Górnik stracił rentę przyznaną po wypadku w kopalni

21 lat po wypadku w kopalni, który zrujnował życie górnikowi, ZUS odebrał mu rentę – jedyne źródło utrzymania. Uraz kręgosłupa pana Krzysztofa był tak poważny, że mężczyzna do dziś z trudem podnosi się z łóżka, a od uderzenia w głowę ma problem z pamięcią. Pan Krzysztof walczy o ponowne przyznanie renty już 15 lat. Ze względu na stan zdrowia nie może znaleźć pracy.

Pan Krzysztof Malec ma 63 lata, od 20 lat mieszka pod Tarnowem. W latach młodości był górnikiem, pracował w kopalni węgla kamiennego Jan Kanty w Jaworznie. Wiosną 1982 roku doszło do wypadku.

- 4 maja, pod ziemią…To było gdzieś koło godziny 8:30. Oberwał się górotwór na krzyżówce ściany, tam gdzie pracowałem na budynku, zabezpieczaliśmy to. Przyszedł taki duży głaz kamienny, zerwał całe obudowy i zawaliło się wszystko. Przysypało mnie, koledzy mnie wykopali spod ziemi – wspomina.

Były górnik stracił przytomność po uderzeniu w głowę. - Dopiero się obudziłem i zacząłem pamiętać, jak już mnie transportowali na powierzchnię. Do dziś ciężko mi wstać z łóżka rano, bo kręgosłup tak boli, że odbywa się to w żółwim tempie. Głowa jest bardzo potłuczona, do tego stopnia, że na dzień dzisiejszy pamięć krótkotrwała praktycznie nie istnieje. Tam powstał jakiś torbiel z tyłu głowy od uderzenia. W dodatku sześć kręgów jest całkowicie rozwalonych w kręgosłupie – opowiada.

27-letni wówczas pan Krzysztof pół roku spędził w szpitalu i na rehabilitacjach. W 1983 roku przyznano mu rentę powypadkową. Od 1998 nie musiał się stawiać na komisje lekarskie ZUS-u, bo świadczenie przyznano na stałe. W dokumentacji zapisano, że „brak konieczności przeprowadzania kolejnych badań”. Mimo to, w 2003 roku, kilka lat po przeprowadzce do Małopolski mężczyzna otrzymał wezwanie z tarnowskiego ZUS-u.

- Doktor, która tam była jako orzecznik, wtedy stwierdziła, że to chyba pomyłka, bo się powtarzają nazwiska. No i podziękowała mi za wizytę, na tym się skończyło badanie. O wstrzymaniu renty dowiedziałem się w banku, gdy poszedłem wziąć z konta pieniądze. To było orzeczenie wydane bez mojego badania, bez mojej wiedzy, nie miałem pojęcia, że coś takiego się odbyło – twierdzi Krzysztof Malec.

- W 2002 roku do ZUS-u zwrócił się były pracodawca pana Krzysztofa, który wypłacał mu rentę wyrównawczą. Zwrócił się z prośbą o aktualny wypis z orzeczenia o niezdolności do pracy w związku z wypadkiem przy pracy. Dlatego też wezwano pana Krzysztofa do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Przeprowadzono badanie. W wyniku tego badania orzeczono, że pan Krzysztof nie jest niezdolny do pracy w związku z wypadkiem przy pracy. Zweryfikowano to w wyniku badania pana Krzysztofa – tłumaczy Anna Szaniawska, rzecznik ZUS-u w Krakowie.

- Z tej dokumentacji nie wynika podstawa dla zawieszenia, bądź odmowy wypłaty świadczenia, która byłaby związana z jego stanem zdrowia. Lekarz orzecznik powinien w szczególności wskazać, czy te skutki wypadku w postaci urazu kręgosłupa, urazu potylicy nadal występują – ocenia prawnik Piotr Wojtaszak.

I to uzasadnienie powinno zostać przekazane panu Krzysztofowi. Tak się jednak nie stało. Mężczyzna do dziś nie wie, na jakiej podstawie lekarz podjął decyzję o tym, że jego stan zdrowia nie jest związany z wypadkiem. Nie otrzymał protokołu z badania. Mimo to, decyzja ZUS-u została podtrzymana przez sąd. Na życie byłemu Górnikowi zostało 450 zł zasiłku. By przeżyć przez ostatnie 15 lat walki o odzyskanie renty, mężczyzna wyprzedawał swoją ziemię.

- Próbowałem szukać pracy, oni mi próbowali szukać, ale niestety żaden lekarz nie podpisał przyjęcia do pracy z takim stanem zdrowia, w jakim jestem. Przyszłości sobie nie wyobrażam. Sprzedałem już wszystko, co miałem. Teraz zostały tylko zęby w ścianę. Nie ma nic, żadnych środków do życia – mówi pan Krzysztof.*

* skrót materiału

Reporter: Jakub Hnat

jhnat@polsat.com.pl