Fatalny finał usuwania zaćmy. Straciła oko

Józefa Szelągowska w 2011 roku miała przejść w szpitalu we Włocławku zabieg usunięcia zaćmy. Dzień przed zabiegiem kobieta z powodu słabego wzroku uderzyła głową w słup. Zgłosiła to pielęgniarce i lekarzom, ale ci nie uznali, że zabieg trzeba odsunąć w czasie. Podano znieczulenie, rozpoczęto cięcie i wówczas pani Józefa straciła przytomność. Doszło do krwotoku i wypłynięcia oka.

Pani Józefa udała się na zabieg do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego we Włocławku.
 
- Nie było anestezjologa ani żadnego wywiadu, tylko w zabiegowym powiedziałam, że miałam to uderzenie i to było wszystko. Ona mi zobaczyła ręką, odwróciła się i poszła. Te kropelki leciały 5 - 7 minut i coś poczułam w oku. Coraz więcej mnie bolało, zgłaszałam to pani doktor, tak bolało, że nie wytrzymywałam, a ona wtedy kazała szybko wezwać anestezjologa. Pokazało się brązowe w oku i straciłam przytomność – opowiada pani Józefa.

W trakcie zabiegu doszło do krwotoku i wypłynięcia oka. Ale o tym, że operowanego oka nie da się uratować, nikt w szpitalu pani Józefy nie poinformował.

- Dopiero inna okulistka mi powiedziała, że tego już nie da się naprawić, że trzeba usunąć oko Pytała, po co ja czekałam dwa lata na usunięcie. A w szpitalu nie powinni mi powiedzieć? W wypisie ze szpitala napisano, że nie uzyskałam ostrości wzroku – mówi pani Józefa.

- Potem miała sińce, co jej to oko gniło, widok to był okropny – dodaje Maria Szarabajko, która pomaga pani Józefie.
Kobieta musiała walczyć nie tylko o swoje zdrowie. Złożyła zawiadomienie do prokuratury. Jej zdaniem doszło do błędu lekarskiego. Na postawienie zarzutów lekarka ze szpitala we Włocławku czekała trzy lata.

- Jest oskarżona o narażenie na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia poprzez przeprowadzenie operacji usunięcia zaćmy bez udziału anestezjologa – informuje Dariusz Bracisiewicz, prezes Sądu Rejonowego we Włocławku.

Sprawa trafiła do sądu, ale trwa już cztery lata i jej końca nie widać. Lekarka nie zgodziła się z niekorzystną dla niej opinią biegłych z Krakowa i zażądała kolejnej.

- Bardzo mało biegłych jest w Polsce, odmawiają sporządzania opinii, podają, że sporządzą w terminie trzech lat, jak biegli z Warszawy odpisali. Wówczas sędzia zdecydował się na biegłych z  Łodzi, ci odmówili, Wrocław odmówił, dopiero Śląsk się zgodził i sędzia nie miał wyboru, bo już innych nie miał, dlatego to tak długo trwa – tłumaczy Dariusz Bracisiewicz, prezes Sądu Rejonowego we Włocławku.

Próbowaliśmy porozmawiać z lekarką, która przeprowadzała zabieg u pani Józefy. Nie przyszła na rozprawę do sądu, nie było jej w szpitalu. Zastaliśmy ją dopiero w prywatnym gabinecie.

- Sprawa jest w toku i uważam, że to jest na razie początek i ja nie będę o pani Szelągowskiej rozmawiać. Pani Szelągowska różne rzeczy opowiada, tak że dziękuję – przekazała.

- Przy każdym zabiegu jest ryzyko powikłań i przy operacjach zaćmy powikłania zdarzają się. Druga rzecz: dzisiejsza technika wykonywania operacji jest inna niż w roku 2011 r., nie mogę wchodzić w szczegóły tego, co tam było, bo to jest tematem oceny biegłych – informuje Krzysztof Szczepański, zastępca dyrektora ds. medycznych Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego we Włocławku.

Od feralnego zabiegu życie pani Józefy całkowicie się zmieniło. Kobieta jest samotna, nie potrafi sobie poradzić z podstawowymi czynnościami. Ostatnio spadł na nią kolejny cios.

- Oni się teraz dowiedzieli, że ona ma raka, to czekają aż umrze i po sprawie – mówi Maria Szarabajko, która pomaga pani Józefie.

- Najgorsza jest noc, jak muszę wstać, bo mam jedno oko, a jedno ile może widzieć? Na wszystko muszę uważać. Pięknie szyłam, haftowałam, a dziś nie jestem w stanie zrobić kompletnie nic – podsumowuje Józefa Szelągowska.*

* skrót materiału

Reporter: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl