Krwawy finał sporu biznesmenów. Wybuch grantu i 17 ciosów nożem
Biznesmen Cezary Sz. został skazany na 25 lat więzienia za zdetonowanie granatu w biurze, przy wspólnikach i zabójstwo jednego z nich. 55-latek zadał oszołomionej eksplozją ofierze 17 ciosów nożem. Od zabójstwa mija 6 lat. Mężczyzna dalej walczy o odzyskanie wolności. Zamierza złożyć skargę nadzwyczajną.
Cezary Sz. ma 55 lat. Jeszcze niedawno był człowiekiem sukcesu. Biznesmenem. Współzałożycielem i współwłaścicielem wydawnictwa Magnum X. Jednej z pierwszych firm w Polsce publikujących prasę o tematyce wojskowej.
Oprócz Sz. w zarządzie Magnum X zasiadało jego dwóch wspólników. Andrzej Ulanowski i Krzysztof Zalewski. W 2012 roku mężczyźni zaczęli podejrzewać Sz. o malwersacje. Doszło wówczas do spięcia i trudnej męskiej rozmowy, którą nagrali na dyktafon wspólnicy Sz.
„To trzeba będzie wyjaśnić. Bo to jest szczerze powiem sytuacja trudna. Nie widzę innej metody, jak złożenie zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa do prokuratury i my jesteśmy czyści” – słychać na nagraniu.
- Proponował, żeby się napili po kieliszeczku, żeby to rozładować. Oni podziękowali i w tym momencie nastąpił wybuch – mówi Piotr Wojciechowski, wuj Cezarego Sz.
- Doszedłem do wniosku, że pan Sz. zdetonował jakiś ładunek w tej butelce i chce nas zabić, więc zacząłem uciekać z tego pokoju. Później dowiedziałem się, że pan Sz. szukał mnie – wspomina były wspólnik Andrzej Ulanowski.
- Zaczął z pomieszczenia wychodzi również Krzysztof Zalewski. Próbował coś powiedzieć, ale wydobywał się tylko bulgot. Zobaczyłem, jak wyskoczył Cezary Sz. Koniecznie chciał mu spojrzeć w oczy. Koniecznie. Ale Krzysiek miał oczy zaprószone tym wybuchem i nic nie widział. Stanął przy Krzysztofie Zalewskim, myśląc że nie żyje, ale ten wydał dźwięk, coś na kształt ostatniego tchnienia i wówczas (Sz.) wpadł w drugą fazę furii i zaczął zadawać ciosy w leżące ciało, w plecy – opowiada Jerzy Gruszczyński, były współpracownik Magnum X.
Mężczyzna relacjonuje, że poślizgnął się na krwi i wywrócił. - Wówczas Cezary Sz. odwrócił się w moją stronę i podniósł rękę z tym nożem do góry. Zobaczył mnie i po prostu opuścił tę rękę – opowiada.
- Moim zdaniem to wszystko było przygotowane – dodaje Andrzej Ulanowski.
Okazało się, że eksplozję spowodował wybuch granatu. Znajdował się on w pobliżu biurka pana Zalewskiego. Z budynku ewakuowano ponad 40 osób. Przeszukano pomieszczenia. W jednym z nich znaleziono ukryty arsenał.
Zdaniem Cezarego Sz. granat, który wybuchł należał do Krzysztofa Zalewskiego, a on zadając 17 ciosów działał w obronie koniecznej, bo wcześniej też został zraniony nożem.
- Zobaczyłem twarz Krzysztofa w jakimś takim grymasie, nie wiem nawet jak to określić, i kolejną sceną, jaką pamiętam, to że mam w swoim brzuchu nóż – przekonuje Cezary Sz.
- Biegli zeznali, że ta rana nie mogła być zadana tak jak on to opisuje. Bo musiałby Krzyś w jakiś określony sposób stać, a byłoby to niemożliwe, to zostało odrzucone absolutnie. Stwierdzono też, że granat wybuchł w dłoni Sz., a zawleczka leżała na półeczce - mówi żona zamordowanego Krzysztofa Zalewskiego.
- Wersja ustalona przez sąd i wsparta materiałem dowodowym w zakresie opinii biegłych jest taka, że wyklucza wersję Cezarego Sz. – informuje Marcin Kołakowski z Sądu Okręgowego Warszawa-Praga.
W wyniku eksplozji dłoń Cezarego Sz. zostaje amputowana. W kwietniu 2015 roku zapada wyrok. Mężczyzna zostaje skazany na 25 lat za detonację granatu i 15 za zabójstwo Krzysztofa Zalewskiego. Wyrok nie zapada jednomyślnie. Sędzia Barbara Piwnik wygłasza zdanie odrębne.
- Wskazała przede wszystkim, że Andrzej U. nie widział tego granatu w ręku Cezarego Sz., nie wiadomo jak on się tam znalazł – informuje Marcin Kołakowski z Sądu Okręgowego Warszawa-Praga.
- Czarek bierze na swoje barki zasztyletowanie pana Krzysztofa. Ale za to jest 15 lat. Po 10 latach mógłby wyjść na wolność – mówi kuzyn Cezarego Sz.
Wyrok skazujący Sz. został podtrzymany przez Sąd Apelacyjny i Sąd Najwyższy. Sprawa wydawała się zamknięta. Ale Sz. nie ustaje w walce o swoją wolność. Zamierza złożyć skargę nadzwyczajną i doprowadzić do ponownego procesu.
- Mam nadzieję, że nie dopnie swego. Mam nadzieję, że będzie siedział w więzieniu tak długo, jak wyrok stanowi. Że nikt nie uwzględni tych skarg, bo.. bo nie wyobrażam sobie inaczej. Musiałabym uciekać stąd jak najdalej – podsumowuje żona zamordowanego Krzysztofa Zalewskiego.
Reporter: Rafał Zalewski
rzalewski@polsat.com.pl