Bez pensji, pracy i dokumentów
Skandal w Mysłowicach na Śląsku. Z dnia na dzień ponad 20 pracowników sklepu SPAR dowiedziało się, że ich market zostanie zlikwidowany. Sklep zamknięto pod koniec października. Załodze nie wypłacono zaległych pensji, nie wydano dokumentów A po właścicielach ślad zaginął.
- Sytuacja jest dramatyczna, w tej chwili zostaliśmy wyrzuceni na bruk, zostaliśmy bez niczego. Jesteśmy zdruzgotani. Zaległości są od października, czyli 2 miesiące. Straciliśmy kontakt z pracodawcą. Nie możemy się zgłosić do biura pracy, nie chcą nam wydać dokumentów – mówią poszkodowani.
- Znamy problem pracowników sklepu SPAR w Mysłowicach. W październiku robiliśmy kontrolę i już wówczas, za wrzesień, były wypłaty z opóźnieniem. Na tę chwilę sklep jest zamknięty. Brak jest kontaktu z kierownikiem – informuje Janusz Grygierczyk z Państwowej Inspekcji Pracy w Katowicach.
Sklep funkcjonował zaledwie od 1 lutego bieżącego roku w jednym z mysłowickich centrum handlowych. Kiedy powstawał nikt się nie spodziewał, że zaledwie w kilka miesięcy zbankrutuje.
- Każdy ma jakieś zobowiązania, nie możemy spłacić kredytów ani uiścić opłat. Towar leży na półkach, tak jak w momencie spuszczenia rolety w ostatnim dniu towar, nie był wywieziony, częściowo stracił ważność – tłumaczą poszkodowani pracownicy.
- Jestem jednym z dostawców, który nie dostał pieniędzy, 40 tysięcy złotych. Z tego, co wiem większość dostawców nie dostała należności – mówi jeden z dostawców.
Część załogi sklepu SPAR dostała wypowiedzenia, jednak są tacy, którzy zatrudnieni są w nim do dziś. Wśród nich jest pani Karolina, która pracowała jako kasjerka. Kobieta jest w dziewiątym miesiącu ciąży.
- Ostatnią moją składkę ZUS-owską wpłacono w czerwcu. Ja na dniach będę rodzić. Mam też jedno małe dziecko. Nawet nie wiem czy dostanę macierzyńskie po urodzeniu. Nie mam nawet na mleko, pampersy – tłumaczy Karolina Karwat.
- Podobna sytuacja jest w Oławie, też ten sam sklep jest zamknięty. Mają identyczną sytuację jak my i tegi samego właściciela. Nie ma wypłat, dokumentów – mówią poszkodowani pracownicy.
- To jest niezgodne z prawem. Pracownikom należy się ubezpieczenie i należy im wydać dokumenty po zakończeniu stosunku pracy - informuje Janusz Grygierczyk z Państwowej Inspekcji Pracy w Katowicach.
Okazuje się, że właścicielem zamkniętych sklepów nie była firma SPAR, a franczyzobiorca. Pomoc poszkodowanym osobom zaoferował nowo wybrany prezydent Mysłowic. Jego pierwszą decyzją po objęciu stanowiska było udzielenie pomocy prawnej porzuconym pracownikom sklepu.
- Ludzie ledwo wiążą koniec z końcem. Kontaktowałem się z zarządem firmy SPAR. Firma odcina się od ludzi, którzy prowadzili franczyzę i nie chce się wypowiadać - informuje Dariusz Wójtowicz, prezydent Mysłowic.
Poszkodowani pracownicy przekazali nam numer telefonu do dyrektora regionalnego swojego pracodawcy. Mężczyzna telefonu nie odebrał. Smsem poinformował tylko, że złożono do sądu wniosek o upadłość firmy.
Pracownicy marketu w naszym towarzystwie powiadomili prokuraturę o przestępstwie oszustwa. Spółka, która zamknęła sklepy w Mysłowicach i Oławie siedzibę ma zarejestrowaną w centrum Warszawy. Jedziemy pod adres, jaki widnieje w KRS-ie przedsiębiorstwa. Ten sam adres jest na pieczątkach firmy.
- Tu nie ma takiej firmy, nie słyszałem o niej, ani ja, ani moi ludzie. To jakaś lipa – mówi ochroniarz pod wskazanym adresem.*
* skrót materiału
Reporter: Artur Borzęcki
aborzecki@polsat.com.pl