Śmierć w płomieniach

85-letni pan Czesław miał Alzheimera. Bliscy w trosce o jego bezpieczeństwo, umieścili go w zakładzie opiekuńczo-lecznicy. Niestety w palcówce doszło do tragedii. Pan Czesław został przywiązany pasami do łóżka, a inny, chory psychicznie pacjent podpalił jego materac. Niestety nie udało się go uratować.

85 – letni Czesław J.  miał Alzheimera. W 2015 roku kiedy nie był już w stanie samodzielnie funkcjonować, rodzina zdecydowała się umieścić mężczyznę w zakładzie opiekuńczo – leczniczym.


- Jego choroba zaczęła się w 2012 roku. Gubił przedmioty, nie wiedział gdzie coś włożył, nie potrafił  już do mnie dojechać,  bo mu się ulice myliły. Więc to już musiało się wtedy zacząć.  Był sześciokrotnie hospitalizowany w Toruniu, w psychiatrycznym,  ale w końcu po 6 razie pani dyrektor powiedziała mi, że oni nie są przechowalnią.  Niestety musiałam  szukać ośrodka – mówi Wiesława Rygielska, córka pana Czesława.


-  Zanim jeszcze umieściliśmy tam dziadziusia,  to naprawdę wszystkie   warunki były bardzo dobre – mówi Sylwia Rogalska, wnuczka pana Czesława.


Pan Czesław trafił do placówki opiekuńczej w Raciążku. W nocy z 20 na 21 lipca 2018 roku, doszło tam do makabrycznych wydarzeń. Materac, na którym spał,  został podpalony przez chorego psychicznie współlokatora.


-  Zadzwoniono z Raciążka, że karetka zabrała go do Torunia, że współlokator go podpalił – mówi Wiesława Rygielska, córka pana Czesława.


- Pielęgniarka dyżurująca,  o godzinie 3.40 dokładnie, zauważyła dym na korytarzu.   W momencie, w którym podbiegła do drzwi i otworzyła drzwi, buchnął dym i się okazało, że w pokoju jest pożar. Paliło się łóżko,  a w zasadzie materac w nogach tego leżącego człowieka – mówi Sławomir Korzeniecki z Prokuratury Rejonowej w Aleksandrowie Kujawskim.


-   Dowiedzieliśmy się, że był  zapięty pasami praktycznie z artykułu. Nie wiedziałam, że był spinany pasami. I później taką drogą nieformalną dowiedziałam się, że to były pasy magnetyczne, do których klucz ma tylko pielęgniarka -  mówi Wiesława Rygielska, córka pana Czesława.


- Prawdopodobnie pielęgniarka zarządziła zapięcie pasami pana Czesława. Powinien decydować o tym tak naprawdę lekarz i tej decyzji lekarza w tej sprawie nie było. Była to samoistna decyzja pielęgniarki. Z informacji, które posiadamy do takich sytuacji dochodziło również wcześniej – mówi Daniel Kieliszek,  pełnomocnik rodziny pana Czesława.


Dyrektor placówki zaraz po zdarzeniu zwolnił dyscyplinarnie pielęgniarkę, która feralnej nocy pełniła dyżur. Sprawą zajęła się prokuratura,  jednak sprawca podpalenia najprawdopodobniej nie odpowie za to, co zrobił.


- Sprawca tego dramatycznego wydarzenia jest osobą chorą psychicznie i trudno nawiązać z nim kontakt – mówi Sławomir Korzeniecki z Prokuratury Rejonowej w Aleksandrowie Kujawskim.


- W naszej placówce przebywa 200 podopiecznych ze schorzeniami układu nerwowego i psychicznie chorych. To jest pierwsze zdarzenie tego typu w 30 – letniej historii tej placówki. Zwolniłem pielęgniarkę, bo w mojej ocenie ona przekroczyła uprawnienia – mówi Mariusz Zakrzewski  z Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego  w Raciążku.


-  Oddałam tatę do zakładu opiekuńczego a nie do zakładu karnego. Więźniowie, mordercy,  czy  mają spinane nogi pasami magnetycznymi – mówi pani Wiesława.


Aleksandrowska prokuratura będzie badać sprawę również pod kątem niedopełnienia obowiązków przez dyrekcję zakładu. Rodzina pana Czesława będzie domagać się odszkodowania dlatego, że jak twierdzą – nie chcą,  aby wdowa po nim kiedykolwiek trafiła do podobnej placówki.


-  Nie wydaje mi się, żebym była w stanie w swoim życiu zaufać jakiemukolwiek ośrodkowi w tym momencie. Myśleliśmy po prostu, że robimy dobrze, że to jest dla jego bezpieczeństwa, dla jego dobra,  a się okazało, że zgotowaliśmy mu piekło – mówi Sylwia Rogalska, wnuczka pana Czesława. *


*skrót materiału


Reporter: Jan Kasia


jkasia@polsat.com.pl