Na starość dostaną przejazd kolejowy… do zarządzania

Państwo Chodyłowie dowiedzieli się, że kolej zamknie przejazd, którym wiedzie jedyna droga do ich domu. Emeryci dostaną do przejazdu klucze i będą musieli radzić sobie sami. W zamian za możliwość przejechania przez tory, małżeństwo będzie odpowiadać prawnie za przejazd. Dbać, by był zamknięty, czyścić go, a nawet dbać o… tory.

Państwo Aniela i Henryk Chodyłowie dobiegają siedemdziesiątki. Oboje wiele lat pracowali na kolei. Dziś na emeryturze chcieli się cieszyć spokojem. W kolejowym domu, który zajmują w Lasocicach koło Leszna, mieszkają od blisko 30 lat.

Niestety, ich spokojne życie za chwilę ulegnie zmianie. Do zajmowanego przez nich domu prowadzi przejazd, który za chwilę stać ma się przejazdem kategorii F – zostanie zamknięty na klucz.

- Kolej chce się pozbyć wszystkich przejazdów, które nie leżą na drogach publicznych.
To będzie tak wyglądało, że my będziemy mieli klucze do tego przejazdu. Chcąc przejechać przez ten przejazd, trzeba będzie sobie otworzyć i za sobą zamknąć. Trzeba też będzie iść te 500 metrów i otworzyć przejazd dla kogoś, kto będzie chciał przyjechać tutaj – opowiada  Henryk Chodyła.

Prócz utrudnienia życia, na użytkowników klucza do przejazdu spadną też poważne obowiązki: starsi ludzie będą odpowiedzialni między innymi za sprawność techniczną przejazdu czy wycinanie trawy. Będą także płacić czynsz za korzystanie z przejazdu.

- Jak coś się stanie, to my będziemy odpowiadać. To w końcu może nas zamkną jeszcze – mówi Aniela Chodyła, żona pana Henryka.

- Mamy wypisane prawa i obowiązki stron. I tych obowiązków jest aż 16 punktów.
Mamy nawet rowki w szynach czyścić, do głębokości 38 mm – dodaje pan Henryk.

Gdyby droga, którą przecina przejazd była publiczna, nie byłoby problemu, bo przejazd pozostałby bez zmian. Ale tu na drodze stoi… kawałek lasu.

- Największym problemem jest odcinek, który należy do lasów państwowych. Później jest droga gminna. I praktycznie chodzi tylko o kawałek ziemi, żeby go przekształcić, wydzielić jako osobną działkę i ustanowić to jako drogę gminną – tłumaczy pan Henryk.

Państwo Chodyłowie poprosili więc gminę, by przejęła od nadleśnictwa kawałek drogi, która należy do lasu. Niestety pozornie prosta sprawa okazała się dla urzędników niewykonalna.

- Niestety nie możemy przejąć tej drogi. Okazuje się, że żeby była publiczną, muszą być spełnione określone warunki, przede wszystkim droga formalnie musi istnieć, poza tym gmina musi być jej właścicielem. Tam formalnie drogi na dzisiaj nie ma – mówi Patryk Tomczak, sekretarz Gminy Święciechowa.

- Jeśli droga służy gospodarce leśnej, to wówczas w ewidencji gruntów i budynków wykazywana jest jako las. Tak brzmi przepis. Dopóki nie zmienią się zapisy w planie urządzenia lasu, nie możemy nic zrobić – informuje Piotr Mańkowski, geodeta Starostwa Powiatowego w Lesznie.

- Wyodrębnienie tej działki drogowej z działki leśnej wiąże się z wyłączeniem lasu z produkcji leśnej. To jest procedura bardziej skomplikowana i kosztowna, a samo wyłączenie nie gwarantuje przeklasyfikowania tej drogi, uznania przez rady gminy jako drogi publicznej  - wyjaśnia Jacek Napieralski, nadleśniczy Nadleśnictwa Karczma Borowa.

PKP zapewnia, że stara się rozwiązać sprawę przejazdu tak, by dojazd do posesji był bezpieczny i dogodny. Państwo Chodyłowie wizją zamkniętego na klucz przejazdu są jednak przerażeni.

- Będziemy odcięci od świata. Nawet sobie zakupów nie zrobimy, ani do kościoła nie pójdziemy, nie wyobrażam sobie tego – mówi pani Aniela.*

* skrót materiału

Reporter: Irmina Brachacz-Przesmycka

ibrachacz@polsat.com.pl