Mężczyzna sparaliżowany po udarze. Narzeczoną traktują jak obcą osobę

Życie pani Anny wywróciło się do góry nogami w jednej chwili. Jej narzeczony, pan Przemysław doznał udaru, po którym jest całkowicie sparaliżowany. Może jedynie mrugać jednym okiem… Mimo że para była ze sobą od 10 lat, to pani Anna nie może decydować o jego losie, bo nie jest jego żoną. Poza nią, pan Przemysław nie ma nikogo.

Byli parą 10 lat. Nie mieli ślubu, ale plany na wspólną przyszłość. Dziś największym marzeniem pani Anny jest to, by pan Przemysław powiedział chociaż słowo.

- To było 22 marca przed godziną 10:00 rano. Zrobił śniadanie, usiadł, zaczął jeść i nagle spadł z krzesła w kuchni. Stracił przytomność, nie oddychał. Trafił do szpitala – opowiada Anna Wagner.

Diagnoza: udar pnia mózgu. Pan Przemysław trafił na OIOM. Dla pani Anny zaczął się dramat: walka o życie partnera, ale i o jakiekolwiek informacje, bo w świetle prawa kobieta jest dla pana Przemysława obcą osobą. 

- Jak przyszło co do czego, że trzeba podpisywać papiery, to wyszło, że nie jestem żoną, tylko narzeczoną, więc ton był już zmieniony, już słyszałam, że nie mogą ze mną rozmawiać, udzielać informacji. Chcieli, bym przyprowadziła kogoś z rodziny – wspomina pani Anna.

Problem w tym, że kiedy rodzice pana Przemysława zmarli, został on przysposobiony przez sąsiadkę, która również już nie żyje. Mężczyzna nie ma dzieci ani innej rodziny.

- Ponad 10 lat temu były oświadczyny, nie do końca mogliśmy się dogadać ze ślubem, a dokładnie z weselem. Jednak cały czas mówiliśmy do siebie: mąż, żona – mówi pani Anna.

Kobieta twierdzi, że jako narzeczonej szpital nie chciał jej informować o czymkolwiek. Pojawił się pomysł ubezwłasnowolnienia pana Przemysława.

- Szpital mówił, że oni o to złożą, bo jest pod ich opieką. Cały czas mnie zwodzili, że przyjdzie kurator, będzie sprawa zaoczna, ale do tej pory nic nie ma – twierdzi pani Anna.

- Szpital zgodnie z przepisami ustawy, nie ma prawa do złożenia wniosku o ubezwłasnowolnienie pacjenta. Katalog osób, które mają legitymację do złożenia takiego wniosku, jest katalogiem zamkniętym – informuje Mariusz Mamczarek z Biura Rzecznika Praw Pacjenta.

Reporter: Czy to jest takie automatyczne zachowanie, że jak przyjeżdża pacjent nieprzytomny, nie ma żony, nie ma rodziny, ma partnerkę, to czy lekarze instruują, co dokładnie trzeba zrobić? Występują sami do sądu? Co robicie w takiej sprawie?
Dyrektor szpitala: Nie ma żadnej reguły w tego typu postępowaniach. Postępujemy w zależności od tego, jakie są okoliczności samego zdarzenia.

Pan Przemysław jest teraz w zakładzie opiekuńczym. Dalej bez ubezwłasnowolnienia, bez opiekuna prawnego. O tym, że mężczyznę tam przeniesiono, pani Annie także nikt nie powiedział. Dla kolejnej placówki nadal nie jest osobą decyzyjną.

- Co mam pani powiedzieć? Jak mówią w telewizji: trzeba wcześniej myśleć, nie jesteśmy jeszcze takim krajem, że się uznaje różne związki. Pani powinna wystąpić od razu w tym momencie do sądu o ubezwłasnowolnienie – przekazuje dyrektorką ośrodka.

- Sąd opiekuńczy rozpatruje sprawę o ubezwłasnowolnienie tylko na wniosek osób wskazanych w ustawie, czyli to będą krewni o bardzo bliskim pokrewieństwie. Może też to zrobić prokurator. W tej sytuacji partnerka, jeżeli nie jest w związku małżeńskim, nie mogłaby się zwrócić o taki wniosek do sądu – informuje radca prawny Katarzyna Łukasiewicz.

- Ale najlepsze jest to, że do płacenia za ośrodek, to już jestem odpowiednią osobą. Bo ja przyjeżdżam, ja się interesuje, więc musiałam napisać oświadczenie, że w razie czego, gdy on nie będzie miał przyznanej renty, ani emerytury, a nie będzie miał, bo nikt o to nie może wystąpić, to wtedy na mnie spada ciężar płacenia – zauważa pani Anna.

Gdzie więc pani Anna powinna skierować swe kroki? Do prokuratury. Tylko ta instytucja może w imieniu konkubiny złożyć taki wniosek do sądu. Pani Anna się nie poddaje. By być cały czas u narzeczonego, zrezygnowała z pracy w dzień i nocami sprząta magazyny chłodnicze.

- Cały czas wierzę, że stan narzeczonego się polepszy, aczkolwiek gdzieś z tyłu głowy trzeba mieć też świadomość tego, że może przyjść najgorsze. To mnie przeraża, bo na dzień dzisiejszy, gdyby coś takiego się stało, to nie będę mogła go nawet pochować, bo jestem obcą osobą – podsumowuje Anna Wagner.*

* skrót materiału

Reporter: Irmina Brachacz-Przesmycka

ibrachacz@polsat.com.pl