Cztery ciała noworodków na Opolszczyźnie

- Ona chodziła w ciąży bez przerwy. Wszyscy to widzieli - mówią sąsiedzi Aleksandry J. ze wsi Ciecierzyn na Opolszczyźnie. Na posesji kobiety, jej partnera i teściów znaleziono ciała czworga nowo narodzonych dzieci. Zabijano je najprawdopodobniej na przestrzeni ostatnich 5 lat. Sąsiedzi są przekonani, że o zbrodniach musieli wiedzieć wszyscy domownicy.

W czwartek 13 grudnia we wsi Ciecierzyn policja dokonała makabrycznego odkrycia. Na jednej z posesji funkcjonariusze znaleźli ciała czworga dzieci.

- Wygrzebali je z ziemi, spod drzewa. Jedno było w stodole, a to pierwsze, ta dziewczynka to z boku taki jest budynek gospodarczy, tam jest piec chlebowy. Ona to chciała spalić, tylko tam się coś nie chciało palić – twierdzi sąsiad rodziny.

Policja pod zarzutem zabójstwa aresztowała matkę - 27-letnią Aleksandrę J. W Ciecierzynie wszyscy zastanawiają się, co pchnęło kobietę do popełnienia tak strasznej zbrodni.

- Tak między nami to panu powiem, że ja nawet do swojego swata mówię: „ty wiesz co, ta Olka to chyba w ciąży jest”. I w sklepie kobiety też mówią, że ta to chyba w ciąży. Ale każdy to tylko przypuszczał, a tu wyszło dopiero szydło z worka. Tragedia – opowiada jeden z sąsiadów.

- W tym miejscu mieszkam 6 lat i tyle na to patrzyłam. Patrzyłam na brzuch ciężarny aż się we mnie gotowało, aż drżałam i wielokrotnie podnosiłam głos, że mnie uciszali rodzice, mąż, bym dała spokój, bo to jest mała wieś – mówi jedna z sąsiadek.

- Wszyscy święcie byli przekonani, że ona te dzieci zostawia w szpitalu. Tym bardziej, że taki news był jeden, że położna potwierdziła to, że tam raz zostawiła dziecko w szpitalu – tłumaczy sąsiad.

- Plotka się niosła, że rodzi i oddaje do adopcji. Więc tłumaczyłam sobie, że po prostu inna rodzina gdzieś w Polsce się cieszy, bo nie mogła mieć dziecka. Ale tak nie było – dodaje sąsiadka.

Dwa dni po zatrzymaniu kobiety aresztowano również jej konkubenta i jego rodziców. Zdaniem śledczych wiedzieli oni o wszystkim, a konkubent jest współwinny poczwórnego dzieciobójstwa.

- Przedstawiono mu 4 zarzuty pomocnictwa do zabójstwa czwórki swoich dzieci. Zdarzenia, wedle wstępnych ustaleń, miały miejsce w sierpniu 2013 roku, w czerwcu 2015 roku oraz sierpniu 2016 roku – informuje Stanisław Bar z Prokuratury Okręgowej w Opolu. I dodaje:

- Mężczyzna wywierał presję na kobiecie, dawał jej do zrozumienia, że nie życzy sobie kolejnych dzieci w tym związku. Akceptował fakt ukrywania ciąży przed otoczeniem przez matkę dziecka oraz to, że nie korzystała ona z pomocy medycznej i opieki medycznej w okresie ciąży.

- Ona była od niego młodsza o 10 lat. Sprowadził ją tu dawno, nie wiem, czy ona była wtedy jeszcze pełnoletnia, została tu. A wie pan, jakie są teraz czasy: nikt nikomu nie bardzo chce do ogródka zaglądać  - mówi jeden z sąsiadów.

- To nie tylko ona… Albo ona jest najmniej winna, a winni są tutaj wszyscy w całym tym domu. Jego rodzice, przede wszystkim on, i tu jeszcze mieszkają jego dwie siostry, które na pewno wiedziały o wszystkim – uważa sąsiadka.

Zbrodnia wyszła na jaw, ponieważ jeden z mieszkańców powiadomił pomoc społeczną. To właśnie na wniosek pracowników socjalnych do domu weszła policja. Aleksandrze J. i jej mężowi grozi dożywocie. Oprócz czworga dzieci, które znaleziono martwe, wychowywali oni jeszcze 6-letniego chłopca, który trafił do domu dziecka. Zdaniem sąsiadów do tej tragedii nie musiało dojść.  

- Skrzywdziłabym ją gdybym powiedziała: mało sprytna. Nie wiem, skąd pochodziła. Gdyby jednak trafiła do normalnej rodziny, to być może ta rodzina by ją na tyle wyciągnęła, że ona by dziś była normalną matką i normalną osobą. Gdyby tylko jej ktoś podał dłoń – ocenia jedna z sąsiadek.*

* skrót materiału

Reporter: Jan Kasia    

jkasia@polsat.com.pl