Żmudna walka o swoje. 10 lat walczył o działkę wartą 450 tys. zł

Andrzej Wrzesień kupił na licytacji komorniczej nieruchomość za 450 tys. zł, ale zanim zakończyły się trwające aż dwa lata formalności, dłużnik sprzedał działkę pana Andrzeja jeszcze raz. W dodatku 450 tys. zł zajął komornik za długi sprzedającego działkę. Po naszym reportażu w sprawie nastąpił zwrot.

Historię Andrzeja Września pokazaliśmy trzy lata temu. Mężczyzna w 2007 roku kupił na licytacji nieruchomość na warszawskim Okęciu. Zapłacił za nią w depozycie sądowym 450 tysięcy złotych. Po licytacji zaczęły się problemy.

- Wystąpiłem do sądu wieczysto-księgowego o wpisanie mnie jako właściciela, dostałem odpowiedź, że nie mogę być wpisany, bo już ktoś tam wpisany jest, bo sobie kupił tę nieruchomość w tym czasie, kiedy ja czekałem na prawomocne przysądzenie – tłumaczył pan Andrzej.

Okazało się, że dwa lata po licytacji komorniczej były właściciel, któremu zabrano nieruchomość za długi, sprzedał ją Robertowi i Annie J. Ci twierdzą, że nic nie wiedzieli o całej sprawie.

- Nie miałem świadomości, gdybym miał jakieś wątpliwości, tobym z tym człowiekiem nie rozmawiał. Mam na tej ulicy sąsiednią nieruchomość, dlatego to dokupiłem - powiedział Robert J .

Kolejne procesy sądowe zakończyły się dla pana Andrzeja niekorzystnie. Sąd stwierdził, że właścicielami nieruchomości są Anna i Robert J., a pieniędzy pan Andrzej nie może odzyskać, bo trafiły do komornika na spłatę długów.

- Księgi wieczyste były wolne od wpisów, więc nabyli nieruchomość niezajętą, w dobrej wierze – argumentowała Katarzyna Kisiel z Sądu Okręgowego w Warszawie.

- A w jakiej wierze ja nabyłem, to ja nie wiem? Nic nie rozumiem. Uważałem, że kupuję w najbardziej wiarygodnym miejscu, jakie sobie można wyobrazić, cała licytacja miała miejsce w sądzie i nawet zapłaciłem w kasie sądu. Uważałem, że jest to wiarygodne miejsce, nie przyszło mi do głowy, że tak to się może skończyć – opowiada pan Andrzej.

Po naszej interwencji w sprawie nastąpił zwrot. Po dziesięciu latach pan Andrzej odzyskał w końcu swoją własność.

- Od poprzedniego reportażu wszystko ruszyło, dzięki mediom i pani senator Lidii Staroń – mówi pan Andrzej.

- Trzeba było coś zrobić, pisałam i do ministra, i do prokuratury, i do sądu. Zrobiliśmy wszelkie możliwe rzeczy, była kasacja, wygraliśmy te sprawę i dzisiaj pan Andrzej jest właścicielem, ale tak nie może być. To były jego pieniądze, jego własność, a trzeba było aż dziesięciu lat – komentuje senator Staroń.

- Dariusz Sz. został skazany za oszustwo na szkodę Anny i Roberta J. poprzez to, że zataił przed nimi, że wobec nieruchomości, którą im sprzedał, toczy się postępowanie egzekucyjne i nieruchomość ta została przysądzona innej osobie. Wyrok to dwa lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć lat i grzywna w wysokości 200 stawek po 50 zł – informuje Łukasz Łapczyński z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

Ale dla pana Andrzeja to nie koniec walki. Nieruchomość, którą kupił w 2007 roku, przez dziesięć lat niszczała. Mężczyzna uważa, ze należy mu się odszkodowanie.

- Teraz jej stan jest opłakany. Dziura w dachu spowodowała, że zawaliła się podłoga, pojawił się grzyb, poodpadały tynki, farba, wszystko jest do kapitalnego remontu – mówi.*

* skrót materiału

Reporter: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl