Sąsiedzka wojna na pozwy i kontrole urzędników. Spór trwa od lat
Działalności gospodarcze dwóch sąsiadów są od lat kością niezgody w Rzeszotarach na Dolnym Śląsku. Pan Piotr Krupa oskarża pana Tomasza Chojnackiego – współwłaściciela skupu złomu - o zakłócanie spokoju. Z kolei pan Tomasz zarzuca sąsiadowi kłamstwa i regularnie nasyła kontrole na jego warsztat samochodowy. Urzędnicy rozkładają ręce, bo obaj przedsiębiorcy działają zgodnie z prawem, a problemy wynikają z braku porozumienia między sąsiadami.
49-letni Piotr Krupa mieszka w niewielkiej miejscowości Rzeszotary w województwie dolnośląskim. Mężczyzna prowadzi warsztat samochodowy. W 2013 roku pan Piotr postanowił obok warsztatu wybudować dom. W tym czasie rozpoczął się też spór sąsiedzki, którym od lat żyje cała miejscowość, a problemu rozwiązać nie mogą ani urzędnicy, ani sąd.
- Problem polega na emitowaniu hałasu przez firmę znajdującą się za płotem. Jest to skup złomu – tłumaczy pan Piotr.
- To jest rozmowa do ściany. Piotr próbuje cały czas tę sprawę załatwić, ale nie daje rady – przyznaje jeden z sąsiadów mężczyzny. I dodaje, że prace w zakładzie wykonywane są w różnych godzinach, nawet późnym wieczorem.
Pan Piotr z rodziną utrzymuje, że najbardziej uciążliwe są prace związane z załadunkiem i rozładunkiem złomu do kontenerów i samochodów.
- Hałas, jeżdżenie raka i uciążliwość, że do kontenerów wrzucają non-stop złom. Od rana do wieczora. Wpadłam przez to w depresję – mówi żona pana Piotra, Dorota Krupa.
- Chciałoby się wyjść na dwór, posiedzieć. Ale nie da się. Nie są to warunki godne mieszkania na wsi – dodaje córka pana Piotra, Angelika Czerwińska.
W Rzeszotarach aż wrze. Pan Piotr regularnie oskarża sąsiadów o zakłócanie spokoju. Tomasz Chojnacki, współwłaściciel skupu złomu, nie pozostaje dłużny i regularnie nasyła na mechanika kolejne kontrole urzędników.
- Mamy spór sąsiedzki od 2013 roku. Jest spowodowany tym, że pan Krupa rozprzestrzenia nieprawdziwe informacje na temat działalności naszej spółki. Zarzuca nam działanie wbrew przepisom prawa – twierdzi pan Tomasz.
Jak przyznaje przedsiębiorca, dziennie do skupu przyjeżdżają dwie, trzy przyczepki ze złomem, a z zakładu wyjeżdżają średnio dwa pełne kontenery. Jednocześnie zaprzecza, jakoby rozładunek miałby odbywać się w późnych godzinach wieczornych.
Spór sąsiedzki ostatecznie przeniósł się do sądu. Pan Piotr domaga się przestrzegania ciszy. Pan Tomasz tego, by pan Piotr przestał nagrywać skup.
- Biegły stwierdził przekroczenie norm hałasu. Założyliśmy sprawę sądową, którą wygraliśmy. No ale niestety wyrok do tej pory nie jest respektowany – tłumaczy pan Piotr.
- Otrzymaliśmy nakaz sądowy, aby działalność prowadzić w granicach przewidzianego ustawą hałasu. Zastosowaliśmy się do niego – ripostuje pan Tomasz. Przedsiębiorca też wystąpił do sądu, bo jak tłumaczy „pan Krupa notorycznie kameruje jego posesję”.
- Cały czas nam dokucza. Cały czas nas kameruje. Cały czas nasyła kontrole – mówi pani Jolanta, matka pana Tomasza.
- Kiedyś nagrywaliśmy z żoną na naszym balkonie hałas sąsiadów. Strzelono do nas z wiatrówki. Rozbito całą kamerę. Sprawa została umorzona z powodów niewykrycia sprawców – mówi nam pan Piotr.
Właściciel warsztatu mówi też, że zakładano mu sprawy karne, w których był oskarżony m.in. o organizowanie libacji alkoholowych na posesji. - Sąd uznał, że jest to zmyślone – dodaje.
Podczas naszej wizyty w Rzeszotarach było cicho, ale – jak twierdzi pan Piotr – to niecodzienna sytuacja. Potwierdzają to nagrania. Właściciel skupu uważa, że filmy są tendencyjne. Nie przekonują one także urzędników, którzy od czterech lat nie mogą rozsądzić sąsiadów.
- Stwierdzamy to, co jest podczas kontroli. Czyli, że jest cicho, inaczej niż na nagraniach, które widzimy – mówi nam starosta legnicki Adam Babuśka. Dodaje jednak, że od niedawna zmieniło się prawo ochrony środowiska i urzędnicy ponownie przyjrzą się sprawie.
Pan Piotr do tej pory na sądowych sporach z sąsiadem stracił ponad 30 tysięcy złotych. I to nie koniec, bo żadna ze stron konfliktu nie zamierza ustąpić.
- Nie mamy żadnego pomysłu. Wielokrotnie próbowaliśmy wyciągnąć rękę do pana Krupy, ale niestety nie udało się – tłumaczy pan Tomasz.
- Na początku próbowaliśmy. Nawet spisaliśmy takie porozumienie sąsiedzkie, gdzie obiecane było, że nie będą hałasować. Trwało to krótko, około dwóch tygodni. Niestety zakończyło się kolejnym hałasem – odpowiada pan Piotr.
Właściciel warsztatu zapewnia, że walczy o to, by w okolicy „mieszkało się normalnie”.
- Jest to konflikt sąsiedzki. Nie można mówić, że się kochamy, natomiast chcielibyśmy żyć normalnie, godnie – podsumowuje.*
*skrót materiału
Reporter: Paweł Gregorowicz
pgregorowicz@polsat.com.pl