I zaczął mnie tam czymś pryskać, po twarzy itd. Ja to wziąłem za żart i mówię: czego mnie tu pryskasz, ja nie panienka. I zrobiłem się taki obojętny, na nic nie reagowałem – opowiada pan Ryszard.
Kupcy przyjechali do pana Ryszarda.
- To było jakieś małżeństwo i opiekun do mnie mówi, że pożyczają mi 20 tysięcy złotych. A ja nie reagowałem na to, słyszałem, ale żadnej reakcji z mojej strony. On powiedział, że potrzebuje potwierdzenie przez notariusza na te 20 tysięcy. Kazali mi wsiąść do samochodu i pojechaliśmy – dodaje pan Ryszard.
Senior został przez swoich opiekunów zawieziony do notariusza. Będąc przekonanym, że jedzie zaciągnąć pożyczkę, podpisał wszystkie przedłożone dokumenty i jak twierdzi - otrzymał 20 tys. zł w gotówce. Dokumenty dotyczyły jednak sprzedaży domu, a nie pożyczki. Według kupujących pan Ryszard otrzymał 100 tys. zł. Wystąpić przed kamerą nie chcieli.
- Jeżeli tamten pan tak wiele szczegółów pamięta z tego spotkania, to moim zdaniem dziwnym trafem jest, że nie pamięta akurat tego, co było odczytywane w akcie notarialnym – mówi notariusz, u którego podpisano akt.
- To takie czytanie było, jakby brzęczał pod nosem. Jak wyszliśmy i wziąłem ten akt notarialny, przeczytałem, to mi włosy dęba stanęły. Oni napisali, że mi zapłacili 100 tys. zł i ja tam pokwitowałem. Ludzie mi doradzili, żebym szedł na policję – opowiada pan Ryszard.
Opiekunowie kilka dni po zdarzeniu opuścili dom pana Ryszarda. Sprawą zajęła się prokuratura.*
* skrót materiału
Reporter: Jan Kasia
jkasia@polsat.com.pl