Interwencja 2018, przypominamy: Ofiara sadysty żyje za 150 zł miesięcznie. Kat winien jest jej 260 tys. zł
Była przywiązywana do ławy, kopana, gwałcona i tak bita, że aż straciła wzrok. 48-letnia dziś pani Bernarda ma wyrok, zgodnie z którym oprawca ma jej zapłacić 150 tys. zł zadośćuczynienia i comiesięczną rentę w kwocie 1000 zł. Ale niewidoma kobieta żyje ze 153 zł zasiłku pielęgnacyjnego, a zasądzona kwota, która urosła już do ponad 260 tys. zł, jest tylko na papierze, bo siedzący w więzieniu kat nie pracuje. I zmusić go nie można.
Pani Bernarda ma 48 lat. 18 lat temu rozwiodła się z mężem i spotkała na swej drodze Mariana G. Nowy związek szybko przerodził się w koszmar.
- Wrzątkiem mnie oblał, podpalał mi włosy, przypalał zapalniczką i psikał dezodorantem, tylko zdążałam buzię odwracać. Wiązał mnie do ławy, ręce, nogi… potem brał cokolwiek… nie pamiętam, czy to był słoik czy butelka, wiem, że to było szklane. Im więcej krwi widział, to jego to bardziej kręciło - opowiada.
Po kilku miesiącach przetrzymywania pani Bernardzie udało się od Mariana G. uciec. Niestety została jej pamiątka na całe życie.
- Na skutek pobicia, odklejonej siatkówki straciłam wzrok. Co pod ręką miał, to po głowie mnie bił. Lewe oko jest uschnięte – mówi pani Bernarda.
- Postępowanie karne przeciwko Marianowi G. toczyło się w sądzie w 2010 roku. Obejmowało czyny z 2000 roku. Z uzasadnienia wyroku sądu wynika, że sąd nie miał żadnych wątpliwości, że Marian G. spowodował znaczne obrażenia, bo w wyniku tych czynów pani Bernarda straciła wzrok – informuje Agata Dybek-Zdyń, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Gliwicach.
Mariana G. skazano na 3,5 roku bezwzględnego więzienia. Szybko okazało się, że nie jest to jedyne przestępstwo, jakiego się dopuścił.
- W tym samym 2010 roku skazany został Marian G. na karę 10 lat pozbawienia wolności za zabójstwo swojej żony – mówi Agata Dybek-Zdyń, rzecznik sądu w Gliwicach.
Wyroki połączono i Mariana G. skazano na 14 lat więzienia. W tym samym czasie sąd cywilny przyznał okaleczonej kobiecie rekompensatę: 150 tys. zł zadośćuczynienia i 1000 zł comiesięcznej renty.
Dziś pani Bernarda powinna otrzymać od oprawcy już ponad 260 000 zł, bo kwota urosła w wyniku odsetek. Ale wyrok jest tylko na papierze. Kobieta nie otrzymała ani złotówki. Komornicza egzekucja okazała się bezskuteczna, bo mężczyzna nie pracuje.
- Takie jest prawo, że więźnia nie mogą zmusić do pracy, to tylko jego szczera chęć – tłumaczy pan Władysław, obecny mąż pani Bernardy.
- Marian G. do roku 2023 r. będzie przebywał w zakładzie karnym w związku z wyrokiem. Z tego, co ustaliłam, nie pracuje w zakładzie zarobkowo, natomiast świadczy pracę jako wolontariusz – dodaje Agata Dybek-Zdyń z Sądu Okręgowego w Gliwicach.
Pani Bernarda pozostaje bez środków do życia. Gdyby nie obecny maż, pan Władysław, którego poznała w klinice okulistycznej, nie miałaby z czego żyć. Od półtora roku są małżeństwem.
Pani Bernarda otrzymuje jedynie 153 zł zasiłku pielęgnacyjnego. ZUS renty jej odmówił, bo nie ma udokumentowanej odpowiedniej liczby przepracowanych lat.
Chcieliśmy porozmawiać z Marianem G. przed kamerą. Wystąpiliśmy do zakładu karnego o zgodę, ale mężczyzna odmówił.
- Już nie wytrzymuję, ja tylko proszę o pomoc ludzi dobrej woli, żeby znaleźli mi jakąś pracę chałupniczą, czy domową – podsumowuje pani Bernarda.*
* skrót materiału z 28.08.2018 r.
Po naszej interwencji komornik zaczął ściągać dla pani Bernardy niecałe 200 złotych miesięcznie. Ale to oczywiście tylko kropla w morzu potrzeb.
Reporter: Irmina Brachacz-Przesmycka
ibrachacz@polsat.com.pl