Zmarł wskutek udaru. Ubezpieczyciel twierdzi, że nie

Piotr Ważny z Lubyczy Królewskiej zmarł nagle, miał 51 lat. Dostał udaru. Mężczyzna zabezpieczył swoją rodzinę, która na wypadek jego śmierci miała otrzymać od ubezpieczyciela 60 tys. zł. Bliscy pana Piotra otrzymali jednak 30 tys., ponieważ według ubezpieczyciela, mężczyzna na udar nie umarł. Wszystko przez informacje wpisane w karcie zgonu. Rodzina zmarłego odwoływała się od decyzji ubezpieczyciela, ale ten nie chce zmienić zdania, nawet po interwencji Rzecznika Finansowego.

Piotr Ważny był emerytowanym policjantem. Mieszkał ze swoją rodziną w Lubyczy Królewskiej, niedaleko Tomaszowa Lubelskiego. W marcu zeszłego roku nagle zmarł.

- Mój mąż zmarł nagle 30 marca 2018 roku, w Wielki Piątek, przed samymi Świętami Wielkanocnymi - mówi pani Marta, żona pana Piotra.

- Około 19:30 tata siedział na kanapie z mamą, stracił przytomność. Karetka przejęła reanimację, ale niestety nie udało się. Można powiedzieć, że zmarł nam na rękach - dodaje pan Maciej, syn zmarłego.

Pan Piotr oraz kilku jego kolegów z pracy podpisali grupowe ubezpieczenie na życie. Mężczyzna opłacał składki ponad 5 lat. Po śmierci ubezpieczyciel nie wypłacił rodzinie pełnej kwoty.

- Rozpatrzono nam śmierć męża jako normalny, zwykły zgon, czyli dostaliśmy połowę ubezpieczenia. Dostaliśmy 30 tys., a ubezpieczenie opiewało na 60 tys. - tłumaczy pani Marta.

Bliscy pana Piotra odwołali się od tej decyzji. Po paru miesiącach dostali jednak negatywną odpowiedź.

Wszystko przez informacje wpisane w karcie zgonu. W tej karcie znajdują się trzy pozycje: bezpośrednia przyczyna zgony, pierwotna i wtórna. Według ubezpieczyciela udar powinien znaleźć się w rubryce „pierwotna przyczyna zgonu”.

- Konsultowaliśmy się z lekarzami, z biegłymi i okazuje się, że udar mózgu, zawał serca nie może wystąpić jako przyczyna pierwotna, coś ten udar musiało wywołać. W tym przypadku było to nadciśnienie tętnicze - mówi pan Maciej.

Krystyna Krawczyk, dyrektor w biurze Rzecznika Finansowego podkreśla, że „obiecuje się wypłatę większego świadczenia w przypadku, jeśli śmierć będzie spowodowana określoną chorobą”.

- Okazuje się, że ta choroba jest w sposób inny zdefiniowana, niż to międzynarodowe standardy określają. W praktyce to tak naprawdę skutkuje dużym zawężeniem ochrony ubezpieczeniowej, jak nie pustym ubezpieczeniem - dodaje.

Pan Andrzej, kolega zmarłego pana Piotra zauważa, że ubezpieczyciel nie wymagał aktualnych badań lekarskich.

- Rzuciłem hasło, że leczę się na nadciśnienie. „Ciśnienie nie trzeba, to wszyscy chorują” - cytuje pan Andrzej.

Chcieliśmy poznać stanowisko firmy. Towarzystwo Ubezpieczeniowe w mailu nie udzieliło nam informacji, zasłaniając się przepisami i procedurami.

Pani Marta i pan Maciej odwoływali się od decyzji ubezpieczyciela, ale ten jej nie zmienia. Nie pomogła też interwencja Rzecznika Finansowego.

- W naszym potocznym rozumieniu zawał, udar czy borelioza jest jakimś określonym schorzeniem, które mamy wpisane w kartę, ale zakład ubezpieczeń formułuje te schorzenia, i tak naprawdę zawęża je do takich stanów, które w praktyce występują bardzo rzadko albo wcale - tłumaczy Krystyna Krawczyk z biura Rzecznika Finansowego.

- Wniosek z tego taki, że trzeba umrzeć zdrowym, żeby dostać jakiekolwiek pieniądze. Bo teraz jakby udar mózgu był wpisany jako przyczyna pierwotna, co jest absurdalne i niemożliwe, to wtedy doczepiliby się o nadciśnienie - twierdzi pan Maciej.

Rodzina pana Piotra wciąż przeżywa stratę najbliższej osoby. Tym trudniej jest im zrozumieć decyzję ubezpieczyciela. Liczą, że firma zmieni zdanie, ale jeśli tak się nie stanie, pozostanie im jedynie droga sądowa.

- Pisma z ubezpieczenia, jak przychodziły, to jakbym na nowo traciła męża. Na nowo przeżywam tę śmierć. To po prostu jest nieetyczne, nieludzkie, brak mi słów, co te firmy robią z ludźmi. Ludzie ubezpieczają się, żeby zapewnić rodzinie byt, a tu się okazuje, że są schody nie do przebycia - mówi pani Marta.*

* skrót materiału

Reporter: Angelika Trela
atrela@polsat.com.pl