Kredyt podczas spłat zamiast maleć, rośnie

Leszek Wiatrowski spod Wrześni do końca życia będzie żałował skorzystania z usług firmy pożyczkowej. Mężczyzna pożyczył w niej 20 tys. zł, raty spłacał, ale dług zamiast maleć, rósł.

64-letni Leszek Wiatrowski jest rolnikiem, mieszka niedaleko Wrześni w województwie wielkopolskim. Mężczyzna utrzymuje się z produkcji mleka i pracy na roli. W czerwcu 2017 roku potrzebował kredytu. Miał już jeden w banku, dlatego o pomoc poprosił jedną z firm pożyczkowych.

- Potrzebowałem pieniędzy, żeby żniwa zacząć. Trzeba mieć pieniądze na paliwo, na sznurek. Znalazłem numer w gazecie, zadzwoniłem. Było kilka rozmów, wszystko przez telefon załatwialiśmy – opowiada Leszek Wiatrowski.

Oferta firmy pożyczkowej odpowiadała panu Leszkowi. Mężczyźnie zależało również na czasie, dlatego zgodził się na wszystkie warunki umowy. Po podpisaniu umowy przed notariuszem pan Leszek dostał 20 tysięcy złotych. Mógł zacząć żniwa. Po roku spłat rolnik chciał dowiedzieć, ile wynosi jego zadłużenie. Ta informacja go zszokowała.

- Jakoś więcej jak rok żeśmy spłacili, a ten pan mi mówi, że 21 tys. zł zostało. Przyszedł lipiec i spóźniłem się z jedną ratą. Przyjechało dwóch panów. Tak jak w filmie. Jeden dobry policjant, drugi zły. Jeden mnie straszył, że zabiorą zaraz maszyny, a drugi mnie na bok wołał, że muszę coś wpłacić – wspomina Leszek Wiatrowski.

- Pan Leszek podpisał umowę pożyczki, która została zabezpieczona tzw. przywłaszczeniem na zabezpieczenie oraz oświadczenie na poddaniu się egzekucji – informuje radca prawny Marcin Machyński.

Pan Leszek twierdzi, że spłacił całe zadłużenie z nawiązką. Mimo to okazało się, że dług nadal istniał i to w dużo wyższej kwocie niż wynosiła pożyczka. Wtedy firma pożyczkowa zaczęła działać. Tym razem na posesji pana Leszka pojawiła się z komornikiem.

- Mniej więcej informowano mnie o warunkach umowy, ale nikt mi nie powiedział, że to jest kredyt bez dna. Do tej pory zapłaciłem 28 tys. zł, nie licząc nerwów, upokorzenia. Oni twierdzą, że zostało jeszcze 36 tys. zł – mówi pan Leszek.

- Umowa zastała zawarta na okres jednego miesiąca. Ale żeby przedłużać te okresy, pan Leszek został zobowiązany do zapłaty dodatkowej prowizji w wysokości 1500 złotych miesięcznie. Pan Leszek twierdzi, że w żaden sposób nie wiedział i nie był informowany, że za każdy aneks (co miesiąc) do tej umowy ma płacić kwotę 1500 złotych – mówi radca prawny Marcin Machyński.

- To były moje 63. urodziny. Nie zapomnę tego do końca życia. Przyjechali rano przed 8. Wyciągnęli mnie z ciągnika. Hieny. To byli ludzie, którzy tego nie robili pierwszy raz. Ja całe życie jeżdżę ciągnikiem i nie potrafiłbym na lawetę wjechać tyłem z paszowozem. To byli artyści – uważa pan Leszek i dodaje: - Zabrali trzy ciągniki, paszowóz, siewnik do nawozu, opryskiwacz i prasę rolującą do słomy. Takim swoim chłopskim okiem oceniłem je na 120 tys. zł.

- Zabrano mu maszyny, więc został pozbawiony możliwości wykonywania swojej pracy – zauważa Radosław Szymański, sąsiad pana Leszka.
Próbowaliśmy dotrzeć do firmy udzielającej pożyczek. Niestety pod podanym w KRS adresem nikogo nie zastaliśmy. W trakcie realizacji reportażu otrzymaliśmy od firmy oświadczenie. Spółka zastrzegła, że nie mogła w nim szczegółowo opisać sprawy ze względu na prawną ochronę warunków umowy.

„Przed aneksowaniem zawartej ze Spółką umowy Kontrahent musiał mieć świadomość zasad przedłużania współpracy ze Spółką, a to z tego powodu, iż do samego wejścia w życie aneksu nie było wystarczające tylko złożenie samego podpisu przez Kontrahenta” – brzmi fragment oświadczenia spółki.

- Wszystkie prowizje, w naszej ocenie, są niezgodne z przepisami i niezgodne z zasadami współżycia społecznego – podsumowuje radca prawny Marcin Machyński.
Firma pożyczkowa czeka, aż pan Leszek spłaci powstałe zadłużenie. Mężczyzny jednak na to nie stać. Sprawa trafiła też do prokuratury. Panu Leszkowi brakuje już sił. Postanowił się jednak nie poddawać i walczyć do końca.*

* skrót materiału

Reporter: Paweł Gregorowicz

pgregorowicz@polsat.com.pl